Jednym z ważniejszych newsów, którymi żyje światowa opinia publiczna, są wiadomości o amnestii w Rosji, dzięki której z łagrów uwolniono m.in. najbardziej znanych więźniów Putina: wokalistki zespołu Pussy Riot, aktywistów Greenpeace a także byłego oligarchę i opozycjonistę Michaiła Chodorkowskiego. Obozy pracy w tym kraju mają długą i smutną tradycję...
Daleka i zimna Syberia już w XIX wieku stała się głównym więzieniem Rosji. Na zsyłkę w zimną tajgę wysyłano zarówno buntowników z podbitych terenów (w tym kolejne fale polskich spiskowców i powstańców) jak i rodzimych rewolucjonistów i wrogów caratu. Wielotygodniowa podróż, ciężkie warunki i praca miała być pokutą dla tych wszystkich, którzy śmieli podnieść rękę na władzę Romanowów. Gdy ich rządy się skończyły, a władzę przejęli bolszewicy, dawni zesłańcy sami zaczęli wysyłać swoich wrogów na zimną Północ i Wschód. Ci, którzy mieli „przyjemność” znaleźć się na zsyłce za cara i za Sowietów, nie rzadko zauważali, że w porównaniu do tych drugich, pobyt na Syberii przed rewolucją były „igraszką”.
System obozów pracy, położonych na całym terenie Rosji, powstał niedługo po rewolucji październikowej. Dopiero jednak w końcu lat 20., gdy Stalin potwierdził swoją władzę w ZSRR i rozpoczął wdrażanie wielkiego planu gospodarczego, Gułag (Gławnoje uprawlenije isprawitielno-trudowych łagieriej i kolonij, Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy) stał się jednym z głównych narzędzi terroru. Wsadzano tam przedstawicieli wszystkich grup, które wpisano na listę „wrogów ludu”: tzw. „starych bolszewików”, którzy dla stalinowców byli przeszkodą w drodze do absolutnej władzy; „kułaków”, czyli chłopów, którzy na Ukrainie i Powołżu nie chcieli oddać władzy zboża, stawiając opór kolektywizacji; „sabotażystów”, czyli robotników, którzy sprzeciwiali się strasznym warunkom w fabrykach i na budowach; „szpiegów”, czyli przedstawicieli inteligencji, która nie była ślepo posłuszna Stalinowi; wreszcie masę niewinnych ludzi, którzy przypadkiem zaplątali się w tryby śmiercionośnego terroru.
Obóz nie był tylko karą i miejscem odosobnienia, ale także narzędziem ogromnej eksploatacji przymusowej siły roboczej, która miała status porównywalny do niewolników. Więźniowie wyrąbywali drzewa w syberyjskiej tajdze bądź też kopali węgiel, cynę, ołów, złoto i uran w Workucie i na Kołymie. Te „owoce” niewolniczej pracy Stalin sprzedawał na Zachód za dolary, które miały sfinansować nowoczesne maszyny, z których miał powstać przemysł sowiecki. Wreszcie używano więźniów obozów na wielkich budowach stalinowskiej Rosji. Pierwszą taką inwestycją był Kanał Białomorski, który miał połączyć Bałtyk z Morzem Białym na kole podbiegunowym. Żart z epoki mówił, że lewą stronę kanału budowali ci, którzy opowiadali dowcipy polityczne, prawą zaś ci, którzy ich słuchali. Inwestycja nie była jednak śmieszna, ale tragiczna – w ekstremalnych warunkach więźniowie masowo ginęli, sam zaś kanał... nie nadawał się do eksploatacji. Stalin, otumaniony rzekomym sukcesem tej pierwszej inwestycji, zaczął jednak planować kolejne, w których również wykorzystano przymusową siłę roboczą. Historycy do dziś zastanawiają się, czy projekt ten był opłacalny, tzn na ile Sowieci zarobili na więźniach, na ile zaś musieli do tego interesu dopłacać (chociażby opłacając personel, który pilnował obozów i ich pracowników).
Szczyt terroru, a co za tym idzie punkt przełomowy w historii łagrów, nastąpił w 1937 r. Stalin likwidował już wtedy swoich przeciwników politycznych, przeprowadzał wielką czystkę w wojsku (zginęła wówczas większość generałów), zaczął też eksterminację ludności polskiej, która żyła w ZSRR (ponad 100 tys. Polaków zamordowano, kolejnych kilkadziesiąt zesłano do łagrów). Nie wiadomo, czy było to spowodowane paranoją Józefa Wissarionowicza, który wszędzie widział wrogów i szpiegów, czy też racjonalnym działaniem, które miało stworzyć „nowy” Związek Radziecki i nowego człowieka. Wiemy, że rzesze ludzi aresztowano z byle powodu i w najlepszym wypadku zsyłano do obozów, z których bardzo trudno było wrócić.
Jednym z uwięzionych wówczas był Osip Mandelsztam – rosyjski poeta, jeden z najwybitniejszych dwudziestowiecznych poetów rosyjskich. Był on zdecydowanym krytykiem władzy sowieckiej. Jednym z powodów jego zsyłki był wiersz, w którym napisał m.in. A w półsłówkach, półrozmówkach naszych/Cień górala kremlowskiego straszy/Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,/Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada./Śmieją się karalusze wąsiska/I cholewa jak słońce rozbłyska [...] I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –/Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę./Miodem kapie każda nowa śmierć/Na szeroką osetyńską pierś. Aluzja była wyraźna – góralem był Stalin. Mandelsztam powtórzył swój wiersz na przesłuchaniu. Został skazany na pięcioletni pobyt w łagrze. Nie dotarł tam, umierając w czasie transportu, 75 lat temu, 27 grudnia 1938 r., najprawdopodobniej z wycieńczenia. Zrehabilitowano go dopiero w czasach Gorbaczowa.
Stalinowski terror trwał jeszcze długo, a obozy były pełne jeszcze po śmierci Stalina. Najpierw siedzieli w nich przede wszystkim Polacy i Bałtowie, podbici przez ZSRR w latach 1939-1940. Po wojnie trafili tam jeńcy niemieccy i żołnierze sowieccy, którzy w marszu na Berlin zobaczyli zbyt wiele i byli niebezpieczni dla systemu. To wszystko tworzyło tzw. Archipelag Gułag, który opisał jeden z więźniów, noblista Aleksander Sołżenicyn. Najgorsze z więzień, jakie znała historia świata.
Tomasz Leszkowicz