Niezwykle ciekawym przypadkiem jest erotyczna trylogia E.L. James rozpoczynająca się tomem „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Ten extra-super-mega hit jest nieustannie kupowany i pożądany przez czytelników, mimo że pojawił się na rynku już w 2012 roku, reklamując się wtedy jako:
Niezwykły sukces damskiego porno inspirowanego cyklem "Zmierzch"! "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to powieść, która odmieniła życie seksualne milionów kobiet!
Smagnięcia pejczem, skórzane pasy krępujące ręce, podniecające ukąszenia... Za posiadanie książki markiza de Sade groziło kiedyś więzienie. Czasy się zmieniły, "50 twarzy Greya" E. L. James możemy dziś kupić bez takich konsekwencji. W USA w ciągu trzech pierwszych miesięcy powieść sprzedała się w liczbie 20 milionów egzemplarzy!
Pod pseudonimem E. L. James ukrywa się była producentka telewizji BBC Erika Leonard. Początkowo zamieszczała swoją twórczość na blogu fanów sagi o wampirach - miała to być kontynuacja losów bohaterów "Zmierzchu". Jej wpisy zostały jednak usunięte jako zbyt pornograficzne. Wydawnictwo, które odważyło się opublikować książkę Leonard, nie spodziewało się takiego sukcesu i burzy medialnej. Niedawno w bitwie o zekranizowanie "Pięćdziesięciu twarzy Greya" brały udział największe wytwórnie filmowe. Krucjatę przeciwko powieści rozpoczęli już niektórzy duchowni. Autorka jeszcze podgrzewa atmosferę, mówiąc w wywiadach, że w "50 twarzach Greya" opisała tylko swoje fantazje erotyczne.
Niewinna studentka literatury i przystojny, zamożny biznesmen, który może wydawać się spełnieniem marzeń. Uległa dziewczyna i wprowadzający ją w tajniki perwersyjnego seksu dojrzały mężczyzna. Demoniczne pożądanie i budząca przerażenie fascynująca tajemnica. Czy w "Pięćdziesięciu twarzach Greya" odnajdziemy też własne skrywane fantazje?]
Czy rzeczywiście jednak niebywała popularność trylogii „Greya” bazuje na założeniu, że popularne jest „lepsze” od indywidualnego, banalne od wyrafinowanego? Wydaje się, że w tym wypadku zdecydowanie ten akurat aspekt ma niewiele z tą popularnością wspólnego. Mamy tu raczej, podobnie jak w wypadku tetralogii Zmierzch”, do czynienia z tęsknotą do podświadomych, ukrytych, a przecież bardzo pożądanych doświadczeń erotycznych czy seksualnych perwersji. Każdy człowiek ma coś do ukrycia i każdy, tak jak Księżyc, ma swoją mroczną stronę. Autorka perfekcyjnie wpisała się w te powszechne pragnienia i tęsknoty, niekoniecznie związane z używaniem pejcza w trakcie zabaw erotycznych, ale zdecydowanie nastawione na bycie z niebanalnym partnerem.
Nic nowego, nic odkrywczego, nic nadzwyczajnego. To już było u markiza de Sade, a /Amerykański dziennik "New York Times" porównał ,,Fifty Shades of Grey" do skandalizujących powieści z przełomu XIX i XX wieku - "Dziwnych losów Jane Eyre" Charlotte Bronte i `szejka" E.M. Hulla./ (G.W. 8 marca, 2012)
Rzecz jasna znowu trzeba powtórzyć zużytą i powielaną już wielokrotnie tezę o miałkości warsztatu autorki, o bylejakości w konstrukcji fabuły, o schematyczności i szablonowej konstrukcji bohaterów i całej tej kiczowatości serii, której trudno nie zauważyć. Justyna Głogowska napisała swego czasu w Gazecie Wyborczej:
/Od samego początku książka wzbudzała wiele kontrowersji. Niektórzy ją ubóstwiają, biorąc za opowieść o skomplikowanych relacjach kobiety i mężczyzny, inni ją nienawidzą, widząc w niej wulgarną pornografię. Część amerykańskich bibliotek bojkotuje ,,Fifty Shades of Grey", wykluczając książkę ze swoich zbiorów. W Westlake w Ohio dokonano nawet symbolicznego spalenia egzemplarzy książki, w popiół obrócony został czytnik e-booków. - Ta książka to sama pornografia, nie sądziłam, że będzie tak straszna - mówiła jedna z uczestniczek palenia./
Jak powszechnie jednak wiadomo, niewiele spraw i rzeczy na tylko jedną stronę i jeden wymiar. Życie jest o wiele bardziej zaskakujące, niż nam się często wydaje i ma znacznie więcej odcieni i smaków niż byśmy chcieli, żeby miało. W artykule znanego seksuologa, profesora Zbigniewa Izdebskiego pojawiło się mnóstwo ciekawych spostrzeżeń z „okolic” serii Greyowskiej:
/Jedni mówią, że "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to książka genialna, inni twierdzą, że literatura gorsza od Paulo Cohelo. Czego o tym tytule jednak nie powiemy, na pewno jest on niezwykły, bo w ciągu roku od światowej premiery książka E. L. James zmieniła życie seksualne dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy ludzi na całym świecie. W tym także nad Wisłą, gdzie w większości internetowych dyskusji panie przyznają, że po dość podniecającej lekturze postanowiły wprowadzić w życie wiele z podpowiedzianych w niej scenariuszy.
Jeszcze rok temu zabawy z pejczem, czy krępowanie były dla zboczeńców. Seksu analnego nie wypadało uprawiać nikomu heteroseksualnemu, bo to przecież "zabawa dla gejów". Tymczasem ostatnio w badaniach, które towarzyszyły promocji najnowszej książki dr Andrzeja Depko i Ewy Wanat pt. "Chuć", tylko 10 proc. ankietowanych stwierdziło, że tzw. miłość grecka byłaby dla ich partnerów najtrudniejsza do zaakceptowania. Badania pokazują też, że większość z nas nie ma większego problemu właściwie ze wszystkim, o czym można było przeczytać w bestsellerowych "Pięćdziesięciu twarzach...". Od seksu oralnego, przebieranek, używania gadżetów erotycznych, nawet po zabawy z elementami przemocy.
Seksualność Polaków zmienia się z dnia na dzień i bez wątpienia "Pięćdziesiąt twarzy Graya" wydatnie w tym pomogło. A że czytać nie każdy lubi, ciekawe co dziać się będzie w naszych łóżkach, gdy Amerykanie skończą ekranizować popularną powieść z odrobiną pieprzu. […] Dzisiaj tymczasem warto zapytać, jak naprawdę wyglądają zmiany w seksualności Polaków, na ile zawdzięczamy to pikantnym książkom, internetowi, a na ile wciąż ogranicza nas w łóżku to, co w niedzielę mówił ksiądz na ambonie./ (z: Magazyn, NaTemat.pl)
Czy znaczy to, że trylogia E.L. James nadaje się tylko do wyrzucenia na śmieci? Chyba tak, albo i nie.
Zbyszek Kruczalak
'