----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

14 listopada 2013

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Publikujemy 83 część wykładów księdza profesora Józefa Tischnera z cyklu „Wybrane problemy z filozofii człowieka”.

„Czy najbardziej rzucające się w oczy stany naszego JA, które jak sądzimy ujmujemy bezpośrednio, nie są najczęściej spostrzegane poprzez pewne formy zaczerpnięte ze świata  zewnętrznego, który zwraca nam to, cośmy uprzednio od niego wzięli?” – pyta Henri Bergson.

Umysł nasz w naturalny sposób ciąży w stronę świata zewnętrznego, czerpiąc stamtąd generalne modele, pod kątem których stara się zrozumieć świat wewnętrzny, ale kto patrzy na świat przez dziurkę od klucza, dla tego świat przybierze kształt zbliżony do klucza, aby uchwycić zjawiska wewnętrzne w ich prawdzie, trzeba poddać się działaniu samych zjawisk i z nich, a nie skądinąd,  wyprowadzać modele interpretacyjne. W przeciwnym wypadku wydawać się nam będzie, że poznajemy siebie, podczas gdy naprawdę w dalszym ciągu będziemy poznawać świat zewnętrzny.

Współczesny spirytualizm ostrzega przede wszystkim przed trzema obrazami naszej wyobraźni. Są to:
wyobrażenie przestrzeni,
wyobrażenie związku przyczynowego
i wyobrażenie formy rzeczy.

Oznacza to, że świat w który wchodzimy, będzie światem pozbawionym wymiaru przestrzennego, zupełnie niepodatnym dla interpretacji kauzalistycznej, a jego forma nie będzie formą zbliżoną lub równoważną formie rzeczy.

Na fałszującą rolę wyobrażenia przestrzeni zwracał uwagę Bergson. Protestował przede wszystkim przeciwko natręctwu, z jakim wyobrażenie to wciskało się w spojrzenie zwrócone ku sprawom świadomości. Mówił o „obsesji idei przestrzeni”. Dlaczego wydawała mu się ona tak niebezpieczna?

Ponieważ narzucając się na świadomość przynosiła ze sobą wyobrażenie, że jedna treść świadomości jest zewnętrzna w stosunku do drugiej: tu jest nadzieja, tam lęk, tu miłość, tam odwaga i tak dalej. Nie ma to najmniejszego sensu. Przeżycia i doznania wewnątrz świadomości nie są rodzajem pionków na szachownicy, które choćby nie wiadomo jak się je mieszało, zawsze pozostawać będą na zewnątrz od siebie. Bergson pisze:

„Kiedy obrzucam wewnętrznym spojrzeniem świadomości swoją osobowość, załóżmy, że bezczynną - zauważam – niczym stwardniałą skorupę na powierzchni, wszystkie postrzeżenia, które otrzymuje ona ze światła materialnego. Postrzeżenia te są jasne i wyraźne. Jeżeli jednak skupiam się w sobie i skierowuję od powierzchni ku środkowi, jeśli szukam w głębi siebie tego, co jest najbardziej jednolicie, najbardziej stale ze mną samym, znajduję zgoła coś innego. Pod tym skupieniem dobrze uformowanych kryształów, pod ściętą  w lód powierzchnią  jest ciągłość przepływu nie dająca się porównać z niczym z tego, co kiedykolwiek widziałem płynące. Jest to kolejność stanów, z których każdy zapowiada to, co ma nastąpić i zawiera to, co go poprzedza. W gruncie rzeczy stanowią one dopiero wówczas wiele stanów, kiedy przeszedłem już poza nie i odwracam się, by oglądać ich ślad. Gdy ich doznałem, były tak ściśle, tak organicznie ze sobą związane, tak głęboko ożywione wspólnym życiem, że nie byłbym umiał powiedzieć, gdzie naprawdę któryś z nich się kończy, a zaczyna inny. W rzeczywistości żaden z nich nie zaczyna się ani nie kończy, lecz wszystkie przedłużają się stanowiąc jeden ciąg.”

Na fałszującą rolę obiegowego modelu rzeczywistości zwraca uwagę wielu myślicieli. Pisał o tym Husserl, Pfänder, Scheller i inni. Dla Bergsona odrzucenie modelu kauzalnego było następstwem odrzucenia wyobrażenia przestrzeni, to jest idei zewnętrzności jednego przeżycia w stosunku do drugiego. Do tego doszły także inne motywy:

„powiedzieć, że te same wewnętrzne przyczyny sprawiają te same skutki, to suponować, że ta sama przyczyna może pojawić się w teatrze świadomości wielokrotnie, a to jest niemożliwe. Stosunek przyczynowości wewnętrznej nie wykazuje  żadnej analogii ze stosunkiem dwóch zjawisk zewnętrznych, które się warunkują”.

Jeszcze bardziej radykalny jest w tym punkcie Max Scheller. W pięknej pracy o idolach samopoznania ukazuje szczegółowo, w jaki sposób formy związków przyczynowych, przenoszone ze świata zewnętrznego zniekształcają nam obraz stosunków zachodzących miedzy stanami i aktami świadomości między poszczególnymi aktami, przeżyciami i tak dalej. Pisze on z głębokim przekonaniem opartym na niespotykanej intuicji tych spraw, że ludzkie JA odznacza się jakaś szczególną formą jedności, obejmującą całość jego przeżyć, ale sposób przynależenia przeżyć do JA;

- nie jest ani przestrzenny /one nie są „ogarniane” ścianami/,

- ani czasowy /nie są jednością na tej tylko zasadzie, że niektóre z nich są równoczesne/,

-ani przyczynowy /one nie są „skutkiem” tej przyczyny, którą je JA/.

Na czym polega swoistość tej jedności? Odbiegając od Schellera przyjrzyjmy się opisowi nadziei, który dostarczył nam Gabriel Marcel:

„Stwierdzenie mam nadzieję w całej swojej sile zwrócone jest w kierunku jakiegoś wybawienia. Chodzi tu naprawdę o wydobycie się z mroków, w jakich obecnie jest pogrążony, może to być zarówno mrok choroby, rozłąki, wygnania czy niewoli. Oczywiście w podobnych przypadkach jest rzeczą niemożliwą oddzielenie stwierdzenia mam nadzieję od pewnego typu sytuacji, do jakiej się ono w rzeczywistości odnosi. Nadzieja mieści się dokładnie w ramach próby i nie tylko się z nią łączy, lecz stanowi prawdziwą odpowiedź bytu na próbę.

Człowiek żyjący w „stanie nadziei” może słusznie powiedzieć, że wszystkie jego czynności są przeniknięte „jego nadzieją”, Budzi się rano „pełen nadziei”, podejmuje w niej swą codzienną pracę, przezwycięża piętrzące się trudności, rozwija radość, tłumi odruchy zniechęcenia. Czy nadzieja jest przyczyną jego czynności? Czy one są jej skutkiem? – Nonsens.

Czy nadzieja je motywuje? Najczęściej motywy leżą gdzieś w wydarzeniach świata, podczas gdy ona jest w nim. Choć nadzieja nie jest ani przyczyną, ani motywem aktów, bez niej żaden prawdziwy, aktowy ruch naprzód człowieka nie byłby możliwy.

Mówimy: nadzieja umożliwia życie. Może jest ona „warunkiem możliwości” czegoś?

Owszem, ale jest to całkiem szczególny warunek możliwości, bo niepozwalający się oddzielić od tego, co jest warunkowane. Jak nadzieja jest w aktach świadomości, tak akty są w niej. Ukonstytuowana przez nadzieję jedność osobowego JA człowieka nie da się z niczym innym porównać, w szczególności zaś nie daje się porównać z jednością, którą budują związki przyczynowe zachodzące pomiędzy poszczególnymi elementami świata widzialnego.

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor