Gotowanie stało się medialnym wydarzeniem. Chcemy oglądać programy kulinarne, chcemy słuchać i podziwiać znanych i nieznanych szefów kuchni, dietetyków i lekarzy mówiących o właściwym dla zdrowia jedzeniu, prawidłowym odżywianiu, cudownych dietach i dietetycznych konceptach zdrowotnych. Programy telewizyjne i internetowe, w tym blogi, o tym, co jeść, jak gotować, w jaki sposób podawać do stołu, jak ten stół dekorować, biją rekordy popularności, a ich mnogość i różnorodność jest zadziwiająca. Programy o literaturze czy muzyce mogą jedynie pomarzyć o takiej oglądalności, rzecz jasna z oczywistej przyczyny, iż ani literatury, ani muzyki, ani w ogóle sztuki nie można zjeść, a nawet jeśli jakiś artysta pozwoli na to w swoim artystycznym zamierzeniu (instalacji), to i tak musimy się zmagać z koniecznością zrozumienia czy interpretacji takiego działania – a to jest sprawa skomplikowana i wymagająca od nas wysiłku umysłowego. Oglądanie programów kulinarnych absolutnie czegoś takiego od widza nie wymaga.
„Dobre jedzenie i dobry seks to chyba dwa najważniejsze stymulatory odczuwanej przez człowieka przyjemności. Jeść i kochać się można szybko i bez dłuższej radości, jednak obie te czynności jakimś dziwnym trafem staramy się wydłużać a nawet celebrować. Przyjemność jedzenia jest jedyną rozkoszą, której doznajemy kilka razy dziennie niezależnie od wieku”.(w: Orgazm smaku, Msfera.pl)
Gotują wszyscy i wszystko, w każdej dostępnej i możliwej wersji. Gotują celebryci i ludzie dosłownie zgarnięci z ulicy, gotują dla siebie, widzów, znajomych, gotują w restauracjach, domach, biwakach i wszędzie tam, gdzie to jest możliwe i niemożliwe.
Gotowanie jest przecież przygotowywaniem jedzenia, a to jest pierwotnie pożądane i tegoż pragnienie jest w nas archetypicznie i instynktownie najważniejsze, tak samo jak potrzeba i konieczność seksu.
Spożywanie pokarmu, tak zresztą tak jak i seks są przyjemne, a co może być bardziej pożądane i chciane niż zaspakajanie przyjemności dla prawie każdego człowieka, bo musimy jednak przyjąć pewną poprawkę, że jakiś, raczej nikły, procent populacji będzie miał w tej sprawie odmienny pogląd. Tak czy owak, jak napisał w „Tygodniku Powszechnym” Artur Sporniak”:
„obie czynności są przyjemne, i nie bez powodu. Pełnią tak ważne biologicznie funkcje, że natura nie mogła sobie pozwolić na pozostawienie ich tylko w gestii naszej dobrej woli – wolała się zabezpieczyć silnie motywującym bodźcem i różnymi nieświadomymi mechanizmami, np. powodującymi odczuwanie głodu. Ale tu już także widać różnicę: jedzenie zabezpiecza indywidualne przetrwanie, prokreacja – przetrwanie całego gatunku. Aby żyć, muszę jeść (choć są osoby, które, jak wiele na to wskazuje, nie do końca muszą: np. Marta Robin czy chłopiec Budda). Natomiast, aby przetrwał gatunek ludzki, ja, jako pojedynczy osobnik, nie muszę uprawiać seksu – mogę go nie uprawiać albo też mogę uprawiać seks nieprokreacyjny. Zależność jest bowiem w tym przypadku statystyczna: wiele innych osób uczyni to za mnie, z czego urodzi się wiele dzieci”. (TP, 13 maja, 2011)
To jednak, czy seks będzie miał charakter wyłącznie przyjemnościowy, czy też prokreacyjny kompletnie nas tu nie interesuje, zakładamy bowiem (może i błędnie), że seks jest i prawdopodobnie zawsze będzie nadzwyczajnie pożądaną przyjemnością, tak samo jak i jedzenie, bez względu je jego aspekt czy charakter. Ta podświadoma i pierwotna żądza jedzenia i seksu z biegiem wieków przyjęła niezwykle wyrafinowane formy kulturowe. Wystawy o historii jedzenia możemy oglądać w najbardziej prestiżowych muzeach i galeriach świata, jak choćby ta ostatnio pokazywana w chicagowskim Instytucie Sztuki i zatytułowana oczywiście „Art & Appetite” , którą otwierał kultowy dla amerykańskiego malarstwa, niemalże ikoniczny, obraz Normana Rockwella „Freedom from Want”, w którego centrum znajduje się wielki indyk serwowany w święto Dziękczynienia. Wystawa prowadzi nas zresztą w cudowny sposób po meandrach historii przyrządzania, prezentowania i przygotowywania pokarmów. Jak nie trudno zgadnąć kończymy tę fenomenalnie opracowaną podróż w oparach, a w zasadzie puszkach, zupy Campbell i kultowych projektach Andy Warhol’a.
Podobnie, aczkolwiek w znacznie intensywniejszej wersji, jawi się nam „ukulturowienie” seksu, którego w sztuce mamy bez liku, a wydaje się nawet, że cała ona seksualnością stoi.
Wyrafinowanie w przygotowywaniu jedzenia, jego podawaniu i spożywaniu urosło we współczesnej kulturze do niebywałego poziomu. Gotowanie traktowane jest jak działanie twórcze i porównywane powszechnie z kreacja artystyczną. Do jej opisu używa się określeń prosto ze słownika terminów naukowych czy sztuk pięknych, takich jak kuchnia dekonstrukcyjna (Ferran Adria) albo molekularna (Grant Achatz).
Jedzenie w restauracjach takich mistrzów urasta ro rangi najwyższej klasy wydarzenia towarzyskiego, społecznego, kulturowego. Jest jak wizyta w galerii sztuki czy muzeum. Najwięksi i najsławniejsi szefowie kuchni, tacy jak Ferran Adria (El Bulli – Hiszpania) czy Rene Redzepis (Noma-Kopenhaga) doczekali się monograficznych wystaw i prezentacji swojej sztuki w najlepszych galeriach. Publikuje się o nich książki i albumy, opracowuje i kataloguje ich dokonania. Mają swoich uczniów i cieszą się wyjątkowym uznaniem i estymą. W Chicago, które urosło przez ostatnich parę lat do najbardziej interesującego kulinarnie/restauracyjnie miasta w USA mamy przynajmniej dwu genialnych szefów: niedawno zmarłego Charlie Trottera i Granta Achatz’a, którego Alinea jest jedną z dziesięciu najlepszych restauracji na świecie.
W jednym z ostatnich numerów Monitora opublikowano listę najlepszych restauracji w Chicago uwzględnionych w rankingu AAA:
„[…] Francja ma przewodnik Michelin i gwiazdki, Stany Zjednoczone mają diamenty organizacji American Automobile Association. Inspektorzy AAA pracują na wzór swych francuskich kolegów, anonimowo oceniając posiłki we wszystkich lepszych, przyznając im od jednego, do pięciu diamentów. […] W tym roku siedem chicagowskich restauracji otrzymało po pięć diamentów. Są to Acadia, Alinea, Arun`s, Everest, Grace, Sixteen oraz Tru.
Czterodiamentowych jest znacznie więcej: Blackbird, Boka, L2O, Les Nomades, Lockwood, Masaki, MK, Moto, Naha, Next, Pelago Ristorante, Shanghai Terrance, Spiaggia, Topolobampo”. (Monitor, 24 stycznia, 2014)
Jak gdzieś napisano: Zygmunt Freud jako 40 letni człowiek „porzucił przyjemności seksualne”, a popęd ten spowodowany przez libido zastąpił popędem do jedzenia. „W złożonej grze instynktów jeden instynkt może zastępować lub wzmacniać inny”. Freud zmienia zdanie, co do treści swoich wywodów – stawia popęd do zaspokajania głodu nad popęd seksualny. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli dokonywać aż tak drastycznych wyborów i uda nam się szczęśliwie połączyć obydwa uzależnienia w przyjemną i wzajemnie się uzupełniającą całość.
Zbyszek Kruczalak
'