----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

22 stycznia 2014

Udostępnij znajomym:

'

Właśnie poinformowano nas, że z kolejnej sieci sklepowej wykradziono dane klientów. Na cały kraj padł blady strach...

Niedawny sondaż ośrodka Pew Research wykazał, że Amerykanie bardziej obawiają się ataków cybernetycznych, niż zagrożenia nuklearnego ze strony Iranu, konfliktu na półwyspie koreańskim, rosnącej potęgi militarnej i ekonomicznej Chin, zmian klimatycznych oraz kilku innych, z globalnego punktu widzenia istotnych rzeczy.

Zachowujemy się dziwnie, bo w niewłaściwy sposób oceniamy zagrożenia i przez własny strach zapominamy o pozytywnych stronach wieku cybernetycznego.

Obawa o nasze dane osobowe przyćmiła zagrożenie konfliktem zbrojnym, epidemią, czy nawet nieprzewidywalnym kataklizmem naturalnym. Nauczyliśmy się przekazywać wiadomości za pomocą internetu i czerpać wiedzę za jego pośrednictwem. Szkoda, że utraciliśmy przy okazji nieco zdrowego rozsądku. Nie wszystko, co słyszymy i czytamy musi być prawdziwe. Martwi nas inwigilacja rządowa, a bez chwili namysłu zgadzamy się na zbieranie na nasz temat wszelkich danych przez strony internetowe, operatorów komórkowych, sklepy i własnych pracodawców.

Jestem prawie przekonany, że Google wie obecnie więcej na nasz temat, niż byli koledzy Snowdena z NSA. Oczywiście zbierają oni nieco inne informacje. Tym bardziej powinienem być ostrożny w swych internetowych zakupach, lekturach i korespondencji.

Płacąc w sieci po raz pierwszy kartą kredytową i otwierając w niej skrzynkę pocztową założyliśmy sobie personalną teczkę, do której  mają dostęp wszyscy posiadający odpowiednie fundusze lub kontakty i do której wpływają na bieżąco wszystkie dane na nasz temat. Martwimy się, że wywiad kraju może podsłuchiwać nasze rozmowy, a nie zastanawia nas, że po wysłaniu do znajomych emaila z opisem wycieczki na Hawaje zaczynają nam się na odwiedzanych później stronach wyświetlać reklamy biur podróży.

Nie zmienimy tego. Musimy jedynie rozumnie korzystać z dostępu do cyberprzestrzeni albo wyrwać z gniazdka zasilanie komputera i utopić telefon komórkowy. Taki mamy wybór.

W historii świata więcej osób zginęło w ciemnościach spowodowanych przegryzieniem przez wiewiórki przewodów wysokiego napięcia, niż powstałych w wyniku ataków hakerskich na sterownie elektrowni.

Tylko w filmach wynikiem walki w cyberprzestrzeni są pościgi i uliczne strzelaniny, ociemniałe miasta i zatruta woda. Nie twierdzę, że w przyszłości tak nie będzie, na razie jednak złodzieje zadowalają się naszymi kartami kredytowymi, wykradaniem dokumentów i publikowaniem ich na stronach internetowych. Osobiście wciąż bardziej obawiam się niepoczytalnego przywódcy nuklearnego państwa. Może zrobić wiele szkód, nawet bez dostępu do internetu.

Zamiast słuchać wszystkiego, wystarczy trochę się dokształcić. Wiedzielibyśmy wówczas, że nazywanie ataków cybernetycznych współczesną bronią masowego rażenia jest idiotyzmem. Od dawna wiadomo, że wszystkie rządy posługują się strachem jako metodą rządzenia. Jeśli będziemy się wszystkiego bać, łatwiej zgodzimy się na działania mające nas uchronić przed niebezpieczeństwami czającymi się na każdym kroku. A jak się dobrze wsłuchamy we wszystkie opowieści, to jest ich wiele.

To właśnie obawy przed atakami hakerów powiązanych z obcymi rządami i strach przed własnym wywiadem cybernetycznym doprowadzić nas może do kolejnego etapu w międzynarodowych stosunkach politycznych, który nazwiemy cyfrową wojną. To nie jest śmieszne. Może ona bardzo przypominać doskonale znaną zimną wojnę, gdzie każdy nieopatrzny ruch graczy groził kataklizmem, a tak naprawdę tylko podsycał nieufność i pogłębiał podziały.

Osobiście wierzę, że internet to niesamowite narzędzie, który zmieni świat. Choć powoli zaczynam obawiać się, że może nastąpić coś, co eksperci nazywają „bałkanizacją cyberprzestrzeni”. Chodzi o to, że światowy internet zostanie podzielony przez rządy poszczególnych państw, które ograniczać będą dostęp swych mieszkańców do niektórych wiadomości i stron. Robią to Chiny, o czym wiemy. Zapominamy, że ma to od niedawna miejsce w wielu krajach Europy Zachodniej, choćby w Niemczech. U nas też pewne odmiany tego działania występują. Jeśli Kongres uzna, że jakaś strona, choćby z muzyką, jest „niedobra”, to na próżno będziemy jej poszukiwać naszych przeglądarkach. Zresztą lista takich „niedobrych” stron w USA jest już bardzo długa, z czego sobie nawet nie zdajemy sprawy. Wyniki poszukiwań są więc różne dla poszczególnych krajów, ale na razie w większości decydują o tym głównie biznesy. Nie jest to jeszcze zagrożenie, ale warto zastanowić się, dlaczego w podobno światowej sieci wyniki wpisania jakiegokolwiek słowa różnić się będą w poszczególnych krajach.

Niektórych martwią nieco nie zmieniane w miarę postępu techniki prawa. Taki na przykład telefon komórkowy lub przenośny komputer. Nie istniały w czasach, gdy tworzono prawo chroniące naszą prywatność. Dlatego byle celnik lub policjant może przeszukać nasz telefon i zażądać kodów dostępu do laptopa. Czego szuka? On sam nie wie, ale może... więc to robi. Dlatego urządzenia te, zawierające zdjęcia, listy, dane firmy i nasze prywatne informacje powinny juz dawno być objęte tym samym prawem, co zaadresowana do nas koperta, teczka na dokumenty i własna kieszeń. A nie są...

Wpływ pewnych wydarzeń na nasze życie można określić wyłącznie po naszej reakcji. Czasami nie doceniamy niebezpieczeństwa, zwykle je przeceniamy. Nieznane to lęk. A strach ma wielkie oczy. Możemy dawać wolną rękę rządom i organizacjom wierząc, że to dla naszego dobra ograniczają wolności i budują zapory lub możemy postępować na co dzień rozsądnie, być przygotowanym na kłopoty i nie panikować bez potrzeby.

Kiedy dziesięć ataków hakerskich spowoduje szkody porównywalne do jednej, niewielkiej choćby burzy wiosennej, wówczas zmienię zdanie.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor