Podejrzewam, że igrzyska rozpoczną się za chwilę, lub już się rozpoczęły. Jednak pisząc te słowa spoglądam na zegarek... do ceremonii otwarcia pozostaje jeszcze ponad 20 godzin.
Mogę jednak założyć, że widowisko było wspaniałe, ogień zapłonął tam gdzie trzeba, odpowiedzialni za ewentualne niedociągnięcia stracili pracę, a widzowie na całym świecie powrócili do swych codziennych zajęć.
Nie ma co ukrywać, poza pierwszym i ostatnim dniem, gdy nie liczy się rywalizacja na lodzie lub stoku, a jedynie promocja kraju organizatora, zimowa olimpiada nie jest najpopularniejszym widowiskiem sportowym. Bo dotyczy głównie krajów gdzie choć raz w roku pada śnieg i gdzie istnieją warunki do uprawiania narciarstwa, saneczkarstwa, czy łyżwiarstwa, choć zdarzają się przecież wyjątki. W końcu Jamajka miała swą drużynę bobslejową...
Trochę nie rozumiem mniejszej popularności zimowych igrzysk. Dyscyplin mniej, krajów też, więc i zawodników. Spokojniejsze przekazy telewizyjne. Ładne widoki. Do dziś pamiętam olimpiadę w Vancouver. Pod wpływem obrazów przekazywanych za pośrednictwem kamer telewizyjnych wybrałem się później do tego miasta. Również dlatego, by odwiedzić przyjaciół, co jest oczywiście wersją oficjalną.
W Soczi też będzie pięknie. W końcu to klimat subtropikalny. Sam nie wierzyłem, do czasu sprawdzenia w atlasie geograficznym. Miasto od kilku miesięcy przerabiało wodę na śnieg za pomocą wielkich i licznych maszyn. W sumie wykorzystano jej aż 230 milionów galonów. Będą ośnieżone stoki i nieco szersze dzięki temu plaże.
Jest kilka dyscyplin, których zasad nie musimy znać, co wcale nie przeszkadza w odbiorze. Choćby taki biathlon. Biegną na nartach pod górę, z góry, w bok. Nagle zatrzymują się, kładą na śniegu lub utrzymują pozycję stojącą, zdejmują z pleców sztucer, strzelają, po czym znów biegną, strzelają, znów biegną, strzelają.... i tak nawet przez 20 kilometrów. Nieważne kto pierwszy dobiegnie, ani kto celniej strzeli. Ważne jest, kto się podda pierwszy. Kto wyjdzie spomiędzy drzew?! Może w tym roku w końcu się tego dowiemy. Wierzę w skuteczność rosyjskich służb. Rozwikłają i tę zagadkę.
Podejrzewam, że tym razem będziemy musieli sami sobie komentować część wydarzeń na arenach sportowych, bo na razie międzynarodowi dziennikarze zajęci są czym innym.
Na kilkadziesiąt godzin przed olimpiadą ogarnęła ich gorączka poszukiwania najbardziej wstrząsających obrazów. Efekty ich pracy znaleźć można głównie w internecie, gdzie pojawiają się tysiące zdjęć grozy. Nie uprzątnięta kupka ziemi na hotelowym trawniku! Szpara w hotelowych drzwiach! Urwana klamka! Brak pokrywy studzienki kanalizacyjnej... No dobra, niektóre ich znaleziska rzeczywiście są fascynujące. Tej pokrywy studzienki to akurat nie było na nowym deptaku nad wodą. Prawdopodobnie właśnie tamtędy na wieczorny, romantyczny spacer przed zawodami wybiorą się włoscy narciarze i narciarki, dzięki czemu wszystkie medale zdobędzie USA.
Z tą klamką to też trochę inaczej. Ona była w hotelowych drzwiach, ale po zamknięciu nie otwierała nic od środka. Dlatego kanadyjski reporter musiał na konferencję prasową wychodzić przez okno. Inny po otrzymaniu klucza do pokoju zastał wewnątrz śpiących pracowników budowlanych. Miał szczęście, bo na przykład telewizja CNN w pierwszych 3 dniach od przybycia ekipy dostała tylko 2 pokoje z pięciu zamówionych pół roku wcześniej.
Wysłuchując tych opowieści i oglądając pierwsze doniesienia jedna z dziennikarek wyraziła nieśmiało nadzieję, że prace wykończeniowe w jej hotelu polegają na montowaniu zasłon w oknach, a nie kładzeniu dachu... Zaryzykowała, poleciała i na razie jeszcze się nie odezwała...
Spójrzmy na inną dyscyplinę zimową. Saneczkarstwo. Według mnie zawodnicy je uprawiający należą do najodważniejszych sportowców. Jednak miałbym o nich jeszcze wyższe mniemanie, gdyby ostatni zjazd wykonywali w nieco innej pozycji. Głową do przodu. W świecie wirtualnym byłaby to najpopularniejsza gra komputerowa wszechczasów! W świecie rzeczywistym mógłby to być również ostateczny test dla pragnących dostać się na przykład do oddziału Grom lub Navy Seals.
Wyczytałem gdzieś, że Rosja liczy na zysk z olimpiady. Nic dziwnego, że kraj przeżywa problemy. Ma doskonałych ekonomistów. Na razie znikoma część letnich i zimowych igrzysk okazała się dochodowa. Większość z nich odbywała się w USA.
Koszt tegorocznych przygotowań przekroczył 51 miliardów dolarów, co stanowi pięciokrotne wydatki Kanady na ostatnią olimpiadę w Vancouver. Tam w pierwszej chwili wydawało się, że saldo będzie dodatnie. Jednak po jakimś czasie przybiły prowincję koszty zaciągniętych na budowę obiektów pożyczek. Vancouver skończyło z deficytem w wysokości ok. 2 miliardów. Pozostały jednak ładne obrazki i co najmniej jeden międzynarodowy turysta.
Może te wydatki w Rosji są nieco rozdmuchane. Może zaoszczędzili na tych klamkach, dachach i pokrywach studzienek. Może liczą lepiej, niż ich o to podejrzewamy.
Kolejna dyscyplina warta uwagi to curling. Zajrzałem do słownika. W naszym rodzimym języku nazwa brzmi...curling. Więc opisowo spróbuję. Grupa śmiesznie ubranych ludzi pcha po lodzie kawałki kamieni machając szczotkami. Podobno to niemal szachy na lodzie, tak trzeba być dokładnym. Wierzę, świadczy o tym skupienie na twarzach zawodników. Może by urozmaicić nieco dyscyplinę, zrobić to na pochyłym lodzie. Albo na stoku do slalomu giganta już po rozegraniu konkurencji narciarskich? Na pewno byłoby więcej emocji, choć mniej precyzji...
Osobiście lubię zimowe igrzyska. Może ogląda się je przyjemniej, bo za oknem zimno, ciemno i ponuro. Może dlatego, że oprócz jazdy figurowej są zjazdy narciarskie, a oprócz curlingu jest hokej, skoki i snowboarding. Życzę wszystkim wielu emocji.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
'