„Sapere aude – odważ się, chciej być rozumnym (lub: mądrym). Warto podać ten zwrot wraz z sąsiednimi wersetami:
Po co odkładasz? Komu zacząć się udało,
Ten ma połowę dzieła: zacznij więc, czyń śmiało,
Odważ się być rozumnym. Kto na przyszłość czeka,
Stoi na brzegu, ażeby pęd wody przeminął.
Strumień płynie i w późne wieki będzie płynął.
Horacy zakłada, wraz z innymi filozofami (od których wiele się nauczył), że myślenie jest w stanie samo siebie poprawiać, przezwyciężać fałszywe sądy, uspakajać się. (A za myśleniem podąża część psychiki). Dlatego stwierdza on w innym miejscu: „Winna myśl, gdy się sama nie pozbywa troski”. Trzeba nam zatem zająć się myślą”. (Psychoterapia filozoficzna,s.23)
Myślenie: koncepcyjne, abstrakcyjne, przyczynowo - skutkowe, logiczne, twórcze, czy jakiekolwiek inne odróżnia nas od wszelkiego innego stworzenia. Myślenie koncepcyjne jest w szczególności, tylko i wyłącznie, domeną człowieka. Chcąc żyć sensownie musimy myśleć, inaczej nasze istnienie jest pozbawione sensowności.
„Warunkiem umiejętnego życia jest myślenie. Ono właśnie odróżnia człowieka od zwierząt. Dlatego bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto. Myśląc o życiu, możemy uczyć się go, gdyż na tę umiejętność nigdy nie jest za późno. Najczęściej bowiem dowiadujemy się, czym jest życie, gdy właściwie musimy powiedzieć, że dobiegło ono końca”. (O umiejętności życia, s.5/6)
W swoisty sposób jesteśmy skazani na myślenie, bo gdybyśmy go sobie odmówili, albo je odrzucili skazujemy się na powrót do początków, powrót do naszego zwierzęcego wymiaru.
Pisze o tym Roman Ingarden w kapitalnej, ostatnio wznowionej, Książeczce o człowieku:
„Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie człowiek zapada z powrotem i bez ratunku w swoją czystą zwierzęcość, która stanowi jego śmierć”. (s.25)
Myślenie jest nierozerwalnie złączone z inteligencją i kreatywnością. Myślenie pozwala nam tworzyć. Pozwala człowiekowi być twórcą w nieustannym i nieskończonym procesie poszukiwania Stwórcy. W gruncie rzeczy, jeśli przejrzymy proces kształtowania się najważniejszych idei, konceptów, teorii, założeń i definicji, jakie powstawały przez ostatnie parę tysięcy lat to z jednej strony szokująco jesteśmy w swym człowieczeństwie niezmienni ze wszystkimi dobrymi i złymi postępkami, zupełnie tacy sami jak Odyseusz i wszyscy ci, których spotyka w trakcie swej mitycznej, odwiecznej wędrówki.
„Cała literatura zachodnia wywodzi się z Iliady i Odysei, w których już są obecne motywy wojny, podróży, miłości, przyjaźni, namiętności, ambicji, odwagi, rywalizacji, władzy, współczucia, pieniędzy, przeznaczenia, śmierci, przypadku, morza. Można twierdzić, że nie tylko Ajschylos, Sofokles, Eurypides, ale także od Wergiliusza do Jamesa Joyce’a […] cała nasza literatura jest tylko niekończącym się komentarzem i ciągiem dalszym, na różne sposoby dopisywanym, Iliady i Odysei”. (Traktat o szczęściu, s.48/49)
Ta niezmienność, odwieczność ludzkiej kondycji zawsze takiej samej w rozumieniu swych emocji przeżywania życia pozostaje w niebywałej i wstrząsającej sprzeczności w pojmowania tegoż istnienia w kategoriach nauki. Myślenie mające na celu uchwycenia tajemnicy istnienia człowieka na ziemi, sensu tego bytowania we wszechświecie, próby wyjaśnienia tego, co najistotniejsze w procesie powstawania i kształtowania się życia – ulegają nieustannemu procesowi przewartościowań, zmian i modulacji w naukowym paradygmacie budowania wiedzy. Nic, co naukowe nie jest pewne, wszystko co naukowe jest falsyfikowalne i nic tak, jak naukowe myślenie nie przybliża nas do tego co nieskończenie małe albo wielkie, jednocześnie nas od tych wielkości oddalając.
Gdy Kopernik „ruszył słońce” wydawało się jemu współczesnym, że to swoisty koniec świata, który uległ absolutnemu przenicowaniu. Od tego momentu trzeba było przyjąć, że aby mieszkać „po drugiej stronie” kuli ziemskiej nie koniecznie trzeba chodzić po niej „do góry nogami” i co nawet bardziej zadziwiające, deszcz też tam nie pada z „dołu do góry”. Szokujące, ale jednak prawdziwe obawy w procesie akceptacji nowej teorii nie są niczym niezwykłym i w istocie pozostają zawsze, mniej lub bardziej, tak samo absurdalne bez względu na epokę. Jest nam w jakiś pierwotny sposób trudno przyjąć i zaakceptować „nowe”. Gdy Isaac Newton został uderzony w głowę jabłkiem i dzięki temu odkrył wszechobowiązującą zasadę przyciągania znowu sporo czasu zajęło zaakceptowanie faktu, że to nie aniołowie poruszają ciała niebieskie po kryształowych sferach firmamentu. Jaka szkoda! Ile straciliśmy przez Newtona poetyckości w fizyce i kosmologii.
Potem już było tylko gorzej. Charles Darwin zachwiał całym porządkiem stworzenia i to w taki sposób, że do dzisiaj trwają spory i konflikty, w tym prawne, czy uczyć młodych ludzi w szkołach ewolucjonizmu czy też poprzestać na wykładaniu założeń kreacjonizmu. Tak czy owak Darwin wydarł i zniszczył kolejny, bardzo piękny w swej metaforyce, mit stworzenia ze zbioru magicznych archetypów ludzkości i pozostawił nas w zgiełku i bałaganie totalnej przypadkowości. Nie ma żadnego porządku, założeń, siedmiu dni tworzenia, unikalności człowieka, jest natomiast nielogiczny, pełen okrucieństwa i walki o przetrwanie proces rozwijania się gatunków od czegoś elementarnego po złożoność istoty ludzkiej.
Darwin nas pozostawił w samotności i smutku przypadkowości, a Albert Einstein skazał na istnienie w niewyobrażalnej nieskończoności i niekończącym się procesie rozwoju, gdzie czas i przestrzeń wykraczają poza nasze przyzwyczajenia poznawcze. Jego szczególna o ogólna teorie względności skazały nas na zaakceptowanie niezrozumiałego absolutnie fenomenu, opartego na założeniu, że „im szybciej, tym wolniej” oraz, że Newton nie do końca miał rację:
„Wszechświat Newtona to świat, w którym przeciwstawne siły się znoszą. Za Einsteina siły znikają. Zastępuje je krzywizna przestrzeni. Einstein odkrywa coś, co bardzo mocno uderza w nasz zdrowy rozsądek: prędkość rozszerza i wydłuża czas, a materia zakrzywia przestrzeń. Zgodnie z formułą Trinha Xuana Thuana z Ukrytej melodii…, to przestrzeń, która stała się aktywna, prowadzi bal i dyktuje ruchy. Einstein uwolnił przestrzeń od sztywności. Elastyczna przestrzeń może się rozciągać, kurczyć, krzywić, w zależności od przyciągania. I to ostateczny kształt tej przestrzeni narzuca ruchy przedmiotom lub światłu, które ją przecina.” (Traktat o szczęściu, s.132)
Einstein zostawił nas w wymiarze galaktycznym, absolutnie nieskończonej i niekończącej się przestrzeni, której ogarnięcie przyprawia o szaleństwo. Jakby tego nie było dosyć Max Planck z kolei przerzucił nas do rozmiarów nieskończenie małych, chciałoby się powiedzieć kwantowych i udowodnił, że małe jest takie samo jak duże, może tylko trudniejsze do obserwowania.
„[…]na samym początku XX wieku Max Planck dokonuje w Berlinie decydującego odkrycia, bez wątpienia najważniejszego od czasów Newtona: energia słoneczna i innych rodzajów promieniowania nie jest emitowana ani absorbowana w sposób ciągły, lecz przerywany, który fizycy nazywają dyskretnym i w postaci małych porcji nazwanych przez Maxa Plancka kwantami. Z kolei Niels Bohr w Kopenhadze, jego uczeń Niemiec Werner Heisenberg i Austriak Edwin Schrodinger tworzą, zazwyczaj niezależnie od siebie, teorię kwantów w odniesieniu do skali mikro, która zdaje się dziwnie odzwierciedlać skalę makro.” (Traktat o szczęściu, s. 139)
Kontynuacja w przyszłym tygodniu.
Zbyszek Kruczalak
'