Dla wielu jest to najbardziej oczekiwany film roku, dla innych – salonowa laurka nie mająca nic wspólnego z prawdą. Biograficzna opowieść Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie to dzieło głośne, tak jak głośny jest jego bohater: postać, która odegrała w polskiej historii dużą rolę.
Wałęsę znają wszyscy Polacy i prawdopodobnie każdy z nich ma o nim wyrobione jakieś zdanie. Nie jest to trudne – był wszak liderem prawie 10-milionowego związku zawodowego, który walczył z komunizmem, więźniem sumienia w czasie stanu wojennego, laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, liderem opozycji przy Okrągłym Stole, wreszcie pierwszym demokratycznym prezydentem III Rzeczpospolitej. Również dziś nie daje o sobie zapomnieć, stale zabierając głos w sprawach krajowych i uczestnicząc w ważnych spotkaniach międzynarodowych. Bo Wałęsa jest jednym z dwóch Polaków żyjących w naszych czasach, których świat naprawdę zauważył (drugą był Jan Paweł II).
Patrzymy dziś na tę postać na kilka sposób. Pierwszy to legenda pozytywna i heroiczna – człowieka, który obalił komunizm w Europie Środkowo-Wschodniej. Wałęsa, prosty robotnik, wziął udział w ważnych wydarzeniach historycznych. W grudniu 1970 r. był jednym z przywódców strajków w Gdańsku, które skończyły się zamieszkami, strzałami żołnierzy do robotników i upadkiem Władysława Gomułki i nastaniem Edwarda Gierka. Zwyczajny elektryk, głowa wielodzietnej rodziny, był człowiekiem niepokornym, dlatego właśnie w drugiej połowie lat 70. zaangażował się w tworzącą się opozycję demokratyczną, współorganizują Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, zresztą ramię w ramię ze swoimi przyszłymi wrogami i krytykami – Anną Walentynowicz i Andrzejem Gwiazdą. Dzisiaj mało się o tym pamięta (dziś sami by się do tego nie przyznali), ale jeszcze wtedy ludzi tych łączyła nić porozumienia i współpraca we wspólnym celu.
W sierpniu 1980 r. Wałęsa stanął na czele strajku w Stoczni Gdańskiej. Oczywiście, ludzi którzy odcisnęli piętno na proteście, który zmienił Polskę, było wielu. Bogdan Borusewicz, młody działacz opozycji, zorganizował go. Strajkujący stanęli w obronie wyrzuconej z pracy Anny Walentynowicz. Tramwajarka Henryka Krzywonos, przekonała stoczniowców, by nie przestali protestować po załatwieniu swoich postulatów. Wiele pomogli też eksperci, którzy doradzali przy negocjacjach z władzą. Ale to Lech Wałęsa był liderem strajku, jego twarzą, on prowadził negocjacje, jemu udało się dogadać z przedstawicielami PZPR „jak Polak z Polakiem”. On podpisał porozumienie gdańskie wielkim, dziwacznym długopisem.
Wałęsa był liderem opozycji przez całe lata 80. I wtedy, gdy w czasie „karnawału z wyrokiem” między Sierpniem a stanem wojennym jako przewodniczący NSZZ „Solidarność” lawirował między postulatami społeczeństwa, twardymi realiami gospodarczymi i geopolitycznymi oraz wzmacniającą się władzą. I wtedy, gdy po 13 grudnia 1981 r. nie dał się wciągnąć w grę bezpieki, która chciała niby zachować „Solidarność” z nim na czele, tak naprawdę próbowała jednak przejąć pełną kontrolę nad związkiem. Wałęsa nie zgodził się na to, przesiedział w areszcie domowym i nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Liderem był też wtedy, gdy wreszcie doprowadził do rozmów Okrągłego Stołu, od których zaczął się upadek komunizmu w Polsce.
Ale znamy też inną twarz Wałęsy, która ujawniła się w czasie, gdy był prezydentem. Wciąż próbował był trybunem ludowym, a jednocześnie stawała się powoli autokratą. Jego prezydentura to nie tylko czas transformacji gospodarczej czy zmian w polityce zagranicznej – to również okres kłótni z dawnymi współpracownikami z „Solidarności” - najpierw „wojna na górze” z premierem Mazowieckim, później noc teczek, odsunięcie od władzy Jana Olszewskiego i nowa wojna z braćmi Kaczyńskimi. Wszyscy obwiniali prezydenta o skłócenie obozu solidarnościowego i oddanie władzy postkomunistom, czego największym symbolem była przegrana Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim w wyborach prezydenckich 1995 r.
Później Wałęsa coraz bardziej zaczął rozmieniać na drobne swoją legendę – wciąż ze wszystkimi się kłócił, stroił się w piórka „człowieka, który obalił komunizm” i co gorsza coraz częściej swoimi chyba nie do końca przemyślanymi wypowiedziami wzbudzał konsternację ludzi, którzy wierzyli w jego legendę.
Jest wreszcie trzecia twarz Wałęsy – agenta bezpieki. Faktem trudnym do podważenia jest to, że elektryk ze stoczni w grudniu 1970 r. nawiązał kontakt z SB i otrzymał pseudonim „Bolek”. Przeżył wówczas masakrę na Wybrzeżu, czuł się jakoś odpowiedzialny za robotników, których wcześniej prowadził do strajku. Próbował chyba negocjować z władzami i przekonywać je do rozważnych działań. Nie wiadomo jak udało się go skłonić do współpracy, wiadomo też jednak, że w zasadzie po dwóch latach zaprzestał jej i zaczął sprawiać coraz większe problemy komunistom.
Jednak wielu wrogów Wałęsy chce postrzegać go tylko jako „Bolka” – wierzą, że do końca PRL szedł na pasku SB, w Sierpniu 1980 r. przywieziono go do stoczni motorówką, był człowiekiem podstawionym przez komunistów, by przechwycił autentyczny gniew Polaków. No i oczywiście odsunął od władzy ich, którzy byli prawdziwymi opozycjonistami. Jak każda teoria spiskowa jest ona spójna i piękna. Ale raczej brak na nią poważnych dowodów.
Warto mówić o Wałęsie, bo w nim trochę przewija się historia Polski – wielcy liderzy, którzy sami gubią swoje legendy, a jednocześnie wszyscy ich nienawidzą.
Tomasz Leszkowicz