----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 grudnia 2013

Udostępnij znajomym:

Papież Franciszek publikacją swej pierwszej adhortacji apostolskiej pod tytułem „Radość Ewangelii”, wywołał niespotykane wcześniej zainteresowanie mediów. Co takiego papież napisał, że adhortację komentują wszystkie środki przekazu, od Washington Post po Chicago Tribune? Jakkolwiek ani razu w tekście adhortacji nie pada słowo kapitalizm, to media okrzyknęły ją atakiem na ten system. Papież nie wypowiada się na temat ekonomii rynku, świadczeń socjalnych i gospodarki. Mówi o tym samym, co jego poprzednicy, o Kościele, świecie i człowieku, a zwłaszcza wykorzystywanych imigrantach, zaprzedanych za długi robotnikach, o niewolnikach seksualnych. W podobny duchu przemawiali przecież jego poprzednicy, w tym Jan Paweł II i Benedykt XVI, ale Franciszka wyróżnia niespotykana dotychczas gorliwość, jak i sprzeciwienie się konformizmowi, niemal we wszystkich sferach życia. Zarówno wezwanie do stworzenia sprawiedliwego porządku społecznego, jak i nakaz filantropii przyszły w samą porę. Nie tylko w czasie powszechnej wiary w ekonomiczny populizm, ale na święta.

Popularność papieża nie jest niezawiniona. Franciszek komentuje przecież treść medialnych przekazów nie stroniąc od ich ostrej krytyki. Dlaczego czołową wiadomością medialną nie jest starszy człowiek, który zamarzł na ulicy, a jest nią spadek stóp procentowych na giełdzie? – zapytuje ironicznie ganiąc przesunięcie priorytetów medialnych z człowieka na bezosobową a ubóstwianą ekonomię.

Poruszając kwestię odpowiedzialności chrześcijan wobec ubogich, papież wzywa do nowego rodzaju filantropii, która wykracza poza dotychczas przyjęty model opieki społecznej polegający na rozdziale świadczeń. Atakując strukturalne powody niesprawiedliwości papież Franciszek twierdzi, że świat „nie może już dłużej polegać na niewidocznych siłach i niewidzialnej ręce rynku” by zapewnić pomoc najsłabszym: bezdomnym, uzależnionym, uchodźcom, starszym, odizolowanym i porzuconym. Jednak prawdziwe poruszenie wywołuje papieska krytyka kapitalizmu jako ideologii, która przyjmuje, że rozwój ekonomiczny jest sam w sobie wystarczającym celem społecznym zapewniającym powszechny dobrobyt.

„Niektórzy nadal bronią teorii skapywania, która zakłada, że rozwój ekonomiczny stymulowany w warunkach wolnego rynku w nieunikniony sposób doprowadzi do większej sprawiedliwości na świecie. Ta opinia, która nigdy nie znalazła potwierdzenia w faktach, wyraża niedojrzałą i naiwną wiarę w szlachetność tych wielkich potęg ekonomicznych”, pisze papież Franciszek w adhortacji. Większości z nas, niezorientowanej ekonomicznie, wyjaśniam, że teoria skapywania głosi, że pozostawienie zamożnym ludziom większej ilości pieniędzy pośrednio prowadzi do poprawy powszechnego dobrobytu, ponieważ ów nadmiar w niewidoczny sposób niejako skapuje na uboższą resztę społeczeństwa.

Na reakcję na wypowiedź papieską nie trzeba było długo czekać. „To czysty marksizm wychodzący z ust papieża”, uskarżał się Limbaugh w swym programie radiowym, który jest słuchany w całym kraju przez 20 milionów osób nieświadomych, że marksizm ma się nijak do katolicyzmu. Adam Shaw, dziennikarz z portalu Fox News, napisał tyradę przeciwko papieżowi pod wymownym tytułem „Papież Franciszek jest Obamą dla kościoła katolickiego – Boże pomóż”. Spora liczba blogerów założyła, że papieska opinia na temat gospodarki była kolejnym znakiem nadchodzącej apokalipsy, a sam papież – ostatnim papieżem. Nieświadomie ilustrują oni jak ideologia niepostrzeżenie stała się substytutem wiary.

Najlepiej byłoby po prostu zignorować zarówno papieską adhortację, jak i jego krytykę, i udać się na rozwiązujące wszystkie problemy zakupy, ale pobieżne choćby wgłębienie się w papieską wizję filantropii naprawdę zasługuje na odrobinę uwagi. Zwłaszcza, że papież wydaje się stawiać celną diagnozę obecnej sytuacji ekonomicznej.

Cechuje ją najniższy poziom ubóstwa w ostatnich dwudziestu latach, marazm i gwałtownie rosnące deficyty budżetowe. Niemal 20 procent Amerykanów jest formalnie biednych lub na granicy ubóstwa. Biuro Demograficzne donosi, że 15 procent populacji, niemal 47 milionów, żyje w biedzie, w tym 22 procent dzieci. Dla osoby indywidualnej oznacza to roczny dochód wynoszący $12,000 lub mniej. Dla rodziny czteroosobowej granica ubóstwa wynosi $24,000 lub mniej. Wystarczy wyobrazić sobie co oznacza życie za takie pieniądze.

Średnio 18 milionów osób żyjących w ubóstwie doświadcza głodu lub strachu przed głodem. Amerykański Departament Rolnictwa donosi, że 49 milionów, w tym 16 milionów dzieci, żyła w rodzinach, w których brakowało żywności w roku ubiegłym. Dla wyobrażenia, to tak jakby wszyscy mieszkańcy Kalifornii, Oregonu i Waszyngtonu doświadczali głodu albo obawiali się go. Są tego poważne społeczne, ekonomiczne i zdrowotne konsekwencje, na przykład, cukrzyca, otyłość i inne choroby przewlekłe dotykające Amerykanów, którzy nie mają wystarczającego pożywienia.

Ogólne wydatki federalne na rzecz Supplemental Nutrition Assistance Program (SNAP), największy w kraju program pomocy żywnościowej, wyniosły $82.5 miliardów w roku fiskalnym 2013. Może się to wydać dużo, ale to mały ułamek budżetu wynoszącego $3.5 trylionów i $16 trylionowej gospodarki. Jest to jasne kiedy analizuje się świadczenia w przeliczeniu na osobę. Oto w roku 2009 na mocy American Recovery and Reinvestment Act tymczasowo podniesiono wysokość talonów żywnościowych z $25 do $33 tygodniowo dla czteroosobowej rodziny. Ale ta podwyżka wygasła ubiegłej jesieni, więc świadczenia SNAP powróciły do oryginalnej cyfry, czyli mniej więcej $1.40 na osobę za posiłek. Są to małe sumy w porównaniu z kosztem zakupów, a na pomoc żywnościową kwalifikują się tylko ci, których dochód znajduje się 130 procent poniżej granicy ubóstwa.

Trudno pogodzić tradycyjne amerykańskie poszanowanie pracy i szczodrość z obecnym poziomem ubóstwa i zagrożeniem głodem w kraju, zwłaszcza, że duże liczby osób cierpiących biedę i głód pracują. Niemal 11 milionów pracujących Amerykanów posiadało dochód poniżej granicy ubóstwa w roku ubiegłym.

Pracujący ubodzy lub znajdujący się na granicy ubóstwa są również krzywdzeni przez amerykański system podatkowy. Kiedy mało zarabiający pracownik otrzymuje podwyżkę albo kiedy jego małżonek zaczyna pracować, pomoc żywnościowa jest redukowana. Rodzinna pomoc medyczna znajduje się w niebezpieczeństwie, a zwroty podatkowe są albo ograniczane albo eliminowane. Analiza przeprowadzona przez Congressional Budget Office z listopada 2012 roku dowodziła, że podatek narzucany na takich pracowników może wynosić nawet $95 centów na każdego zarobionego dolara. Taka polityka podatkowa przynosi efekt przeciwny do zamierzonego.

Papieżowi ani na myśl nie przychodzi krytyka kapitalizmu, chociaż jest jaskrawym oponentem „globalizacji obojętności”. Krytykuje konsumeryzm, w którym towarem stają się wartości niezbywalne: życie i godność.

Papież Franciszek z pewnością nie jest marksistą. O biznesie wypowiada się w kontekście „szlachetnego powołania”. Odrzuca „mentalność zasiłkową”. Ale dowodzi, że rezultaty rynkowe nie zawsze są identyczne ze sprawiedliwością społeczną i nawołuje, by społeczeństwo „zainwestowało w wysiłki by wpomóc powolniejszym, słabszym czy mniej utalentowanym znaleźć możliwości w życiu”.

„Ci, którzy są zaskoczeni faktem, że katolicka myśl społeczna jest niekompatybilna z libertyńską, nieuważnie słuchali przez dziesięciolecia. Papież Jan Paweł II i Benedykt XVI mówił to samo. Wszyscy ostrzegali przed niebezpieczeństwem, kiedy wymiana ekonomiczna staje się sposobem myślenia. Kiedy brakuje moralnego zobowiązania wobec ludzkiej godności, sprawiedliwości i współczucia, kapitalizm sprzyja materializmowi, indywidualizmowi i egoizmowi. To system, który polega na wartościach, których nie wytwarza”, komentuje adhortację Michael Garson w znakomitym eseju pod tytułem „Pope Francis and the argument for compassionate capitalism” zamieszczonym w The Washington Post.

W „Radości Ewangelii” papież Franciszek powraca do czołowego motywu swego pontyfikatu: priorytetu człowieka, komentuje Gerson. Człowiek ma zasadniczą wartość, przypomina eseista. Nie może być zredukowany do przedmiotu ekonomicznego lub sumy swych zamierzeń, dodaje. „Nie żyjemy lepiej”, cytuje papieża, „kiedy uciekamy, chronimy się, odmawiamy dzielenia się z innymi, zaprzestajemy charytatywności i zamykamy się we własnym komforcie. Takie życie nie jest niczym innym jak tylko powolnym samobójstwem”.

Nic co napisał papież Franciszek w swej pierwszej adhortacji nie jest bardziej radykalne niż rewolucyjność biblijnej prawdy objawionej ubogim i pokornym, zauważa Gerson. „Nic co powiedział Franciszek nie jest bardziej radykalne niż słowa nastoletniej dziewczyny dawno temu, komentuje eseista: Bóg „rozproszył dumne myśli głów pychą nadętych. Wyniosłych złożył z tronu, znikczemnił wielmożne, wywyższył, uwielmożnił w pokorę zamożne. Głodnych nasycił hojnie i w dobra spanoszył. Bogaczów z niczym puścił i nędznie rozproszył”. Tyle tylko, że media wydają się entuzjastycznie przyjmować to, co wcześniej, w przypadku papieży, było jeśli nie ignorowane, to z pewnością nie dostawało się na czołówki gazet. Rzeczywiście, ze zdumieniem odbieram wypowiedzi dziennikarzy i blogerów, dla których przesłania Franciszka są niemalże rewolucyjne. Zwłaszcza, że cytowane fragmenty, będące inspiracją dla dziennikarza Washington Post pochodzą z kantyku Magnificat, radosnej pieśni dziękczynnej, którą, według Ewangelii św. Łukasza, wypowiedziała Maryja po Zwiastowaniu, podczas spotkania ze świętą Elżbietą.

Papież Franciszek ze stoicyzmem przyjmuje honory mediów. Oto został wybrany Człowiekiem Roku 2013 tygodnika „Time” pokonując m.in. Baracka Obamę, Miley Cyrus, czy Edwarda Snowdena. Nie jestem jednak pewna czy media rozumieją jego wypowiedzi. Mam bowiem wrażenie, że wybrane przypadkowo i wyrwane z kontekstu fragmenty oświadczeń papieskich mogą sprawiać błędne wrażenie, że oto mamy do czynienia z rewolucjonistą w obrębie Kościoła, który obali odwieczne dogmaty, z celibatem, świętością małżeństwa, czy ochroną życia włącznie.

Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Papież mówi to samo co od stuleci inni papieże i gdyby prasa zadała sobie trud przeczytania tego to co Franciszek napisał, zrozumiałaby, że nie ma mowy o jakimkolwiek przełomie w ideologii i polityce Kościoła. Natomiast najwyższa pora na zmiany w polityce społecznej, w której mowa wprawdzie o podwyżce minimalnych wynagrodzeń, bezrobociu, czy nierówności społecznej, ale nie o głodzie i ubóstwie człowieka. Oto w specjalnym wystąpieniu papież oświadczył w ubiegły wtorek, że nie można udawać, że nie dostrzegamy problemu głodu. Ogłaszając program „Jedna rodzina ludzka – żywność dla wszystkich” Franciszek zwrócił uwagę, że na świecie głoduje około miliard osób. Ignorowanie tego faktu nazwał skandalem na skalę światową.

Wygląda na to, że za możliwość mówienia o tym o czym nikt nie ma ochoty słuchać, papież jest gotowy zapłacić każdą cenę. Nawet wyścigów o popularność z Obamą czy Miley Cirus.

Na podst. The Washington Post, oprac. Ela Zaworski



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor