W sobotę rano samolot pasażerski malezyjskich linii lotniczych z ponad dwustoma osobami na pokładzie zniknął bez śladu w rejonie południowo-wschodniej Azji. Sześć dni później przeprowadzający dochodzenie śledczy wcale nie wydawali się bliżej rozwiązania zagadki, w jaki sposób duży samolot mógł przepaść bez śladu. Pięć dni po zaginięciu samolotu malezyjskie władze nie tylko nie wiedzą, co się z nim stało, ale nie wiedzą gdzie szukać. Trwają poszukiwania, w których wykorzystywane są łodzie i samoloty z kilku krajów. Doprowadzone do ostateczności rodziny ofiar wyczekują na wiadomości o swych bliskich. Sfrustrowani chwytają się każdego źródła informacji, w tym pogłosek, że telefony zaginionych osób są nadal aktywne i że niektóre z zaginionych osób można było zobaczyć na chińskim portalu społecznościowym.
Wiemy tylko tyle, że samolot typu Boening 777-200 wyleciał z Kuala Lumpur, stolicy Malezji, o 12:41 w nocy. Miał przylecieć do Pekinu o 6:30 rano tego samego dnia, po przebyciu 2,300 mil (3,700 kilometrów) podróży. Ale około 1:30 w nocy, kontrolerzy lotów w Subang, za Kuala Lumpur, stracili kontakt kiedy samolot przelatywał nad morzem pomiędzy Malezją i Wietnamem.
Taką wersję prezentowały władze malezyjskie do wtorku, kiedy oficerowie malezyjskiej armii cytując dane z radaru zasugerowali, że odrzutowiec zawrócił z oryginalnego kursu i przeleciał setki kilometrów na zachodnią stronę półwyspu po skontaktowaniu się z cywilną wieżą kontrolną na wschodnim wybrzeżu. Zmienił kurs po Kota Bharu i dramatycznie obniżył wysokość lotu kierując się w stronę cieśniny Malakka. Wydaje się, że wyklucza to katastroficzny błąd mechaniczny i oznacza, że samolot leciał na wysokości 500 kilometrów, przynajmniej po skontaktowaniu się z wieżą kontrolną, mając wyłączone urządzenia monitorujące. Malezyjski radar wojskowy zarejestrował przelot o godzinie 2:40 rano, po czym kontakt się urwał.
Sugestie o tym, że samolot zmienił kurs i urządzenia komunikacyjne nie działały, wywołały oczywiste obawy, że samolot został porwany. Ale katastrofalny brak zasilania lub inne problemy także mogą służyć jako wyjaśnienia anomalii w funkcjonowaniu zaginionego samolotu.
W czwartek do wykluczających się doniesień doszło jeszcze oświadczenie rządu malezyjskiego, że samolot mógł krążyć w powietrzu przez godziny zanim stracił połączenie z wieżą kontrolną. Dodano, że poszukiwania zaginionego samolotu zostały znacznie poszerzone o rejony na zachód od przypuszczalnego miejsca wypadku w kierunku Indii.
Według CBS News, techniczne przesłanki wskazują na to, że silniki samolotu kontynuowały swą pracę po wygaśnięciu urządzenia komunikacyjnego na wysokości 35,000 stóp. Ta informacja, w połączeniu z tropem z wojskowego radaru, stwarza wiarygodny scenariusz zgodnie z którym samolot mógł unosić się w przestworzach przez nieokreślony czas. Ta wersja wydarzeń znacznie utrudnia odnalezienie Boeinga 777 i powiększa prawdopodobieństwo, że ekipy ratunkowe poszukiwały zaginionego w sobotę samolotu w niewłaściwym miejscu.
Podążając za serią pomyłkowych poszlak, samoloty rozpoznawcze zostały wysłane w czwartek w kierunku południowego cypla Wietnamu, gdzie chińskie satelity znalazły obrazy trzech pływających obiektów. Znaleziono jednak tylko wody oceanu. Potęgując frustrację ambasada chińska poinformowała rząd malezyjski, że obrazy z chińskich satelit zostały upowszechnione przez pomyłkę i nie pokazują żadnych szczątków zaginionego samolotu.
The Wall Street Journal cytując amerykańskich śledczych informował o ich podejrzeniach, że samolot mógł znajdować się w powietrzu przez cztery godziny zanim stracił kontakt w wieżą, powołując się na dane z silników samolotu, które są automatycznie transmitowane na ziemię w ramach rutynowej konserwacji urządzeń. „Ujawnia to mnóstwo nowych pytań”, stwierdził kapitan Chesley „Sully” Sullenberger w czwartkowym programie „CBS This Morning”. „Ciągle wiemy niewiele”, podsumował Sullenberger wyjaśniając, że jedynie Boeing i producent silników, Rolls-Royce, mogli odnieść się do raportu.
Na pokładzie znajdowało się 239 osób: w tym 229 pasażerów i 12 członków załogi. Wśród pasażerów było pięcioro dzieci w wieku do pięciu lat. Reprezentowali kilkanaście krajów, a najliczniejszą grupę, bo liczącą 154 osób stanowili Chińczycy i Tajwańczycy, po czym Malezyjczycy w liczbie 38. Było trzech obywateli amerykańskich.
Od wtorku znamy już tożsamość pasażerów, którzy posługiwali się skradzionymi paszportami. Dwóch z nich weszło na pokład podając się za obywateli Włoch i Austrii przy, użyciu skradzionych paszportów. Ich bilety zostały zakupione w czwartek w Tajlandii za gotówkę przez tego samego człowieka. Oba były w jedną stronę. Punktem docelowym w przypadku jednego z nich był Frankfurt w Niemczech, drugiego Kopenhaga w Danii. Oba paszporty zostały skradzione w Tajlandii w roku ubiegłym i dwa lata temu. Jeden z nich to 19-letni Irańczyk, Pouria Nourmohammadi Mehrdad, który chciał wyemigrować do Niemiec, gdzie oczekiwała na niego matka, i który wydaje się nie posiadać związków z organizacjami terrorystycznymi. Drugi z nich to 29-letni Irańczyk, Delavar Seyed Mohammad Reza.
Interpol potwierdzając, że informacje dotyczące skradzionych paszportów znajdowały się w bazie danych agencji, przyznaje, że jest to powód do poważnego zaniepokojenia. Fakt, że dwóch pasażerów MH370 posługiwało się paszportami włoskim i austriackim, które zostały skradzione w Tajlandii i wykupione w Tajlandii przez Irańczyka, który tam nie mieszka, wzbudziło podejrzenie, że pasażerowie byli zamieszani w handel żywym towarem. Jak do tej pory nie stwierdzono żadnych powiązań tych mężczyzn z organizacjami terrorystycznymi. Potwierdzono informację, że przynajmniej jeden z mężczyzn zamierzał ubiegać się o azyl.
W miarę jak armada łodzi, samolotów i helikopterów przeczesywała wody na południe od Wietnamu w poszukiwaniu śladów zaginionego samolotu malezyjskiego, eksperci oświadczyli, że odkrycie na pokładzie dwóch pasażerów podróżujących na skradzionych paszportach ujawnia ogromne zaniedbanie w procedurach bezpieczeństwa lotniczego usprawnionych po atakach 11 września 2001 roku.
W roku 2002 Interpol stworzył bazę danych obejmujących skradzione lub zagubione paszporty, która rozrosła się do 40 milionów dokumentów dostępnych dla rządów w celu rozpoznania terrorystów, przemytników i oszustów, którzy podróżują po świecie nielegalnie. Ale według tej międzynarodowej agencji, jedynie trzy kraje, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Zjednoczone Emiraty Arabskie systematycznie sprawdzają tożsamość podróżnych z bazą skradzionych i zagubionych dokumentów. Dwóch mężczyzn, którzy weszli na pokład zaginionego samolotu nie miało swych paszportów sprawdzonych. Interpol informuje, że jedynie w ubiegłym roku miliard pasażerów było w stanie podróżować bez konieczności sprawdzenia swych dokumentów tożsamości.
Wszyscy członkowie załogi byli Malezyjczykami. Pilot zaginionego samolotu, Zaharie Ahmad Shah, ma 53 lat i ponad 18,000 przelatanych godzin. Pierwszy oficer jest 27-latkiem z ponad 2,000 godzinami lotu. Przedmiotem krytyki wobec niego stała się jednakże pogłoska jakoby dwa lata temu miał zaprosić dwie kobiety do kabiny pilota.
Nie wiemy, co wydarzyło się w kabinie pilota w czasie, kiedy samolot utracił kontakt z kontrolerami lotów. Samolot pasażerski znajdował się w uważanej za najbezpieczniejszą fazie lotu, lecąc ze stałą prędkością, kiedy zniknął. Warunki pogodowe były korzystne. Eksperci stwierdzają, że szczególnie zagadkowy jest fakt, że piloci nie donieśli o jakichkolwiek problemach zanim kontakt został przerwany.
Ponieważ tak niewiele wiemy o tym, co stało się z samolotem malezyjskim albo gdzie się znajduje, śledczy lotnictwa i analitycy bezpieczeństwa dochodzą do jednej konkluzji: że nie można wykluczyć żadnej z teorii zniknięcia. Porwanie, atak terrorystyczny, samobójstwo pilota, błąd mechaniczny, pomyłka załogi lub inny nieprzewidywalny powód mógł spowodować wypadek Boeinga 777-200 pomiędzy Malezją i Wietnamem. Ponieważ nieprawdopodobne jest, by samolot rozmiaru 777, z największym z podwójnych silników, mógł tak po prostu zniknąć czy wylądować nierozpoznany przez współczesną technologię, śledczy prawdopodobnie szukają w złym miejscu.
Ponad 40 łodzi, 34 samolotów i ekipy ratunkowe z ponad 10 krajów przeszukują teren Południowego Morza Chińskiego w pobliżu miejsca gdzie zniknął samolot. Znalezione do tej pory szczątki nie pochodzą z samolotu. Podobnie ropa z wycieku dostrzeżonego w rejonie zniknięcia okazała się być paliwem zwykle używanym w statkach towarowych, a nie samolotach. Nie wiadomo, czy poszukiwania koncentrują się na właściwym miejscu. Początkowo rozpoczęły się wzdłuż Zatoki Tajlandzkiej, w pobliżu miejsca, gdzie samolot ostatnio się znajdował. Ale potem zostały one rozszerzone w kierunku zachodnim, w stronę innych wybrzeży Półwyspu Malezyjskiego i na północ w kierunku Morza Andaluzyjskiego, części Oceanu Indyjskiego. Im więcej czasu upływa od momentu zaginięcia, tym bardziej prądy oceaniczne przesuwają rzeczy komplikując zadanie ratunkowe.
Zniknięcie samolotu pasażerskiego należy do rzadkości, ale nie jest bezprecedensowe. W czerwcu 2009 roku francuski samolot numer lotu 447 leciał z Rio de Janeiro do Paryża, kiedy nagle urwała się komunikacja wieży z Airbusem A330, innym modelem wysokiej klasy przewoźnika, z 228 osobami na pokładzie. Po czterech akcjach poszukiwawczych prowadzonych przez dwa lata udało się odnaleźć większość szczątków samolotu i ciał w paśmie gór pod Oceanem Atlantyckim. Jeszcze dłużej zajęło ustalenie przyczyny katastrofy.
Nie wiadomo, czy los zaginionego samolotu malezyjskich linii lotniczych jest podobny do katastrofy francuskiego samolotu. Przyczynę katastrofy francuskiego lotu numer 447 eksperci przypisali serii pomyłek popełnionych przez pilotów i błędom polegającym na braku skutecznych reakcji na problemy techniczne. Jeśli w przypadku malezyjskiego samolotu nie będzie osób, które przeżyły, będzie to największa pod względem liczby ofiar katastrofa lotnicza od 12 listopada 2001, kiedy samolot amerykańskich linii lotniczych numer lotu 587 rozbił się w rejonie Nowego Jorku zabijając wszystkie 260 osoby na pokładzie i pięć na ziemi.
Pod nieobecność konkretnych odpowiedzi, niektórzy z oczekujących na informacje rodziców i krewnych znajdują pociechę w tym, że telefony komórkowe pasażerów są ciągle aktywne w cztery dni po ich zaginięciu. Funkcjonują także portale społecznościowe pasażerów zaginionego samolotu. W środę przedstawiciele malezyjskiego rządu poinformowali rodziny zaginionych, że ostatnie słowa wypowiedziane do wieży kontrolnej wskazywały, że wszystko było w porządku. W kontekście sprzecznych doniesień, słowa nie były w stanie uspokoić rodzin.
Zdaniem ekspertów, jeśli samolot uległ awarii spadając do oceanu, to jakieś jego szczątki powinny unosić się na powierzchni, nawet jeśli większość znajdowała się pod wodą. Przeszłe doświadczenia dowodzą, że znalezienie pozostałości po katastrofie może potrwać tygodnie, a nawet dłużej, zwłaszcza, że nie wiadomo, gdzie ich szukać.
Na podst. CNN, Bloomberg, CBS News, Reuters, oprac. Ela Zaworski
'