Premierowa emisja filmu „Igrzyska śmierci: w pierścieniu ognia” stała się w ubiegłym tygodniu prawdziwym fenomenem kulturowym, przyciągając zróżnicowaną demograficznie widownię i osiągając rekordową sprzedaż biletów w historii listopadowych premier filmowych.
Pomiędzy ubiegłym czwartkiem a niedzielą emisja filmu w północnoamerykańskich kinach przyniosła dochód rzędu $161.1 milionów ze sprzedaży biletów. Tym z Państwa, którzy filmu jeszcze nie widzieli, zaręczam, że bilet będzie wart swej ceny, a 2.5-godzinny seans minie niepostrzeżenie. Jednak to nie na artystycznych walorach zasadza się wartość filmu, który nawet najbardziej niewzruszonych widzów wywołuje niepohamowane łzy. Rzecz w dość nietypowym jak na film masowo oglądany przez nastolatków przesłaniu.
A jest nim, w moich odczuciu, wezwanie do sprzeciwu. Jego przedmiot jest już natomiast kwestią bardzo osobistej interpretacji. W „Pierścieniu ognia” jest nim futurystycznie ujęty totalitaryzm. Oto w 75 lat po krwawym stłumieniu przez rząd rebelii 12 dystryktów, ich mieszkańcy są co roku zmuszani do oferowaniu swych dzieci do udziału w igrzyskach śmierci, w których losowo wybierani uczestnicy muszą zabijać innych by przeżyć. Brzmi zbyt odlegle od rzeczywistości, w której przyszło nam żyć? Tylko nam się tak wydaje.
Fenomen kulturowy filmu polega bowiem nie na zabawianiu futurystyczną opowiastką o wyimaginowanym totalitaryzmie, a na zaskakującej identyfikacji masowej widowni z rebelianckimi tłumami, które, wbrew opancerzonym wozom bojowym, manipulacji sztucznie wytworzoną rzeczywistością igrzysk i dekadencką eksploatacją mieszkańców, wygrywają będąc w stanie wskrzesić w sobie uczucia humanitarne, które zdawałoby się, są nie na miejscu w sytuacji nie do wytrzymania.
Opór nie polega w tym wypadku na otwartej konfrontacji ze zmilitaryzowaną klasą rządzącą. Nie miałoby to najmniejszego sensu, bo, jak pamiętamy, tory kolejowe są obstawione pojazdami wojskowymi, a biczowanie w reakcji na niesubordynację nie omija nawet głównej bohaterki. Opór jest skuteczny, ponieważ opiera się na manifestacji człowieczeństwa, które wraz z nieprzewidywalnymi odruchami przyjaźni, solidarności, współpracy, poświęcenia i odpowiedzialności, nie mieści się w planie kontroli przez władzę. Stąd też ma tak ogromną moc oddziaływania i przeobrażania rzeczywistości. I nie chodzi tylko o to, że przez swe uczucie Katniss ocala Peeta. Moc przemiany rzeczywistości ma po prostu indywidualna niezgoda na eksterminację, nawet kosztem własnego przeżycia. Oto bowiem śmiertelna gra wymyślona i manipulowana przez przywódców korporacyjnych do pacyfikacji mieszkańców napotyka na wyzwania, kiedy w jej trakcie wyłania się bohaterka samodzielnie myśląca i niepodporządkowana mechanizmowi przeżycia za cenę zabijania innych.
Tak jak w pierwszym z cyklu filmie, jak i w kontynuacji, mieszkańcy niegdysiejszych rebeliantów są obecnie ujarzmiani za pomocą igrzysk, strachu, głodu, poniżenia i mordów za najmniejszy objaw niesubordynacji przez wszechobecne jednostki militarne ironicznie określane mianem strażników pokoju. Widzimy biedę, ciężką pracę fizyczną i głód. Wszystko za karę za niegdysiejsze powstanie przeciwko władzy, po to by utrzymać się przy władzy. Ale też z sadyzmu, potrzeby korporacyjnego panowania i inwigilacji.
Igrzyska głodowe służą łechtaniu klasy rządzącej, ale przede wszystkim przyuczaniu mieszkańców dwunastu dystryktów do posłuszeństwa. Zmagania uczestników igrzysk, w tym ich najbardziej intymne rozmowy i decyzje, są śledzone na wszechobecnych monitorach telewizyjnych przez tłumy, które wiedzą, że przegrają. Walka nie jest bowiem ani sprawiedliwa ani zasłużona. Ma za zadanie upokorzyć i stłumić wolność i wszelkie odruchy indywidualności. To te właśnie sceny, w których uciemiężony tłum widzów powstaje w odruchu sprzeciwu, jak w reakcji na śmierć małej Rue w pierwszym filmie, czy w powstaniu przeciwko wyreżyserowanemu pokazowi siły w drugim filmie z cyklu, poruszają najbardziej. Ginie starzec, który podnosząc w rebelii trzy palce do góry w geście zwycięstwa, zostaje pokazowo zastrzelony. Ale jego śmierć nie idzie na marne, bo za nim postępują kolejni, a w trakcie jednej z wymuszonych wizyt Katniss i Peeta odkrywają, że rebelie wybuchły w całym państwie, a oni sami przyczynili się do ich powstania.
Rebelię wszczyna zachowanie Katniss i Peeta, którzy zamiast wzajemnej agresji i żądzy walki wykazują współczucie, poświęcenie i miłość. To właśnie te uczucia są w stanie nadwerężyć totalitarystyczną władzę i porwać tłumy do powstania. Wystarczy bowiem tylko to, by zamiast rywalizacji na śmierć i życie, Katniss otoczyła opieką kilkuletnią konkurentkę Rue, aby śledzący igrzyska na telebimach tłum poczuł siłę walki.
Wielu analityków oglądalności postrzegało „Igrzyska śmierci” jako następcę „Zmierzchu” , niezwykle popularnej serii filmów, które posiadały jednakże ograniczoną atrakcyjność wobec pewnych kategorii demograficznych, szczególnie mężczyzn.
Premiera „The Hunger Games: Catching Fire” zrewidowała oczekiwania producentów w nieoczekiwany sposób przyciągając tłumy widzów, które doskonale zrównoważyły to co przemysł filmowy uznaje za „starszych” i „młodych”, czyli odbiorcę w wieku powyżej i poniżej 25 lat. Pierwszy film z cyklu, którego premiera odbyła się w ubiegłym roku przyciągnął widzów starszych i kobiety, które stanowiły aż 71 widowni.
Popularność w szerokich grupach widowni „Catching Fire” zdobył po części ze względu na rygorystyczne strategie marketingowe, pomyślnie rokując co do na przyszłości produkcji, która może nawet objąć w przyszłości atrakcje w parku rozrywki. Zróżnicowana widownia umożliwiła „Igrzyskom śmierci” zdobycie rekordu w listopadowej sprzedaży krajowej. Poprzedni rekord należał do „Sagi Zmierzchu: Nowego Księżyca” w roku 2009, który przyniósł dochód rzędu $155.5. Otwarcie „Catching Fire” znajdowało się bardzo blisko ubiegłorocznej premiery „The Dark Knight Rises”, która przyniosła dochód ponad $1 miliarda w oglądalności na całym świecie.
Sukces sprzedaży ubiegłotygodniowej premiery nie miał wiele wspólnego z marketingowym hokus pokus. „Catching Fire” jest po prostu dobrze wykonanym filmem, gromadziwszy recenzje w 89 procentach pozytywne, według RottenTomatoes.com. Wielu krytyków stwierdza, że film opowiadając historię o młodzieży zmuszanej do zabijania w celu dostarczenia rozrywki futurystycznemu społeczeństwu, zasługuje na poczytne miejsce w pop-kulturze, obok tak doniosłych filmów jak „The Empire Strikes Back”.
The New York Times w niedzielnej recenzji ocenia, że sukces filmu nie był dziełem przypadku. Dystrybutor, Lionsgate, jak również producentka, Nina Jacobson, zatrudnili nowego reżysera, Francis Lawrence, znanego z „I Am Legend”, a także dwóch autorów scenariusza: Simon Beaufoy, zdobywcę Oscara za „Slumdog Millionaire” i Michaela Arndt (Michael deBruyn), zdobywcę Oscara za „Little Miss Sunshine”. Autor scenariusza Scott Frank, znany z „Out od Sight”, również wykonał dobrą robotę, wyznaje Nina Jacobson.
Nie bez znaczenia było zwiększenie budżetu do szacunkowo $130 milionów; pierwszy film sagi kosztował około $78 milionów. Kontynuacja historii wymagała bardziej kosztownych zdjęć, ale studio wydało także więcej na efekty specjalne, zwłaszcza wykorzystanie kamer Imax do kręcenia pewnych scen bitewnych. Wzrosła także gaża Jennifer Lawrence, aktorki mającej na swym koncie Oscara, która odgrywa Katniss Everdeen, do $10 milionów za kontynuację oryginalnej produkcji, w której jej podstawowe wynagrodzenie wynosiło $500,000. Wykorzystanie Imax prawdopodobnie przyczyniło się do zwiększenia popularności filmu wśród mężczyzn. W odróżnieniu od pierwszego filmu, w „Igrzyskach śmierci: w pierścieniu ognia” pokazano sceny batalistyczne włączając je nawet do zwiastuna produkcji.
Wbrew pozorom, sukces kasowy „Cathing Fire” nie polega na ckliwej opowieści o miłości, ale o wojnie. Miłość stanowi w filmie zaledwie pretekst służący pozyskaniu serc oceniającej igrzyska publiczności. Zaskakującym pod tym względem jest fakt, że pomimo tego, że film nie jest historią miłosną, to jednak potrafi przyciągnąć tłumy młodzieży i zmusić do emocjonalnych reakcji. To osiągnięcie samo w sobie.
A wojna polega w filmie na demonstracji sadystycznego mechanizmu stłumienia nadziei tłumu. Umiejętność rządzenia zasadza się na zdławieniu ludzkich nadziei, które muszą być kontrolowane, poucza prezydent Snow, nakazując represje, poniżenie i tortury. Okazuje się jednak, że i one nie są w stanie pokonać ludzkiej niezależności. Igrzyska, które zostały wymyślone przez panujących do zademonstrowania jak daremny jest indywidualny wysiłek jednostki, dowodzą właśnie czegoś odwrotnego, że nie do ujarzmienia jest człowiek, którym nie rządzą przetrwanie, oportunizm i własny interes.
I to właśnie moje przesłanie z okazji święta Dziękczynienia. I niech los zawsze wam sprzyja!
Ela Zaworski