„Kto robi z siebie kość, tego żrą psy” (s.212)
Czy stygmatami może być naznaczony każdy? Czy stygmaty są oznaką wyjątkowości? Co to są stygmaty i w jaki sposób stanowią o ich posiadaczu? Jakkolwiek odpowiemy na te pytania, zawsze będą one prowadziły do religijnego sposobu postrzegania i przeżywania rzeczywistości i zawsze będą w jakiś pośredni czy bezpośredni sposób związane z postacią Chrystusa i jego ukrzyżowaniem.
Czy bohaterka czeskiej powieści, zdecydowanie daleka mistycyzmowi, Żydówka wychowana w duchy pozbawionym jakiejkolwiek ortodoksji religijnej może być stygmatyczką? Czy może jej z dłoni płynąc krew w chwilach szczególnego uniesienia?
- Tak, może to się zdarzyć i wydarza się w powieści Radki Denemarkowej zatytułowanej „Pieniądze od Hitlera”.
Czy zatem musimy przedefiniować koncept stygmatów czy raczej rozszerzyć jego zakres, bo przecież w tym nowym kontekście nic się nam tu nie zgadza z tradycyjnym rozumieniem i określeniem stygmatyka. Gita Lauschmann nie jest religijna, nie jest mistyczką, nie doświadcza wizji, nie transcenduje, nie jest nawet katoliczką, a już z pewnością nie ma nic wspólnego z jakakolwiek ortodoksją:
„A że jestem Żydówką, tego nie wiedziałam, w domu nikt mi o tym nie mówił, dopiero zaraz przed tym, jak nas wywieźli…”(s.43)
– czy rzeczywiście?
Płyną jej przecież strumyki krwi z dłoni w chwilach, gdy rzeczywistość przekracza możliwość jej objęcia i zrozumienia, a proces który ma tego zadania dokonać jest nazbyt bolesny, jeśli w ogóle możliwy.
Gita Lauschmann nie jest katoliczką, nie jest mistyczką, nie doświadcza wizji niebiańskich, nie rozmawia bezpośrednio ani pośrednio z Bogiem, nie transcenduje w zaświaty anielskie wiecznej i nieskończonej boskiej miłości, nie jest oblubienicą Chrystusa.
Czy rzeczywiście i czy nie doświadcza żadnych wizji?
„Upadam w niską zeschłą trawę. Pod słońce w zenicie. Dopadnie mnie. Ani chybi. I na obnażoną bladość rąk i nóg chluśnie strumieniem gorących igiełek. Jestem łatwym celem. Każdy szuka takiego celu. I znajduje. Zawsze jest ktoś o szczebelek niżej. Ktoś bardziej bezbronny. Bardziej odkryty.
Przyglądam się z bliska pełnej krzątaniny ziemi. Z daleka widać spokój. Bezruch. Pod lupą nerwową panikę. Owady. Mrówki. Chrząszcze. Kozioróg dębosz. Świerszcze. Kulanki. Biedronka. Konik polny. I pająk-uciekinier. Podczas gdy mnie roztapia płynący z góry żar, one umykają przed zimnymi słonymi kroplami, których ja nie umiem zatrzymać. Zabijam robactwo słoną ulewą, cała ta drobnica topi się w moim smutku, paląco bezsilnym smutku. Nic już nie będzie jak przedtem. Nigdy nie będę dotykać ich skóry. Skóry chroniącej żyjące ciała. Nigdy nie będziemy razem. A nawet gdybyśmy byli… Co byśmy zrobili z niedawną przeszłością, jak byśmy się od niej wyłgali, jak wygrzebalibyśmy się z tej jamy. W której ugrzęzła rodzina. Moje dzieciństwo. Wszystko, co tam ugrzęzło… Tego już nie ma, no tak, tego już nie ma.
Zostało nasze gospodarstwo. Mury, za którymi się schowam i uzbroję, za którymi się osunę na ziemię, by potem znów stanąć na nogi, mury, za którymi się wzmocnię szczęśliwymi wspomnieniami. Mury, za którymi się schowam i uzbroję, za którymi…
Ziemia pęka. Kiwam głową w tę i we w tę. Ciężkim odważnikiem przygniatam i miażdżę uciekającą mrówkę. Resztki mrówczego ciała rozwałkowuję środkiem czoła. Moje przyklejone znamię śmierci. Palcami chwytam się trawy, rwę ją kępkami. Póki nie zniknie pokusa, żeby wrzeszczeć i jęczeć i rozdrapać sobie paznokciami ręce, wbić paznokcie głęboko w skórę i nie puszczać, rozłożyć ramiona i z całej siły uderzyć w wystający gwóźdź, ścisnąć w dłoni szklankę i zgnieść na szklaną miazgę”.
Doświadcza przecież niewyobrażalnego. Głoduje i umartwia się, spada na nią niebywałe dla przeciętnego człowieka cierpienie, jest drastycznie wyalienowana, odrzucona i niezrozumiała w swych działaniach, pragnie akceptacji swych wizji, balansuje często na granicy życia i śmierci, doświadcza skrajności w ludzkich zachowaniach, spisuje swoje doświadczenia ze spotkań z drugim człowiekiem, ma nieskończoną nadzieję i wierzy głęboko w sens swego posłannictwa i swą rolę w zachowaniu pamięci o tych, którzy odeszli. Czy nie są to wystarczające powody i dowody na to, żeby rozszerzyć definicję stygmatów na nie katolików, nie mistyków, nie wizjonerów? Czy akceptowalna i możliwa jest stygmatyzacja w wersji świeckiej? Czy Gita to nie-święta stygmatyczka, nowa wersja świeckiej mistyczki?
„ – Stygmaty?
Chce obejrzeć ranę. Z której wyciekał cienki strumyczek krwi. Szkoda, że nigdy nie wyciekł w czasie, kiedy mógłby wsiąknąć w śnieg.
Śmieję się.
– Tak jest. Oczywiście. Czego innego pan oczekiwał, panie doktorze? Krew, która wyciekła z rodziców, z Rosalii, z Adina, z mojego synka Rudolfa. Ta krew wpompowała się do mojego serca. Do moich tętnic, żył i naczynek. I są chwile, kiedy muszę jej upuszczać. Póki tych waszych fałszywych facjat razem z tym waszym wyściełanym puklickim kukułczym gniazdem nie spłucze solidny krwawy prysznic. Raz na zawsze. Prosto do piekieł.” (s.117)
Pieniądze od Hitlera, Radka Denemarkova, Oficyna Wydawnicza Atut, 2008, s.227.
Kontynuacja artykułu w przyszłym tygodniu
Zbyszek Kruczalak