----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

29 stycznia 2014

Udostępnij znajomym:

'

Można w nieskończoność zastanawiać się, co jest powodem nadzwyczajnej popularności pewnych tytułów i jej braku, na który cierpią inne. Mówiliśmy o tym w kontekście wielu super hitów wydawniczych ostatnich lat. Ukryte pragnienia, archetypiczne i podświadome dążenia, potrzeba życia w micie, ułudzie i zmyśleniu, chęć dotknięcia tajemnicy, czegoś magicznego, zakazanego, proces projekcji i identyfikacji z bohaterami powieści, który daje nam poczucie spełnienia i sensu istnienia.

Harry Potter, Mikael Blomkvist, Lisbeth Salander, Robert Langdom, Isabella Swan czy Katniss Everdeen i Peeta Mellark to bohaterowie, którzy uwiedli tłumy tym właśnie, iż potrafili się idealnie wpisać w oczekiwania czytelników i te oczekiwania w istotny sposób wypełnić.

Ciekawe jakkolwiek jest to, iż żaden z opisanych i wymienionych do tej pory powodów popularności nie dotykał nawet problemów społecznych - no może poza trylogią Millennium, w której są „dość” istotne.  Ostatnio dopiero pojawiło się całkiem sporo recenzji podkreślających „klasowe uwarunkowania” niezwykłej poczytności trylogii Suzanne Collins „Igrzyska śmierci”.

Wprawdzie marksistowska teoria dzieła literackiego - oparta na przekonaniu, iż każda teza ma swą antytezę po to, aby przeistoczyć się w syntezę na drodze rewolucyjnej - pozostaje w uśpieniu i raczej nie ma większych szans na reaktywację, podobnie jak socrealistyczna stylistyka i poetyka (czyżbyśmy porzucili wiarę i przekonanie, że robotnik, cokolwiek miałby ten termin teraz oznaczać, potrzebuje łatwego, nieskomplikowanego przekazu, który będzie w stanie zrozumieć) to trudno się nie zgodzić z sugestiami, że orwellowska wizja świata zaczerpnięta żywcem z „Roku 1984” ma w Igrzyskach widoczne, niekoniecznie przecież celowe, jakkolwiek oczywiste konotacje z rzeczywistością współczesnego państwa „demokratycznego”, w którym politycy są kompletnie wyalienowani ze społeczeństwa, żyją własnym życiem, regulowanym potrzebami wielkich korporacji ponad państwowych. Korporacji, które nie mają żadnego interesu w pielęgnowaniu państwa narodowego czy lokalnych społeczności, chyba że są one pożądanymi konsumentami.

Politycy i biurokraci są skorumpowani, ale nieusuwalni ze swoich stanowisk. Społeczeństwo jest totalnie inwigilowane przez służby, w imię bezpieczeństwa, a w istocie w celu utrzymania maksymalnej kontroli nad przeciętnym obywatelem, który ma być słabo wykształcony i przez to łatwy do manipulowania i taki który potrzebuje jedynie taniego, bo wysoko przetworzonego jedzenia, które mu się zapewnia, ale to jest w istocie wszystko, na co szary obywatel może liczyć ze strony państwa.

W jednej z recenzji filmu, opartego na Igrzyskach, którą opublikował Newsweek możemy przeczytać:

„Saga, która będzie miała przynajmniej cztery części, widowiskowo przerabia w popkulturowe wydarzenie niezadowolenie i niepokój czasów kryzysu; przenosi prawdziwą potrzebę sprzeciwu przeciwko korporacyjnym imperiom w sferę mrocznej baśni o biednych dystryktach wykorzystywanych przez cyniczny, bogaty Kapitol. Dodatkowo film zyskuje w oczach krytyków i widzów ze względu na „feministyczne” przesłanie – Lawrence to bodaj druga po Angelinie Jolie tak wyrazista kobieca bohaterka w kinie akcji: wojownicza, sprawna, bystra, świetnie posługująca się bronią, odważniejsza niż jej niejeden męski przeciwnik”. (M. Sadowska, Newsweek nr.49, 2013)

Oczywiście ta klasowość, społeczne zaangażowanie, potrzeba buntu i sprzeciwu jest także w tej trylogii „shomogenizowana”, jakby powiedziała Antonina Kłoskowska. Wszystko musi służyć przede wszystkim przyjemności i wygodzie. Jak pisze dalej Małgorzata Sadowska, w tej samej recenzji:

„Tak naprawdę nie ma co dorabiać ideologii do sagi firmowanej nazwiskami Gary’ego Rossa i Francisa Lawrence’a. „Igrzyska” to po prostu typowo eskapistyczna rozrywka, opowieść o buncie wykluczonych, serwowana przez hollywoodzkie wielkie studia (oto prawdziwy Kapitol!), które z kryzysu uczyniły żyłę złota. Za sprawą filmów o Katniss Everdeen

Jennifer Lawrence stała się – czy jej się to podoba, czy nie – popkulturową ikoną buntu i rychło należy się spodziewać mody na upięty z boku głowy warkocz, jaki nosi łuczniczka”, ale to jest mniej więcej wszystko, jeśli chodzi o bunt tych, których saga zachwyciła”.

Coś w tym musi być, bo przecież najbardziej głośny i niezwykle charakterystyczny dla epoki portali społecznościowych ruch protestu młodych ludzi „okupujących Wall Street” był wyrazem sprzeciwu „wydrążonym” z agresji, destrukcji, struktury organizacyjnej, przywódczej i rewolucyjnej. Był wprawdzie zwany ruchem 99%, ale raczej z przyczyn ideologicznych, aniżeli faktycznej liczby młodych zbuntowanych biorących w nim udział. Rozpłynął się w niebyt i praktycznie nie ma już po nim śladu głównie dlatego, że występował przeciwko szokującej nierówności w dystrybucji bogactwa w USA (1% bogatsze od reszty społeczeństwa), ale nie z pozycji głodnych czy uciśnionych, ale niezadowolonych jakkolwiek sytych, a nawet przejedzonych. Jak wiadomo, nie otyli idą na barykady i nie syci żądają chleba i pracy w marszach protestacyjnych.

Tak czy owak „Igrzyska śmierci” perfekcyjnie wtapiają się w paradygmat buntu i niezgody na zastaną rzeczywistość społeczną w wersji „facebookowej” czy „twitterowej” – który to model daje poczucie wspólnoty i współdziałania, a w rzeczywistości jest złudzeniem tychże aktywności, które nie wykraczają poza chwilowe akcje i ulotne działania bez konkretnych konsekwencji. Ładni, odważni, zakochani w sobie i szlachetni bohaterowie Igrzysk uwikłani w układy społeczne pełne zła, manipulacji i okrucieństwa idealnie wpisują się w proces projekcji – identyfikacji ogromnej liczby młodych odbiorców. Powstała nawet gra, która wykorzystuje tęsknoty młodych nastoletnich czytelników/widzów do bycia wirtualną oczywiście, ale mimo wszystko częścią Igrzysk:

„zaprosiliśmy młodych mieszkańców Warszawy do specjalnie na tą okazję przygotowanej gry miejskiej.

Gra wykorzystywała najnowsze technologie między innymi Mapy Google i Facebooka oraz media. Gra była łagodnym odpowiednikiem wydarzeń z książki „Igrzyska Śmierci”. Warszawa została podzielona na dystrykty, w których zostały umieszczone znaki. Wskazówki jak je znaleźć użytkownicy mogli znaleźć przy pomocy map Google oraz na portalu społecznościowym Facebook.

Najlepsi uczestnicy gry miejskiej z poszczególnych dystryktów wzięli udział w finale, podobnie jak bohaterowie „Igrzysk Śmierci”. W finałowej części gry miejskiej mieli za zadanie zebrać jak największą liczbę fanów swojego dystryktu na specjalnie przygotowanych fanpage`ach w portalu Facebook.

W nagrodę dla zwycięzcy Warszawskich Igrzysk zorganizowany został specjalny pokaz filmu na który mógł zaprosić 200 swoich znajomych. […]Dzięki połączeniu nowoczesnej technologii oferowanej przez Mapy Google i siły mediów społecznościowych kampania odniosła spektakularny sukces. Najcenniejszym medium okazali się jednak sami uczestnicy gry miejskiej, którzy dzięki zaangażowaniu w akcje sami promowali wśród swoich znajomych film. 

W pierwszy weekend emisji film „Igrzyska Śmierci” przyciągnął do kin ponad 93 tysiące widzów. Łącznie film obejrzało 463 tysiące widzów. Oba wyniki były lepsze od wyników osiągniętych przez pierwszą część sagi „Zmierzch” w Polsce pomimo 30% mniejszego zainteresowania filmem mierzonego na podstawie ilości wyszukiwani w wyszukiwarce Google na miesiąc przed premierą „Igrzysk Śmierci” i adekwatnego okresu dla pierwszej części sagi Zmierzch”.

Pop-kulturowa rzeczywistość łącząca przede wszystkim marketing (zysk to cel numer jeden wszelkich działań we współczesnej „demokracji”, która w istocie jest formą korporacyjnej oligarchii) z potrzebą pozornego uczestnictwa bez ponoszenia jakichkolwiek rzeczywistych konsekwencji działań - łatwość i atrakcyjność gry, zabawa połączona z nagrodą dla zwycięzcy wyprodukowała perfekcyjny erzac buntu społecznego i walki z oligarchią/Kapitolem, coś, co można by nazwać kodem banału i kiczu zanurzonym w oparach roku 1984 Orwella – bunt dla zabawy, albo zabawowy bunt dla czystej przyjemności uczestnictwa w grze.

Zbyszek Kruczalak



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor