----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

28 listopada 2013

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Bohater Twardocha chciałby może i być sobą, ale nie może, bo znaczenie jego rodzi się dopiero w oparciu o coś, a o co tu się oprzeć jak tego czegoś już nie ma, bo przyszli Niemcy i dwadzieścia lat odzyskanej, ukochanej Ojczyzny w trzy tygodnie września 1939 roku szlag trafił!

„[…] Polski już nie ma, a to Polska określała ich wartość i znaczenie, Polska, którą sami budowali i za którą dwadzieścia lat wcześniej nawet niektórzy walczyli i tak świętowali koniec swojego życia, a potem uciekali do Rumunii, na Węgry i albo wpadali w ręce Sowietów, albo im się udawało i uciekali dalej, do Francji i do Londynu, i tam dokonywali swojego życia bezwartościowego, bo tej Polski, która określała ich wartość jako mężczyzn i ludzi, nie było już nieodwołalnie. (Morfina, s.284)

Kostek jest jednakowoż w znacznie wygodniejszej pozycji, jest ulokowany gdzieś „pomiędzy”, stąd nic nie jest skończone „nieodwołalnie”. Jak sam w pewnym momencie mówi:

„Posiedziałem tak trochę w dziwnym poczuciu bycia nigdzie, w świecie, którego nie ma, w wielkim pomiędzy”. (tamże, s.200)

 Teraz jest Niemcem, bo przedtem był Polakiem, tak jak poprzednio był Polakiem, mimo że jednocześnie był Niemcem – i w końcu nie wie - czy jest makiawelicznym lisem czy mickiewiczowskim Konradem W. -  tak jakby to nie było wszystko jedno, a jeśli nie jest to na ile?

To tylko niektóre sparafrazowane pytania, które zadaje sobie Kostek, który zgubiony i odnaleziony nam się wydaje i to szukanie siebie w nim jest intrygująco w Morfinie skonstruowane, opowiedziane i sfotografowane, bo:

„Twardoch to mistrz detalu, pieczołowicie odtwarza rzeczywistość początku wojny, chodzimy z nim po ulicach, odwiedzamy lokale. Jeszcze nie wiadomo, co nastąpi później, jeszcze jest ciepła woda w kranie, kawa, w kawiarni można obserwować nową wojenną modę – eleganckie towarzystwo nosi buty narciarskie i plecaki, żeby być gotowym do drogi.”

Ta „droga” jest misternie nakreślona w powieści. Twardoch tworzy koronkowe układy narracyjne. Jeśli główny bohater, Konstanty Willemann, morduje grubego lwowiaka i wyciąga mu przy tym scyzorykiem oko z oczodołu, to jednocześnie poznajemy przeszłe losy tegoż, jesteśmy wciągnięci w historię zakopanej w klasztorze broni z dodatkowym wątkiem siostry przełożonej i paru jeszcze innych sióstr, musimy też dać sobie radę z „epopeją” zakonspirowanej paczki, którą Kostek musi dostarczyć do domu Łubieńskiej i przekazać niejakiemu Stefanowi Witkowskiemu o pseudonimie „Inżynier” – rzecz jasna to nie wszystko, bo tu z kolei Twardoch rzuca nas na głębokie wody organizacji konspiracyjnych i tajnych służb oraz polityki rządu emigracyjnego i krajowych władz AK.  To też jeszcze nie wszystko, powieść ma przecież prawie sześćset stron i nie wolno nam zapomnieć o bardzo istotnym wątku kurwy o wdzięcznym imieniu Salome, której udział w całym wydarzeniu mordowania Kajetana Tumanowicza i odzyskiwania pakunku jest zasadniczy i to nie tylko z powodu zamiłowania Kostka do unarkotyzowanego seksu, ale głównie dla jej związków z Igą, żoną najbliższego przyjaciela Kostka, doktora Jacka Roztańskiego, od którego dostaje często morfinę, i którego żonę pozbawił dziewictwa, oczywiście jeszcze przed orgiastycznymi bachanaliami, w której brała udział wraz ze wspomnianą już kurwą. To zresztą zdarzenie prowadzi nas do kolejnej historii dotyczącej panny Alicji z dworu u Rochacewiczów, która zgwałcona przez sowieckiego żołnierza, rodzi dziecko w Kazachstanie, które umiera tam z głodu, a ona już w Palestynie, strzela sobie w usta.

Ta niekończąca się historia, nabudowana wokół splatających się i przenikających wzajemnie postaci i wydarzeń jest nieustającą, permanentną próbą określenia tej całej menażerii ludzkiej w komedio-tragedii (czy raczej odwrotnie), gdy Niemiec jest Polakiem, a Polak Niemcem, a wszyscy są sobą o ile sobą nie są!

„A bardziej, głupiec, myśli o tym, jak dramatycznym jest jego życie, rozdarte pomiędzy polskością a niemieckością, och, jakież to straszne w tym świecie zdeklarowanych, totalnych narodowości być rozdartym między niemieckim ojcem a polską matką, jak to strasznie mieć dwie Muttersprache, dwa serca bijące w piersi, jak ciężko być Polakiem, kiedy jest się z krwi i pochodzenia Niemcem, jakaż to katorga!” (tamże, s.266)

To przemieszanie wszystkiego ze wszystkim jest rzecz jasna gombrowiczowską metodą na znalezienie odpowiedzi na pytanie: kim w istocie jesteśmy, a kim nie jesteśmy i gdzie jest to JA moje, a gdzie nie moje, a tylko przez innych mi narzucone?

„Kostek od dzieciństwa spędzonego w rodzinnych Katowicach (warszawiakiem został wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości), prowadził życie podwójne w każdym wymiarze. W skrytości kochał niemieckiego ojca, ale z woli matki musiał go nienawidzić. Choć łajdak, cynik i narkoman – ożenił się z kobietą "higieniczną, eugeniczną" i zamieszkał z arcypolskim teściem, "poznańskim endekiem". Spłodził syna i, na gruncie owej mimikry, usiłował wieść życie porządnego mieszczanina z artystycznymi pretensjami. Przyjaźnią zaszczycał go sam Iwaszkiewicz. Wszystko miało być tak, jak w scenariuszu przewidzianym dla warszawskiego inteligenta. A więc podchorążówka w Grudziądzu, ćwiczenia w pułku ułanów, a we wrześniu roku pamiętnego – wymarsz na front.”

Ta kapitalna historia rodzinna głównego bohatera, jego śląsko-niemiecko-polskie korzenie w kontekście biografii ojca, niemieckiego oficera – arystokraty i matki hospitalizowanej psychiatrycznie, która oczarowała swego psychiatrę, który dla niej zwariował i został Polakiem, a ona, mająca też upodobanie do młodych chłopców i Polski, uwiodła ojca Kostka, wtedy nastoletniego, którego zresztą potem porzuca, bo ten traci swego penisa w wojennej zawierusze, a cóż to za mężczyzna bez członka i cóż to za Polska bez Polski? Ta kapitalna biografia, kompletnie i całkowicie schizofreniczna pozostawia nas na zawsze z pytaniem na ustach, czy JA to JA, a jeśli nie lub tak, to na ile?

Czy odpowiedź jest możliwa? Wydaję się, że jej prawdopodobieństwo jest jak 56, a może 57 – dlaczego? No właśnie dlatego.

_____________________________________________________________________

Morfina, Szczepan Twardoch, WL, 2013, s.578.

W tekście wykorzystani fragmenty artykułów z:
Kostek Wallenrod nie daje rady, Dariusz Nowacki, w: Gazeta Wyborcza, 11 grudnia, 2012.
Mężczyzna w rękach kobiet, Justyna Sobolewska, w: Polityka, 4grudnia, 2012.

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor