----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

04 lutego 2014

Udostępnij znajomym:

'

część 10

ROZDZIAŁ IV

Gdy Romek dostrzegł przez okno Ryśka, przechodzącego w pośpiechu pod jego domem, i zawołał kolegę, żeby wpadł do niego na chwilę, jego głos brzmiał bardzo tajemniczo.

– Co jest?! – wykrzyknął Rysiek z dołu.

Chłopak nie miał akurat zbyt wiele czasu, bo na­stępnego dnia czekała go klasówka z polskiego. To był jeden z ostatnich sprawdzianów przed maturą, trzeba więc było porządnie się przyłożyć.

– No chodź! Tylko na momencik, chcę ci coś pokazać...

– Dobra, ale naprawdę tylko na chwilę.

W pokoju Romka jak zwykle było ciasno, a wszędzie panował artystyczny nieporządek. Sporo miejsca zajmowała „babcia” – jak gospodarz nazywał pieszczotliwe wielki jak nieszczęście kontrabas – opar­ta o niewielką kanapę. Ryśka zawsze zastanawiało, jak Romek, chłopak w końcu pokaźnych rozmiarów, mieścił się nocą na tej kozetce.

– Pamiętasz, jak mi mówiłeś, kiedy docenisz moje umiejętności gry na kontrabasie? – zapytał z entuzjazmem.

– Pewnie, że pamiętam – odpowiedział Rysiek.

– Jak się nauczysz obracać go wokół własnej osi, tak jak to robią Murzyni w telewizji.

– No to patrz! – wykrzyknął.

Błyskawicznym ruchem złapał instrument oraz leżący na kanapie monstrualny smyczek i wydobył z kontrabasu kilka niskich dźwięków, jakby prosto z taniego horroru. Romek najwidoczniej starał się podkreślić doniosłość chwili, a Rysiek spokojnie czekał na moment kulminacyjny, prawdę mówiąc trochę powątpiewając w ostateczny efekt. Gdzież Romkowi było równać się z Murzynami z telewizji? Nagle, bez uprzedzenia, kontrabas zawirował jakby od niechcenia, wykonując imponujący piruet, a Ryśkowa szczęka opadła w zachwycie. Detronizacja Murzynów z telewizji niniejszym stała się faktem. Musiał uczciwie przyznać, że kumpel opanował instrument w stopniu doskonałym.

– No i co powiesz? – spytał triumfalnie Romek, widząc jego minę.

– Nooo, Romuś! Wspiąłeś się na szczyty edukacji muzycznej. Moje gratulacje! – odrzekł Rysio z uznaniem.

W tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi i mistrz kontrabasu pobiegł otworzyć.

– Cześć, Romek. Szukam Rycha. Nie było go u ciebie? – Rysiek usłyszał głos Adama.

– Jest. Właź.

– Cześć, Rychu! – Adam był nienaturalnie podniecony. – Macie chłopaki czas?

– A co jest? – spytał rzeczowo Rysiek.

– Właśnie spotkałem Kwiatkowskiego. Chwilkę sobie pogadaliśmy i powiedział, żebyśmy wpadli do niego, to nam opowie o cichociemnych, o wojnie w Korei i Wietnamie, i jak się wyuczył tak walić po mordach.

Oferta była kusząca, jednak na szali leżała klasówka z literatury powojennej, którą umieściła tam perfidnie polonistka Ryśka. Jeśli nie przysiądzie do nauki, to jutro czeka go dzień sądu ostatecznego.

– No to co, idziecie? – indagował Adam.

Rysiek spojrzał pytająco na Romka.

– Dzisiaj nie da rady. Muszę rżnąć „babcię”. Jutro mam szkołę muzyczną – powiedział z rezygnacją Romek.

– Jaką babcię? – spytał szczerze zaniepokojony Adam.

– To znaczy grać na kontrabasie – Rysiek pośpieszył z wyjaśnieniem. – Tak się mówi.

– Aha – chłopak odetchnął z ulgą. – A ty, Rychu? Powiedziałem Kwiatkowskiemu, że będziemy za pół godziny.

– Ja też odpadam. Na jutro polonistka zapowiedziała klasówkę i muszę zakuwać, bo mi łeb urwie.

Nadchodząca groźba rzezi niewiniątek, do których Rysiek miał zaszczyt się zaliczać, przeważyła szalę. Trzeba było podjąć jakieś działania obronne, czyli otworzyć podręcznik, notatki z lekcji i zobaczyć, co tam słychać. Niestety, nie miało to być zwykłe wy­pracowanie na zadany temat, gdzie w miarę popraw- ną polszczyzną i lekkim stylem wystarczyło wypowiedzieć się pisemnie, a pod pozorem wysuwania nieortodoksyjnych tez z powodzeniem ukrywało się kompletną ignorancję, zyskując w zamian całkiem niezłą ocenę. Tym razem sprawa była naprawdę poważna.

– No co ty? Przecież zawsze się interesowałeś historią drugiej wojny światowej – Adam nie zamierzał odpuścić tak łatwo.

– To nie wojna. Teraz przerabiamy jakieś powojenne cholerstwo – uświadomił go Rysiek. – Ale mo­że w sobotę? Ja będę wolny, Romek na pewno też

– zaproponował i spojrzał na Romka, szukając potwierdzenia.

– No! – powiedział przyjaciel z aprobatą.

– W sobotę nie mogę. Idę na imprezę do Roberta Kracika. Ma być Ewka – odparł Adam głosem dziwnie ściszonym i zakłopotanym.

– Jaka Ewka? – zainteresował się Romek.

– Adasiowi spodobała się ta dziewczyna i chce ją bliżej poznać –wyjaśnił krótko Rysiek.

– Adaś, to w końcu za babami zacząłeś latać? – rozpromienił się Romek. – Która to?! Zaraz ją ocenimy!

– Daj spokój, nie nabijaj się z chłopaka – Rysiek przywołał go do porządku. – Wiesz co, najlepiej idź sam, Adaś. Głupio byłoby Kwiatkowskiego zrobić w konia, a my teraz naprawdę nie możemy. Idź, powiedz, jak sprawy stoją, i następnym razem umówimy się wszyscy. Dobra?

– W porządku – powiedział Adaś i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

– Nie daj się babom, Adaś! – krzyknął za nim Ro­mek na pożegnanie, ale chłopak był już na korytarzu.

– Romuś, ja spadam, a ty rżnij „babcię” jak się należy.

– Dobra, dobra, bez obaw…

Rysiek szedł do domu jak na ścięcie. Wcale nie uśmiechała mu się perspektywa wgryzania w twórczość i losy Tadeusza Różewicza czy jakiejś innej łajzy, która żyła chyba tylko po to, by kilkadziesiąt lat później obrzydzić życie Bogu ducha winnym uczniom. Nie mogli byli emigrować gdzieś w cholerę i tworzyć na przykład po japońsku? Zaskarbiliby sobie wdzięczność niejednego młodego człowieka, a już Ryśka – z całą pewnością.

Adam zapukał do drzwi mieszkania profesora Kwiatkowskiego.

– A gdzie chłopaki? – spytał trochę zaskoczony polonista.

– Nie mogli. Romek musi ćwiczyć na kontrabasie, a Rysiek ma klasówkę z literatury powojennej, czy jakoś tak. No, z polskiego.

– Ach, rozumiem. W literaturze działy się wtedy ciekawe rzeczy. Wejdź.

Adam usiadł na sofie.

– Co pijemy? – zapytał gospodarz.

– Wie pan…. Ta zielona herbata była niezła. 

– No, widzisz! Wiedziałem, że będą z ciebie ludzie – ucieszył się Kwiatkowski.

Polonista wniósł do pokoju imbryk i dobrze już znane chłopakowi filiżanki, które wypełnił pachnącym płynem.

– Powiedz mi, Adam, czemu właściwie nie chcesz iść po zawodówce do technikum? – zastrzelił go pytaniem Kwiatkowski. – Nie jesteś głupi i na pewno dałbyś sobie radę.

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor