Kiedy 21 listopada ubiegłego roku prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, wbrew wcześniejszym obietnicom, odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską i zapowiedział zacieśnienie współpracy z Moskwą, w centrum Kijowa doszło do masowych antyrządowych protestów. Z czasem wzrosła ich skala, a już w kilka dni później, 30 listopada, policja brutalnie zaatakowała grupę protestantów, zatrzymując 35. Obrazy zakrwawionych od pobicia pałkami policyjnymi protestantów szybko obiegły media elektroniczne, galwanizując powszechne poparcie dla demonstracji. W dniu 1 grudnia ponad 300,000 osób wyszło na ulice Kijowa w największym akcie protestu od czasu pomarańczowej rewolucji z roku 2004. Aktywiści przejęli kijowski ratusz. Jednak nawet wtedy zagraniczni obserwatorzy śledzili wypadki na Ukrainie z niemą obojętnością.
W końcu ubiegłego roku strony konfliktu próbowały jeszcze politycznych przesunięć. Oto 17 grudnia, rosyjski prezydent Wladimir Putin ogłosił, że Moskwa wykupi obligacje ukraińskiego rządu o wartości $15 miliardów, co miało zredukować cenę jaką Ukraińcy płacą za rosyjski gaz ziemny. Putin i Janukowycz utrzymywali, że umowa nie zawiera żadnych warunków politycznych.
Sytuacja drastycznie zaostrzyła się w dniu 22 stycznia. Dwóch protestantów zginęło w wyniku postrzelenia, a trzeci w konsekwencji upadku podczas konfrontacji pomiędzy policją a obsadzającymi barykady demonstrantami. Dopiero w wyniku pierwszych wypadków śmiertelnych społeczność międzynarodowa zwróciła uwagę na to co od miesięcy działo się na Ukrainie.
W tydzień później premier Ukrainy składa rezygnację, a parlament uchyla niedawno wprowadzone ostre ustawy anty-protestacyjne, które doprowadziły do starć tydzień wcześniej. Oba środki są postrzegane jako ustępstwa wobec opozycji i mają na celu rozładowanie kryzysu.
Kiedy jednak zaginiony od 22 stycznia opozycyjny aktywista Dmytro Bulatov pojawił się publicznie ze śladami pobicia i oderwanym uchem rozpowszechniając podejrzenia, że pro-rosyjskie grupy stały za jego porwaniem i torturowaniem, wśród opozycji wzrósł niepokój, że pozasądowe brygady zostały rozlokowane w celu zastraszenia protestantów.
W dniu 16 lutego aktywiści opozycyjni kończą okupację kijowskiego ratusza w zamian za uwolnienie 234 uwięzionych protestantów, co wydaje się oznaką postępu w kierunku pokojowego rozwiązania kryzysu.
Dwa dni później, 18 lutego starcia uliczne kończą się śmiercią 26 osób, w tym 10 funkcjonariuszy, i zranieniem setek protestantów. Do zamieszek doszło, kiedy protestanci broniąc się przed snajperami wzniecili pożary na zewnątrz budynku parlamentu, po tym jak próby przeprowadzenia reform konstytucyjnych w celu ograniczenia władzy prezydenta utknęły w impasie. Rosyjska oferta dotycząca wznowienia płatności jako część umowy subwencyjnej również spotęgowała podejrzenia opozycji, że Janukowycz zawarł umowę z Moskwą w celu utrzymania twardego kursu wobec protestantów. Policja próbowała przepędzić protestantów z Placu Niepodległości.
W piątek, 21 lutego, ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji podjęli się negocjacji Janukowycza z opozycją. Porozumienie przewidywało między innymi przywrócenie w ciągu 48 godzin konstytucji z roku 2004 i powołanie rządu koalicyjnego. Już 20 lutego, w kilka godzin po ogłoszeniu rozejmu, doszło do ostrych starć pomiędzy protestantami i policją, w wyniku których śmierć poniosło ponad 80 osób.
To dopiero wtedy doszło na Ukrainie do zmiany sytuacji politycznej. W ubiegłą niedzielę, na ponad półtora roku przed końcem kadencji, parlament Ukrainy odwołał Wiktora Janukowycza w pełnionej funkcji. Uchwalił też, że wcześniejsze wybory prezydenckie odbędą się 25 maja 2014 roku. Rada Najwyższa Ukrainy uchwaliła rezolucję na mocy której pozbawiono Janukowycza funkcji w związku z samowolnym odsunięciem się przez niego od wypełniania obowiązków szefa państwa.
Jeszcze w ubiegło-sobotnim wywiadzie dla ukraińskiej telewizji Janukowycz oświadczał, że nie ustąpi z urzędu, a wydarzenia w swym kraju nazwał zamachem stanu. Decyzje parlamentu ukraińskiego uznał za bezprawne i zapowiedział, że będzie apelował do społeczności międzynarodowej o powstrzymanie opozycji.
Tymczasem usunięty przez parlament prezydent w pośpiechu opuścił swą rezydencję. Kamery monitoringu zarejestrowały ucieczkę Janukowycza z posiadłości Meżyhire, który odleciał na pokładzie śmigłowca.
Były ukraiński przywódca zapowiedział, że pozostanie w południowo-wschodniej części kraju i skomentował, że ostatnie decyzje ukraińskiego parlamentu są nielegalne. Opozycjonistów nazwał gangsterami i przekonywał, że spalono ponad 200 biur jego Partii Regionów. Próby delegalizacji jego organizacji przyrównał do działań nazistów w Niemczech w latach trzydziestych.
Obowiązki prezydenckie na Ukrainie przejął Oleksandr Turczynow, bliski współpracownik Julii Tymoszenko, która po trzech latach została uwolniona z więzienia. Jednak jej przemówienie wygłoszone w sobotę na Majdanie wywołało dość chłodne reakcje.
Jakkolwiek z piątkowego porozumienia wypracowanego w Kijowie przez europejskich ministrów spraw zagranicznych nic nie wyszło, to rola odegrana przez Radosława Sikorskiego i Steinmeiera była nadzwyczaj ważna. Pozwoliła bowiem stworzyć mechanizmy, które wsparły proces pokojowej transformacji. Zasłynął zwłaszcza argument Sikorskiego, że „gdy się nie pogodzicie, wszyscy zginiecie”, który zdaniem wielu, okazał się najskuteczniejszy.
Głównym rozgrywającym sytuację na Ukrainie pozostaje jednak nadal Rosja. Jakkolwiek była nieobecna podczas negocjacji pokojowych, to rozmowa Janukowycza z Putinem w ich trakcie odegrała decydujące znaczenie. Jak informuje Sikorski, cytowany przez Aleksandra Kwaśniewskiego, Janukowycz wrócił z rozmowy blady, zielony. Radź sobie sam, miał usłyszeć od Rosjan. To wtedy właśnie były ukraiński prezydent zrozumiał, że musi się wycofać. Tymczasem po wszczęciu śledztwa w sprawie masowych zabójstw obywateli, za Janukowyczem w poniedziałek rano wysłano list gończy.
Rosja znalazła się w niespodziewanym położeniu, komentuje Aleksander Kwaśniewski. Putin nie cofnie się przed niczym by zatrzymać Ukrainę w rosyjskiej strefie wpływów w obawie by dążenia wolnościowe nie przeniosły się do innych krajów Europy Wschodniej będących częścią Związku Sowieckiego. Powodem zaniepokojenia staje się proeuropejska polityka Mołdawii i Gruzji, które parafowały umowy stowarzyszeniowe z Unią Europejską, oraz Azerbejdżanu, który zawarł z Brukselą umowę o liberalizacji ruchu wizowego.
Kreml obawia się, że wydarzenia na Ukrainie mogą mieć wpływ na inne kraje regionu, takie jak Białoruś, a nawet na samą Rosję, w której coraz bardziej dochodzi do protestów przeciwko obecnemu rządowi.
Do ostrego spięcia doszło także na linii pomiędzy Waszyngtonem i Moskwą. W ubiegłym tygodniu Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na Ukrainę. Taką samą decyzję podjęła Unia Europejska. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zarzuciło Amerykanom mieszanie się w wewnętrzne sprawy Ukrainy. W oświadczeniu rzecznik rosyjskiego MSZ Aleksander Łukaszewicz skrytykował Stany Zjednoczone za narzucanie władzom w Kijowie sposobu rozwiązania ukraińskiego kryzysu. Ostatnie spięcie dyplomatyczne dla części amerykańskich mediów jest zapowiedzią powrotu do okresu zimnej wojny. Dziennik „Wall Street Journal” napisał, że Rosję, która w Kijowie pokazała swoją prawdziwą twarz należy powstrzymać. Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow obarczył Zachód odpowiedzialnością za bezprawne działania ukraińskiej opozycji, na co media w Stanach Zjednoczonych zareagowały oskarżeniem Kremla o imperialistyczne zapędy.
To właśnie Siergiej Ławrow przedstawił stanowisko władz Rosji wobec wydarzeń na Ukrainie. W rozmowie telefonicznej z sekretarzem stanu Johnem Kerrym powiedział, że ukraińska opozycja przejęła kontrolę w państwie. Jego zdaniem, najważniejsze jest teraz, aby w pełni zostały zrealizowane postanowienia porozumienia opozycji z Wktorem Janukowyczem. Ukraińska opozycja, która odchodzi od litery porozumienia i faktycznie przejęła władzę w Kijowie, odmawia złożenia broni i nadal stawia na przemoc, skomentował szef rosyjskiej dyplomacji.
Po ucieczce Janukowycza, w kraju wzrasta zagrożenie separatyzmem. Szczególnie na Krymie uaktywniła się mniejszość rosyjska manifestując swe związki z Rosją i niezadowolenie ze zmian w kraju. W Kerczu na Krymie tłum podczas protestu zdjął ukraińską flagę i wywiesił rosyjską. Protestujący uczcili minutą milczenia milicjantów, którzy zginęli w Kijowie. Do dużej demonstracji doszło także w Sewastopolu, gdzie stacjonuje rosyjska Flota Czernomorska. Na centralnym placu miasta zebrało się 20 tysięcy osób. Wśród demonstrujących dominowały flagi rosyjskie. Według szefa miejscowego oddziału partii Zjednoczona Ruś, Sewastopol nie chce odłączyć się od Ukrainy, a stać się samorządnym miastem, ponieważ uważa, że na Ukrainie doszło do zamachu stanu. Lider partii Rosyjski Blok i deputowany do rady miejskiej wyjaśnił, że Sewastopol tworzy siłowe struktury samoobrony w obronie przed nadciągającą swołoczą, która jest w istocie bandyckimi grupkami. Napadają ludzi, grabią, tworzą na Ukrainie chaos, oświadczył deputowany.
Również w Odessie demonstrowano pod flagami Rosji oraz ZSRR. Na Placu Soborowym w manifestacji uczestniczyło ponad 2 tysiące przeciwników eurointegracji Ukrainy. Organizator demonstracji, lider organizacji Młodzi Razem, Anton Dawidczenko, wezwał do wstępowania w szeregi przeciwników Euromajdanu.
Rewolucja na Ukrainie wzmocni jedynie putinowskie represje wobec swoich sąsiadów. Nic nie wskazuje na to, że imperialna polityka Moskwy polegająca na utrzymywaniu w krajach byłego Związku Sowieckiego gospodarczej i politycznej niestabilności oraz umacnianiu ich zależności z Rosją, ulegnie w najbliższej przyszłości jakiejkolwiek zmianie. Tymczasem ta właśnie polityka zależności spowodowała właśnie rewoltę na Ukrainie. Ten jeden z najbiedniejszych krajów Europy musiał płacić najwyższą cenę za rosyjski gaz. Za lekcję poglądową w Kijowie najwyższą cenę zapłaciło jednak kilkadziesiąt ofiar.
W związku z możliwą destabilizacją sytuacji na Krymie stacjonująca tam Flota Czarnomorska Federacji Rosyjskiej została postawiona w stan bojowej gotowości. Na jednym z centralnych placów Sewastopola pojawił się rosyjski transporter opancerzony, przewożący żołnierzy piechoty morskiej.
W czwartek na Ukrainie został zatwierdzony nowy rząd na czele ze świeżo powołanym premierem Arsenijem Jaceniukiem, jako przedstawicielem nowej koalicji noszącej nazwę Europejski Wybór. Powinniśmy patrzeć na ręce nowej ukraińskiej ekipie, skomentował rozwój wydarzeń Radosław Sikorski. Polski minister spraw zagranicznych przypomniał, że kapitał Pomarańczowej Rewolucji został zaprzepaszczony. Przed głosowaniem nad swoją kandydaturę Jaceniuk uprzedził, że przed nowym rządem stoi konieczność twardych i niepopularnych reform, ponieważ kraj stoi na skraju bankructwa. W kontekście ostatnich wydarzeń wydaje się, że społeczeństwo ukraińskie nie jest przygotowane na kolejne wyrzeczenia i drastyczne cięcia wydatków.
Na granicy Ukrainy trwają rosyjskie manewry wojskowe. Rzecznik Białego Domu, Jim Carney, ostrzegł Rosję przed prowokacyjnymi działaniami w sprawie Ukrainy i zachęcił do respektowania suwerenności i integralności terytorialnej kraju. Tymczasem Rosja postawiła w stan najwyższej gotowości bojowej lotnictwo myśliwskie, a samoloty patrolują przestrzeń powietrzną w rejonach przygranicznych.
Na podst. Boston Globe, PAP, TVP, Onet.pl, oprac. Ela Zaworski
'