Siedmiotomowa seria książek o przygodach Harrego Pottera zmieniła postrzeganie czytelnictwa wśród młodych ludzi. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, nastolatki zaczęły czytać pasjami, żeby nie powiedzieć szaleńczo. Już nie gry komputerowe, ale papierowe wydanie powieści stało się przedmiotem pożądania i rozmowy z rówieśnikami. Inny wymiar rzeczywistości, który wykreowała J. K. Rowling dał możliwość i pozwolił czytelnikom na identyfikację indywidualnych marzeń, pragnień i skrywanych dążeń z tymi, które znaleźli w opowieści o niezwykłym życiu młodego chłopaka z czarnoksięskim talentem.
Sukces J.K. Rowling jakkolwiek nakłada się tylko na serię o Harrym Potterze. Nie da się powiedzieć o pozostałych jej tekstach, że zyskały status mega hitu, ale jak wiadomo sukces książki ni jak się ma do logiki, jakości literackiej dzieła, poprzednich dokonań pisarza czy metod promocyjnych.
Wystarczy, że przypomnimy sobie historię z super-mega-bestsellerem Dana Browna pod tytułem Kod Leonarda da Vinci (2003). Poprzednie jego trzy powieści nie odniosły porównywalnego do Kodu sukcesu. Były popularne, ale dopiero książka wykorzystująca spiskowe teorie dziejów spowodowała, że usłyszał o niej dosłownie każdy, czy tego chciał czy nie. Koncept zakładający, że Chrystus miał dzieci z Marią Magdaleną, że ich potomkowie nadal rządzą światem, a dowiedzieć się tego można odcyfrowując jedno z arcydzieł Leonarda jest pomysłem karkołomnym, kontrowersyjnym i raczej nie szczególnie intelektualnie wymagającym – ale w super hicie to akurat jest najmniej istotna sprawa. Kochamy spiskowe objaśnianie świata, ciągle wierzymy choćby w prawdziwość Protokołów Mędrców Syjonu, mino że fakty i okoliczności ich powstania są raczej jednoznacznie dla tej broszury kompromitujące. Motyw Protokołów genialnie zresztą wykorzystuje Umberto Eco w swym Cmentarzu w Pradze, który jednakowoż super-mega hitem nigdy nie został. Co więc spowodowało, że akurat pomysł Browna wstrzelił się perfekcyjnie w zainteresowania, upodobania i pragnienia czytelników? Rzecz jasna nie wiadomo, bo gdybyśmy mieli co do tego jasność, to półki aż by się uginały od takich tekstów.
Brown, pomijając już spiskowość jego powieści, spowodował, podobnie jak cykl J.K. Rowling, niesamowity, wręcz fenomenalny, efekt domina swą powieścią. Czytelnicy zainspirowani historią dociekań Roberta Langdona „wymusili” szereg dodatkowych publikacji omawiających fenomen malarstwa Leonarda, powstało też mnóstwo opracowań dotyczących teologicznego, historycznego, spiskowego, katolickiego, religijnego, filozoficznego i biblijnego wymiaru Kodu. Narodziło się nawet coś na kształt turystyki inspirowanej powieścią - przewodnicy „oprowadzali” wycieczkowiczów śladami bohaterów powieści Browna. Runęła też cała fala powieści inspirowanych, czy wręcz dosłownie naśladujących koncept Kodu, żeby wymienić tylko „Tajemnicę Gaudiego” czy „Obietnicę aniołów”.
Co ciekawe, podobnie jak w wypadku cyklu o Harrym Potterze, Dan Brown nie napisał niczego nowego ani odkrywczego opowiadając historię Kodu. W oczywisty sposób inspirował się wieloma różnymi tekstami. Wielka afera towarzyszyła przecież procesowi o plagiat, który wytyczył Brownowi autor „Spadku Leonarda da Vinci” (1983). Podobnie było z głośną publikacją Święty Graal, święta krew – skąd inąd kompletną mistyfikacją pretendującą do miana dzieła naukowego:
„Kto wie jak potoczyłaby się kariera Dana Browna autora „Kodu Leonarda da Vinci” gdyby nie ta książka. To właśnie "Święty Graal, święta krew” zapoczątkowała zainteresowanie teoriami spiskowymi, zwłaszcza tymi dotyczącymi chrześcijaństwa. Autorzy wręcz oskarżyli Browna o bezprawne wykorzystanie ich książki. Proces sądowy w Anglii w tej sprawie toczy się z odwołaniami do tej pory. Niewątpliwe jest jedno – książka Baigenta, Leigh i Lincolna powstała znacznie wcześniej niż „Kod”, niewątpliwie spełnia ona nawet pewne standardy pracy naukowej i niewątpliwie o tej książce Anthony Burgess autor „Mechanicznej pomarańczy” napisał, że jest najciekawszym reportażem śledczym w historii”.
Nie wiadomo, co dokładnie powiedział autor Pomarańczy, ale zamieszanie rzeczywiście było spore w związku z publikacją Kodu Leonarda. W Polsce książkę potępił oficjalnie nawet Episkopat w roku 2005, tak jakby była ona w jakimkolwiek stopniu dziełem naukowym, pretendującym do głoszenia wiążących sądów i opinii. Dziwnym trafem zapomniano o prostej regule, że powieść jest prawdziwa tylko w obrębie swoich okładek i nijak się ma do świata rzeczywistego.
Historia opowiedziana przez Browna skupia się na sensacyjnym wątku zbudowanym wokół zabójstwa kustosza w Luwrze:
„Ofiarą popełnionego w Luwrze morderstwa pada kustosz muzeum Jacques Sauniere. Wezwany przez policję francuską Langdon odkrywa na miejscu zbrodni szereg zakonspirowanych śladów, które mogą pomóc w ustaleniu zabójcy, ale też stanowią klucz do jeszcze większej zagadki – niezwykłej tajemnicy sięgającej korzeniami początków chrześcijaństwa. Langdom podejrzewa, że zamordowany był członkiem Zakonu Syjonu, powstałego w 1099 roku tajnego sto- warzyszenia strzegącego miejsca ukrycia bezcennej, zaginionej przed wiekami relikwii Kościoła – Świętego Graala. Do organizacji należeli m.in. Leonardo Da Vinci i Isaac Newton. Kustosz poświęcił życie, by strzeżony przez zakon sekret nie dostał się w niepowołane ręce. Teraz pozostały jedynie 24 godziny na rozwikłanie precyzyjnie skonstruowanej łamigłówki pozostawionej przez Saunier"a – inaczej tajemnicę na zawsze skryją mroki historii. Kluczowe elementy zagadki kryją się w najsłynniejszych obrazach mistrza Renesansu - Mona Lizie i Ostatniej wieczerzy. Czy ścigany przez policje i bezlitosnego zabójcę Langdon zdoła ujść pogoni i dotrzeć do szokującej prawdy? Jego jedynym sprzymierzeńcem jest piękna Sophie Neveu, agentka policji, specjalistka od tajnych kodów i szyfrów, wnuczka Sauniere"a...”.
Kontynuacja artykułu za tydzień
Zbyszek Kruczalak