----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

04 marca 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Szła szybkim krokiem, by zdążyć przed przyjściem chłopaka, choć sama droga budziła w niej lekki niepokój. Z jednej strony gęste krzaki, za którymi w dole biegły tory kolejowe, z drugiej garaże tworzące mini labirynt. „Żary to nie Ameryka, gdzie tylko się bez przerwy zabijają” – pomyślała, starając się us­pokoić samą siebie, lecz machinalnie przyspieszyła kroku. Po chwili zobaczyła przed sobą trzech mężczyzn, prowadzących ożywioną dyskusję. A mama mówiła, że ludzie tu nie chodzą… Gdy podeszła bliżej, rozpoznała Roberta Kracika. Chłopak wyróżniał się modnym ubraniem, fryzurą i pewnością siebie. Zupełnie nie pasował do pozostałych dwóch typów, raczej niechlujnych i niebudzących zaufania.

Jego widok obudził nieprzyjemne wspomnienie pamiętnej, sobotniej imprezy. Wtedy dla Adama daleko ważniejsza niż Basia była Ewa Terkowska. Robert zajął się nią „nad wyraz troskliwie”. Serwował jej wiele drinków, nawiasem mówiąc faktycznie wybornych, które szybko poszły do głowy i wprawiły ją w oszołomienie. Jej nienawykły do alkoholu organizm był bezbronny. Trochę słodkich słów, inteligentnie prowadzona rozmowa i… stało się.

Doskonale pamiętała moment, gdy otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Leżała naga pod grubą kołdrą w obcym mieszkaniu, obok wciąż jeszcze śpiącego chłopaka. Przed oczami stanęły jej wydarzenia poprzedniego wieczoru i nocy, widziane jak przez mgłę. Była przerażona tym, co się stało. Wstyd palił ją żywym ogniem. Dziewczyna zerwała się z łóżka i zaczęła gorączkowo nakładać ubranie, porozrzucane na dywanie. Zamieszanie zbudziło Roberta.

– Cześć, maleńka. Już wstałaś? Może zrobiłabyś nam kawy? – zagadnął pogodnie.

Dziewczyna odwróciła się w jego kierunku w na wpół już założonej, białej jak śnieg bluzeczce.

– Co teraz z nami będzie?

– Z tobą i Adasiem? A co ma być? Nic. Przecież, o ile wiem, jesteście tylko przyjaciółmi. Nie ma się czym przejmować.

– Z nami, ze mną i z tobą. Przecież spaliśmy ze sobą! Nie jestem już dziewicą! – jej twarz wykrzywił grymas rozpaczy.

– Daj spokój, maleńka. Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Spędziliśmy miłe chwile i już. Nie powiesz mi przecież, że ci się nie podobało. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył – powiedział Robert z uśmiechem.

– Podły! Podły! Jak mogłeś?! – krzyknęła dziewczyna, a potem chwyciła w rękę pantofle i wybiegła z mieszkania z głośnym szlochem.

„Ach, te baby. Zaraz by się chciały zakochiwać i pewnie jeszcze, Boże uchowaj, żenić. Kto je zrozumie?” – pomyślał chłopak, a potem odwrócił się na bok i zasnął snem sprawiedliwego.

To wszystko przemknęło przez Basiną głowę, gdy zbliżała się do Roberta. Nie chciała wymieniać z nim grzecznościowego „cześć”, więc spuściła głowę, udając zatopioną w myślach i próbowała szybko przejść obok.

– Ej, lala, gdzie tak pędzisz? Złamiesz sobie obcas! Czekaj, może się zabawimy? – niewybrednie zagadnął ją jeden z meneli.

Robert odwrócił się odruchowo, żeby zobaczyć, kogo zaczepia Majecha.

– Cześć, Basiu – powiedział przyjaźnie na widok dziewczyny.

Dobre wychowanie nakazało Basi przystanąć na chwilę.

– Cześć, Robert.

– Nie przejmuj się odzywkami tego gbura. To jest prosty człowiek – powiedział uspokajająco.

– O, widzę, że Robcio zna dupeńkę. No, przedstaw kolegów! – ucieszył się bandzior.

Robert rzucił mu lodowate spojrzenie.

– Majecha, uspokój się. Chcesz, żebym ci puścił fanty, czy nie?

– Spoko, Robcio. Nie wiedziałem, że tą dupeńkę też obracasz. Nie ma sprawy – pojednawczo odpowiedział oprych.

– Bardzo się śpieszę. Cześć – rzuciła Basia chłodno i ruszyła w stronę osiedla Męczenników Oświęcimskich.

– Czasami to mnie załamujesz, Majecha… Już Łysy potrafi lepiej się zachować.

Robert wskazał głową stojącego obok potężnie zbudowanego młodego mężczyznę, o twarzy nieskażonej inteligencją. Ten uśmiechnął się od ucha do ucha, uznając słowa Roberta za wyszukany komplement. Podziwiał tego faceta prawie tak jak Majechę i sam chciałby kiedyś robić z nim interesy. Majecha spojrzał na swojego durnego kumpla z wyrzutem, czym natychmiast zgasił mu uśmiech na twarzy.

– Gdzie macie te sprzęty? – spytał rzeczowo Robert.

– U Łysego.

– No – potwierdził skwapliwie Łysy.

– Potrzebuję jakąś godzinę, żeby skołować kasę. Spotykamy się u Łysego po wpół do siódmej, dobra?

– Jasne, Robcio. Nie ma sprawy. Będziemy czekać na pieniążki – odpowiedział wesoło Majecha.

Pan Julek uradował się na widok młodzieńca.

– O, Adam! Cieszę się, że znalazłeś czas dla starego belfra. Kiedy to? Jutro, tak? – udawał, że nie pamięta.

– Tak. Rano muszę się stawić w jednostce. Miałem kupę szczęścia, bo ojciec Mistrza załatwił, że będę w Żaganiu.

– Mistrza?

– No, Mirka Ząbkowskiego. Tego dwie klasy wyżej od nas.

– A, tego mądrali. On bodajże jest teraz w seminarium duchownym. Dobrze słyszałem?

– Tak. Jego starzy to mało apopleksji nie dostali, jak im powiedział. Teraz już się chyba pogodzili.

– Mówią, że Żagań to jedna z najgorszych jednostek w Polsce. Trójkąt Bermudzki. Musisz uważać na siebie.

– Panie Julku, JA sobie nie poradzę? – spytał retorycznie Adam.

– No właśnie. I to mnie martwi – powiedział Kwiatkowski z niepokojem. – Jesteś w gorącej wo­dzie kąpany. W tym przypadku to nie jest dobre. Pamiętaj, co ci mówiłem. To, co umiesz, a umiesz bardzo wiele, może zniszczyć ciebie samego. W wojsku pod żadnym pozorem nie wolno ci wykorzystywać tego, czego cię nauczyłem. Choćby dlatego, że to nie jest nasze, prawdziwie polskie wojsko. Jeszcze nie. Kiedyś będzie, jak pogonimy ruskich, ale jeszcze nie jest. Jeśli wdasz się w jakąś awanturę, to w najlepszym przypadku wylądujesz na wiele lat w więzieniu, a zapewniam cię, że taka dziewczyna jak Basia nie będzie na ciebie czekać. Ja też bym wtedy przyszedł, żeby osobiście nakopać ci do dupy.

Adam uśmiechnął się ciepło.

– Panie Julku, daję panu słowo honoru, że zrobię wszystko, by nie musiał się pan mnie wstydzić.

– Wiem, że tak będzie, chłopcze. A teraz uciekaj mi stąd, bo Basia na ciebie czeka. A jak się będziesz źle prezentował na przysiędze, to cię przy wszystkich złoję pasem po tyłku. Nie będę się certolił, nie myśl sobie.

Adam serdecznie uściskał starego profesora. Człowiek ten w ciągu ostatnich kilku lat stał się jego najbliższą rodziną. Prawdziwą, jakiej nigdy nie miał. Tak wiele mu zawdzięczał! Często zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie w stanie spłacić ten dług. Adam błogosławił los za to, że ten postawił na jego drodze Kwiatkowskiego. Gdyby nie ten podstarzały nauczyciel języka polskiego, to kto wie, jak potoczyłoby się jego życie. Pewnie stoczyłby się na samo dno, uwikłany w awantury, bijatyki i alkohol. Kto wie…

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor