Ostrzeżenia dla turystów to nic nowego. Amerykański Departament Stanu zniechęca do zwiedzania Korei Północnej, czy organizowania wycieczki do Iranu. Z kolei francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzega przed niektórymi rejonami Chicago. Odradza zapuszczania się zwłaszcza w południowe i zachodnie dzielnice, które jak wiemy stanowią 2/3 powierzchni miasta.
Pierwszy informację tę na stronie francuskiego MSZ dostrzegł Washington Post. Następnie przedrukowały ją media lokalne, skąd bardzo szybko trafiła do ratusza miejskiego wzbudzając oburzenie i oficjalne protesty. Ostrzeżenie dotyczy wprawdzie aż 16 miast w Stanach Zjednoczonych, ale żadne z nich nie poczuło się aż tak obrażone jak Chicago.
Francuskim podróżnym radzi się, by omijali południowy-zachód i południe Chicago, zwłaszcza rejon poniżej 59 ulicy. Wprawdzie tylko kilka dzielnic w tamtej części miasta uznawanych jest za wyjątkowo niebezpieczne, to jednak MSZ Francji nie wyróżnia ich i sugeruje, by trzymać się śródmieścia i północy.
Pascale Furlong, rzecznik prasowy Konsulatu Francji w Chicago powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że francuski MSZ podobnie jak Departament Stanu USA ostrzega swych rodaków przed niebezpiecznymi rejonami świata.
“To obowiązek i odpowiedzialność wobec naszych obywateli podróżujących poza granice Francji” – stwierdził Pascale.
Rzecznik francuskiej ambasady dodał również, że w zeszłym roku USA odwiedziło około półtora miliona turystów z tego kraju i obowiązkiem ministerstwa jest informowanie ich o potencjalnych zagrożeniach podczas podróży.
Nie dodał tego, ale jeszcze niedawno niektóre dzielnice Paryża znajdowały się na podobnej liście publikowanej przez amerykański Departament Stanu. Zresztą obok Chicago na francuskiej liście znalazły się niektóre dzielnice Nowego Jorku, LA, niektóre przedmieścia Cleveland, czy niemal całe Baltimore.
Nigdzie jednak informacja ta nie wywołała aż tak wielkiego oburzenia, nie tylko ze strony mieszkańców. Walczący o uznanie miasta za jedną z największych atrakcji turystycznych USA Rahm Emanuel nie zagroził wprawdzie zmianą nazwy frytek, czy grzanek lub bojkotem kuchni francuskiej, jednak ostro zaprotestował w rozmowie z konsulem generalnym Francji.
“Nie będę mówił, co naprawdę myślę o Francuzach – powiedział burmistrz w czasie konferencji prasowej podsumowując swą rozmowę z przedstawicielem tego kraju – Jesteśmy najbardziej amerykańskim miastem!”
Nie wspomniał jednak o tym, że w liczącym 2 miliony 700 tysięcy mieszkańców Chicago popełniono w ubiegłym roku 514 morderstw, podczas gdy w całej, liczącej 67 milionów mieszkańców Francji popełniono ich 665.
RJ