Można każdy nowy płatek śniegu witać z uśmiechem, a przy najniższych temperaturach mówić, że powietrze jest krystaliczne i świeże. Nie narzekać na aurę, bo przecież mamy styczeń i tak powinno być. Owszem, jest nieco chłodniej, niż w ostatnich latach i spadło troszkę więcej śniegu. Może więc dlatego wydaje nam się, że zima jest wyjątkowo sroga i nigdy się nie skończy.
Można też inaczej. Normalnie, tak jak wszyscy. Zgrzytać zębami, tupać i przeklinać na widok planszy pogodowej i marzyć o słońcu. Z tym słońcem to ostrożnie. W lipcu będziemy płakali z powodu upałów. Badania wykazują, że najgłośniej robią to osoby najbardziej narzekające zimą... coś w tym jest.
Podglądając reakcje i podsłuchując wypowiedzi na temat pogody musimy jednak zauważyć, że stajemy się strasznymi słabeuszami. Nie jestem wyjątkiem. Zima mogłaby się dla mnie już skończyć. Na nartach byłem, śnieg zobaczyłem, zmarzłem kilka razy i przemoczyłem buty.
Jednak czasami przyłapuję się na tym, że nie zwracam uwagi na rzeczywiste reakcje organizmu, a jedynie tabele temperatur. Jeśli pan w telewizji powie, że odczuwalna wynosić będzie minus 30, to czuję że jest dokładnie tyle. Jak mówi, że spadło dużo śniegu, to wszędzie widzę ten śnieg. Gdyby nic nie mówił, żyłbym spokojnie i cierpliwie czekał na wiosnę.
Prawda jest taka, że nie zmarzłem ani razu dzięki całkiem przyzwoitym materiałom, z których produkuje się zimowe ubrania. Samochód mi zawsze zapalał. Śnieg na ulicy leżał tylko przez chwilę, bo służby działają dość sprawnie.
Sugerujemy się przekazywanymi informacjami niepotrzebnie. Zwłaszcza, że tzw. temperatura odczuwalna, to wynik bardziej zgadywania, niż naukowych metod. To stworzony przez podbiegunowych badaczy, i to jeszcze przed wojną, czynnik mający lepiej określać wpływ spadek temperatury, gdy wieje silny wiatr. Do powszechnego użytku wszedł w latach 70. Teoretycznie to temperatura, jaką odczuwa nagie ciało podczas ruchu powietrza. Chętnych do badań nie ma, więc tak naprawdę nie wiadomo, co odczuwalibyśmy wychodząc bez ubrania na zewnątrz podczas zamieci śnieżnej przy minus piętnastu stopniach. Możemy jednak założyć, że jak jest zimno i wieje wiatr, to twarz nam bardziej zmarznie, niż otulona ubraniem reszta ciała.
Poza tym naukowcy, ale już nie zajmujący się pogodą tylko psychologią, doszli do wniosku iż narzekanie na złą pogodę jest dobre dla nas. Jak jest zimno i nam się to nie podoba, to dzielimy się swymi uwagami z kimś innym. Gdy ta osoba zgodzi się z nami, czujemy się lepiej, bo potwierdzono nasze spostrzeżenia. Od razu podobno robi nam się cieplej.
Oglądając prognozy pogody, mając wrażenie, że jest zimniej, niż w rzeczywistości, narzekając rodzinie i znajomym, jakoś przetrwamy jeszcze kilka tygodni.
Drugi temat, który chciałbym dziś poruszyć, jest znacznie poważniejszy. Być może nie wszyscy wiedzą, że Illinois jest jednym ze stanów, które w dalszym ciągu zezwalają na uśmiercanie bezpańskich zwierząt za pomocą komór gazowych, w których używany jest tlenek węgla. Demokrata John Fritchey próbował w 2008 r. doprowadzić do zmiany obowiązującego prawa, a tym samym wprowadzenia zakazu stosowania tej metody. Temat jednak nie był zbyt popularny wśród polityków, w końcu obrońcy zwierząt nie są reprezentowani przez bogate lobby, a sam temat też jakiś niewygodny...
Jego starania poparła wówczas większość schronisk dla zwierząt, które uznają stosowanie tlenku węgla w komorach gazowych za okrucieństwo.
Trudno powiedzieć, ile zwierząt w całym stanie Illinois ginie w ten sposób. Schroniska zobowiązane są bowiem do podawania liczby, ale nie metody, jaką u siebie stosują. Osobnym problemem są tzw. fabryki szczeniaków, czyli pseudohodowcy, którzy nadprodukcję, czyli niechciane młode psy i koty uśmiercają własnymi metodami i nie są zobowiązani do podawania na ten temat jakichkolwiek informacji.
Preferowaną metodą eutanazji byłby zastrzyk, który działa szybko i niemal bezboleśnie. Jest on już stosowany w wielu powiatowych schroniskach. Niestety, komory gazowe wciąż okazują się od czasu do czasu wygodniejsze, zwłaszcza wtedy, gdy usypia się zwierzę uznane za agresywne, lub większa ich liczbę na raz. Zabijane w ten sposób zwierzęta cierpią. Proces jest długi, powoduje panikę i stres.
Bez odpowiedniej kontroli nawet określenie "komora gazowa" może często oznaczać co innego, niż moglibyśmy sobie wyobrażać. Na przykład w 1997 roku w powiecie St. Clair zakazano używania tlenku węgla w schroniskach po tym, gdy na jaw wyszło, w jaki sposób cały proces się odbywa. Bezpańskie koty zamykane były w 55 galonowych beczkach, a psy w betonowym, szczelnym pomieszczeniu. Następnie podłączano do nich rurę wydechową silnika spalinowego, którego gazy powoli i w okropnych męczarniach uśmiercały zwierzęta.
Tak więc Illinois wciąż stosuje tę metodę, choć niektóre powiaty indywidualnie próbują coś zmienić. W McLean County zastanawiają się nad podwyższeniem opłat za rejestrację zwierząt, a uzyskane w ten sposób pieniądze chcą przeznaczyć na szkolenia personelu i zakup środków do humanitarnej eutanazji. To dość kosztowna zmiana.
Mimo to dziwi postawa właścicieli zwierząt, podobno je kochających, którzy wzbraniają się przed dodatkowymi 10 dolarami, które pozwoliłyby na zmianę systemu.
Osobiście nie rozumiem jednego. Dlaczego w ogóle utrzymywane są za pieniądze podatników schroniska uśmiercające zwierzęta. Wiemy, że co „państwowe”, to znacznie droższe. Za te same pieniądze prywatne, utrzymujące politykę „no kill” schroniska mogłyby zaopiekować się dodatkowymi tysiącami niechcianych czworonogów. Za dodatkowe pieniądze uzyskane z rejestracji mogłyby prowadzić akcje informacyjne i przypominać o sterylizacji, która jest jedynym sposobem ograniczenia bezpańskich psów i kotów. Są też bardziej skuteczne w poszukiwaniu im zastępczych domów, karmieniu i opiece weterynaryjnej.
Rozumiem, że nie każdy się ze mną zgodzi. Ale jeśli obecne metody nie przynoszą skutku, czyż nie warto spróbować czegoś innego?
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'