----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

26 marca 2014

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Z oświadczenia malezyjskiego premiera, Najiba Razaka, który we wtorek poinformował, że samolot 370 spadł do Oceanu Indyjskiego, można wnioskować, że odnaleziono części wraku. Nic podobnego. Nie tylko nie wiemy gdzie samolotu szukać, ani dlaczego zboczył z oryginalnej trasy. Od poniedziałku wiemy wprawdzie gdzie szukać ponad 300 obiektów pływających po powierzchni oceanu, które przypuszczalnie są częściami wraku, ale do tej pory nie udało się do nich dotrzeć.

Wraz z oświadczeniem pojawiły się informacje o możliwym wraku dostrzeżonym na powierzchni wody w kilkunastu miejscach średnio 1,500 mil od Perth, w południowo-zachodniej części Australii. Tymczasem raporty na temat odnalezienia wraku są co najmniej niejasne. Ocean pokrywają bowiem odpady morskie. Fakt, że samoloty zwiadowcze i satelity zaobserwowały przedmioty na powierzchni oceanu nie jest zaskakujący. Jak do tej pory nie znaleziono niczego co dokładnie odpowiada poszukiwanym częściom samolotu lub elementom tego konkretnego rejsu.

Konkluzja o tym, że samolot uległ rozbiciu w południowej części Oceanu Indyjskiego jest oparta na innowacyjnej interpretacji tak zwanego „handshake”, czyli wymiany informacji pomiędzy samolotem a stacją naziemną, o którym poinformował geostacjonarny satelita. Tymczasem od dwóch tygodni wiemy już, że informacja uzyskana od tego satelity doprowadziła ekspertów do mylnego wniosku, że samolot poruszał się w przestworzach przez co najmniej sześć godzin.

W ubiegłym tygodniu prasa relacjonująca szczegóły dochodzenia donosiła, że północny korytarz został wyeliminowany z poszukiwania nie w wyniku jakiejkolwiek technicznej analizy, ale po prostu dzięki satelitarnemu przeglądowi obrazów obejmujących kontynent azjatycki, w którym nie zarejestrowano żadnego sygnału dotyczącego błąkającego się Boeinga typu 777. W ubiegły weekend odnotowano jednakże zasadniczą zmianę w przebiegu dochodzenia.

Przez sześć godzin po tym jak komunikacja z samolotem w dniu 8. marca ustała, nadal utrzymywał on połączenie komputerowe (określany technicznie jako „uścisk dłoni”) z satelitą, który okrąża Ziemię na wysokości 22 tysięcy mil. Satelita zawsze pozostaje w tym samym punkcie równika w Oceanie Indyjskim. Firma satelitarna Inmarsat zbadała dźwięki wysyłane przez samolot co godzinę i, według wice-prezydenta przedsiębiorstwa, Christophera McLaughlina, zaobserwowała zmiany częstotliwości wywołane efektem Dopplera (efekt Dopplera jest powodem odczuwalnej zmiany dźwięku).

Analitycy doszli do wniosku, że samolot oddalał się od satelity. To samo w sobie nie wyjaśniało czy samolot poruszał się na północ w kierunku Azji czy na południe do Oceanu Indyjskiego. Przy pomocy anonimowego europejskiego eksperta aeronautyki i inżynierów Boeinga, Inmarsat poddał analizie dźwięki z innych malezyjskich boeingów typu 777 poruszających się na północ i południe.

„Biorąc pod uwagę te dwa wykresy, korelacja pomiędzy zaobserwowanymi przez nas dźwiękami i południowym kursem jest absolutnie najbardziej przekonywająca. Kurs na północ nie posiada żadnej współzależności”, wyjaśnił McLaughlin.

Było jeszcze więcej informacji uzyskanej z tych enigmatycznych sygnałów. Sugerowały one, że samolot poruszał się na jednolitej wysokości i z tą samą szybkością, z czego McLaughlin wywnioskował, że „w pewnym sensie wskazuje to na użycie zdalnego kierowania”.

Samolot zwykle wykorzystuje autopilota poruszając się z prędkością 450 morskich mil na godzinę. Ta kalkulacja dała władzom malezyjskim wyobrażenie, jak daleko samolot się oddalił. Po zniknięciu samolotu było sześć dźwięków co godzinę, ale nie siedem, ponieważ zabrakło benzyny.

Malezyjskie władze ujawniły we wtorek nowe szczegóły wspierając swą konkluzję, że lot numer 370 uległ katastrofie w odległej części Oceanu Indyjskiego. Bez dowodu na wypadek samolotu i w oczekiwaniu na opóźnione ze względu na pogodę poszukiwania, zrozpaczeni krewni i przyjaciele pasażerów wznieśli gniewny protest w Pekinie przedzierając się przez kordony policji i maszerując do ambasady malezyjskiej żądając więcej odpowiedzi.

Hishammuddin Hussein, minister obrony pełniący również funkcję ministra transportu Malezji, stwierdził na konferencji prasowej w pobliżu Kuala Lumpur, że samolot prawdopodobnie wysłał jeszcze jeden sygnał osiem minut po przesłaniu sygnału określanego mianem „uścisku dłoni”, który dotychczas był uważany za ostatni sygnał komunikacyjny pomiędzy samolotem a satelitą. Hishammudin nazwał ten nowy sygnał „częściowym uściskiem dłoni”. Jak na razie ten sygnał nie jest w pełni zrozumiały i stanowi przedmiot trwającego dochodzenia.

Ostatnia pełna wymiana sygnałów została odnotowana o 8:11 rano, ponad siedem godzin po tym, jak samolot wyleciał z Kuala Lumpur do Pekinu z 227 pasażerami i 12 osobami załogi na pokładzie. Nastąpny satelitarny sygnał z samolotu miał nastąpić przed 9:15 rano, ale nigdy nie nadszedł. Malezyjski minister odniósł się do możliwości, że sygnał zatrzymał się, ponieważ w samolocie zabrakło benzyny i runął na dół, oświadczając, że odpowiada to czasowo „maksymalnej wytrzymałości samolotu”. Jego biuro opublikowało później dodatkowe szczegóły techniczne o tym jak satelitarne sygnały zostały zanalizowane i o tym jak te wyliczenia zawęziły teren poszukiwania.

Nie zdołało to jednak przekonać krewnych i przyjaciół chińskich obywateli, którzy znajdowali się w samolocie 370 i z ogromnym krytycyzmem wyrażali się o sposobie prowadzenia dochodzenia przez Malezję. Grupa protestowała na zewnątrz ambasady malezyjskiej w Pekinie w południe we wtorek żądając, by urzędnicy powiedzieli im prawdę o feralnym locie.

Grupa po wyjściu z hotelu rozepchnęła policjantów i pieszo pojawiła się w ambasadzie po około 40 minutach. Ulica była wypełniona dziennikarzami, oficerami policji i gapiami próbującymi przedostać się przez kordony policji, by dostać się do ambasad innych krajów, w tym Stanów Zjednoczonych, Izraela i Francji. Kordon służb paramilitarnych powstrzymywał dziennikarzy przed dołączeniem do maszerujących.

Grupa rodzin zaginionych pasażerów dostarczyła malezyjskim dyplomatom pogardliwe oświadczenie informujące, że rodziny będą traktować malezyjskich przywódców i kontrolowane przez administrację państwową linie malezyjskie jako morderców, jeśli okaże się, że pomyłki doprowadziły do śmierci ich bliskich.

Późnym popołudniem w hotelu, gdzie rodziny się zatrzymały, mężczyzna, który podawał się za reprezentanta grupy o nazwisku Wang oświadczył, że malezyjski rząd nie dostarczył żadnego dowodu na poparcie konkluzji, że samolot rozbił się w oceanie powodując śmierć wszystkich pasażerów i załogi. Stwierdził, że większość rodzin nie wierzy sprawozdaniu malezyjskiego rządu.

Chiński rząd również wyraża sceptycyzm wobec administracji malezyjskiej. „Jesteśmy bardzo zaniepokojeni konkluzją Malezji i żądamy wyczerpującej informacji i wspierających ją dowodów”, minister spraw zagranicznych, Hong Lei stwierdził podczas konferencji prasowej.

Samolot zwiadowczy przeczesuje około 20 tysięcy mil morskich dziennie szukając szczątków samolotu, jakkolwiek we wtorek ze względu na sztorm, akcja została wstrzymana.

„Nie szukamy igły w stogu siana, a ciągle próbujemy znaleźć ten stóg”, Mark Binskin, marszałek australijskiej floty, oświadczył prasie. David Johnson, australijski minister obrony, przyznał, że teren poszukiwania jest prawdopodobnie jednym z najbardziej odległych rejonów planety, który spowodował katastrofę wielu żeglarzy. Australijski statek zajmujący się poszukiwaniem szczątków musiał oddalić się o 75 mil od stacji ze względu na warunki atmosferyczne. Zabiegi poszukiwawcze w których uczestniczą statki i samoloty z Australii, Nowej Zelandii, Chin, Korei Południowej, Japonii i Stanów Zjednoczonych, Johnson nazwał jedną z największych akcji, jaką kiedykolwiek prowadzono. Ponieważ żaden ze statków nie odnalazł jednakże jakichkolwiek dużych obiektów dostrzeżonych przez samoloty i satelity, Johnson zasugerował, że zaginiony samolot znajduje się w zupełnie innym kierunku. We wtorek do portu w Perth powrócił także amerykański statek głębinowy zdolny do lokalizacji obiektów pływających na powierzchni oceanu. Rzecznik Pentagonu poinformował, że powróci do akcji wtedy, kiedy dokładniej będzie zlokalizowany wrak samolotu.

Jakkolwiek w trakcie dochodzenia nie znaleziono ani samolotu ani powodu dlaczego zaginął, rodziny zaginionych były zmuszone porzucić nadzieję na cud. „Musimy pogodzić się z bolesną rzeczywistością, że samolot zaginął i nikt z pasażerów na pokładzie nie przeżył”, stwierdził we wtorek dyrektor zarządu Malezyjskich Linii Lotniczych, Mohamed Nor Yusof.

Jedną z największych zagadek, które utrudniają poszukiwania, jest dlaczego malezyjskie władze nie ujawniły aż do tygodnia po zaginięciu samolotu, że militarny satelita dostrzegł samolot poruszający się w kierunku zachodnim. Niektórzy są zdania, że przywódcy malezyjscy obawiali się, że tego typu oświadczenie dowiedzie wojskowej niekompetencji, ponieważ mogło się wydawać, że obserwujący satelitę sprawozdawcy nie wykonali swych zadań. Malezyjska administracja oświadcza, że wojsko nie wszczęło alarmu z powodu niezidentyfikowanego obiektu, bo nie stanowił on, ich zdaniem, zagrożenia.

Tymczasem 122 nowych obrazów satelitarnych uzyskanych przez Airbus Defense and Space, europejską kompanię satelitarną, zostało uznane przez malezyjskiego ministra obrony, Hishammuddina Husseina, za „najbardziej wiarygodny argument dowodowy, jaki jest obecnie dostępny”. Obiekty są wielkości 23 metrów długości i są dostrzegalne poprzez prześwity w chmurach na przestrzeni 400 kilometrów kwadratowych. Niektóre z nich są połyskujące, oświadczył malezyjski minister obrony. Metalowe przedmioty, które niedawno pojawiły się w oceanie mogą odbijać światło. Znajdują się one odległości 2,257 kilometrów od Perth, na zachodnim wybrzeżu Australii.

Jeśli szczątki okażą się częściami wraku, to kolejnym punktem będzie zbadanie, jak daleko odpłynęły od miejsca, w którym samolot spadł do oceanu, w celu rozpoczęcia poszukiwań, wyjaśnił Hishammuddin.

Stany Zjednoczone wysłały podwodne narzędzie podsłuchowe i sonarowe. Ale każde z nich wymaga holowania za statkiem, który pływa szybciej niż osoba poruszająca się po lądzie. Urządzenie podsłuchowe jest w stanie wyłapać sygnały nawet z odległości jednej mili, ale sygnały cichną po dwóch tygodniach. Urządzenie sonarowe może działać nawet po ucichnięciu rejestratora danych, ale musi znajdować się bliżej wraku na platformie.

Odnalezienie pływających szczątków może oznaczać koniec traumy oczekiwania dla rodzin zaginionych, ale może okazać się niewystarczające dla zlokalizowania rejestratorów na dnie oceanu. Szczątki mogły do tej pory przemieścić się setki mil w ciągu 19 dni od zniknięcia. Nawet, jeśli uda się odzyskać pływający po powierzchni oceanu materiał, to ponieważ znajdował się on na w oceanie od ponad dwóch tygodni, nie będzie miał wiele wspólnego z wrakiem, pouczają eksperci.

Obecnie samolot z Australii i innych krajów prowadzi poszukiwania na obszarze wielkości zachodniej i południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych, gdzie, jak się przypuszcza, malezyjski samolot zniknął po wysłaniu ostatniego sygnału do satelity. Nie poszerzono poszukiwań do wszystkich miejsc, gdzie szczątki mogły podryfować. Ale ponieważ teren, gdzie samolot zniknął, jest oddalony od lądu średnio o cztery godziny w każdym kierunku, samoloty mogą jedynie poświęcić dwie godziny na poszukiwanie.

Ze względu na odległość, jedynie 4 procent przypuszczalnego obszaru zaginięcia zostało poddanych przeszukiwaniom do ubiegłego poniedziałku, a we wtorek poszukiwania zawieszono ze względu na burzę.

Co gorsza, oceanografowie stwierdzają, że prądy wodne w południowej części Oceanu Indyjskiego są o wiele mniej zrozumiałe niż w bardziej uczęszczanych morzach. Gwałtowna burza we wtorek, która jest jedną z wielu w rejonie w miarę jak na południowej półkuli nadchodzi zima, a wraz z nią krótsze dni, jeszcze bardziej wzburzyła wody. Szczątki, jakie wystają z wody zostały popchnięte przez wiatr w kierunkach, które mogą różnić się od dominujących prądów wodnych. Również fale mogły przesunąć obiekty w nieprzewidywalnych kierunkach, utrudniając kalkulację przemieszczenia się szczątków, które mogły zostać znalezione w oparciu o główne prądy wodne.

Nawet znalezienie rejestratorów danych, jakkolwiek niezwykle trudne, może nie być wystarczające do wyjaśnienia, co się stało z lotem numer 370, który zaprzestał komunikowania się z wieżą kontrolną i radykalnie zmienił kierunek w 40 minut po wystartowaniu. Samolot poruszał się w powietrzu, przez co najmniej siedem godzin dłużej, ale czarne skrzynki rejestrujące głosy w kabinie pilota przechowują jedynie dwie ostatnie godziny dźwięków. Oddzielny rejestrator danych byłby wprawdzie w stanie przekazać techniczne informacje dotyczące lotu, ale z pewnością nie wyjaśni intencji osób znajdujących się w kabinie pilota.

Na podst. The New York Times, Washington Post, oprac. E.Z.



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor