----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 kwietnia 2014

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

– Melduje się kot Michalczyk! – młody żołnierz wyciągnął się jak struna w postawie na baczność.

– Obywatelu plutonowy, młody żołnierz ciężko pobił pięciu dziadków, znaczy rezerwę, znaczy stare wojsko. Leżą tam na korytarzu.

– Co ty mi tu pier..., Michalczyk? Poj... cię, czy co? – podoficer nie ukrywał zaskoczenia.

– Panie plutonowy, szybko! Tam jest pełno krwi!

Dyżurny podoficer zerwał się na równe nogi i po chwili był już na miejscu feralnych wydarzeń.

Adam przyglądał się swojemu dziełu zniszczenia. Podniósł wzrok na dyżurnego podoficera, który stanął jak wryty kilka metrów od niego. Zza pleców plutonowego wyglądał szeregowy Michalczyk.

– Co tu się dzieje, do kur.. nędzy?! Baczność, żołnierzu! – wrzasnął plutonowy, próbując dodać sobie animuszu na widok krwawej jatki.

– Panie plutonowy, to wariat. Trzeba wezwać wartowników z bronią, bo on zaraz zrobi z nami to samo, co z tamtymi – wyszeptał zatrwożony Michalczyk.

Adam założył ręce na piersiach i badawczo przyglądał się podoficerowi. Pod wpływem tego wzroku staremu żołnierzowi przeszły ciarki po plecach. Myślał gorączkowo, co robić, gdy nagle pojawiło się trzech uzbrojonych w kałasznikowy wartowników. Wycelowali w rekruta Gawlika i czekali na dalsze rozkazy.

– Aresztować go! – wrzasnął podoficer, sam nie mając najmniejszego zamiaru zbliżać się do tego… kogoś.

Major Tadeusz Czapski był wściekły. Z zaciśniętymi pięściami chodził tam i z powrotem po gabinecie. Dowódca kompanii, porucznik Karski i podoficer dyżurny stali na baczność, cierpliwie czekając, aż minie nawałnica. Major przystanął i spojrzał im w twarze.

– Poborowy rozpier... pięciu dziadków! Dwóch będzie kalekami do końca życia. I wyście do tego dopuścili?! Kur..! Z kim ja pracuję?! Z baranami?! Dlaczego nikt nie sprawdził tego Gawlika?! – złapał się za głowę i znowu zaczął krążyć po gabinecie.

– Jak się góra dowie, to mi jaja urwą! Przez was, skurwys...! I to dzisiaj, gdy delegacja wojsk radzieckich ma wizytować akurat tę pierd... kompanię. Pewnie już się dowiedzieli... Ja sobie chyba w łeb ze wstydu palnę! Dawać mi tego kota, jak mu tam... Michalak?

– Michalczyk, obywatelu majorze – zameldował służbiście porucznik Karski.

– Pies go je...! Ma mi tu wszystko wyśpiewać jak na spowiedzi. No, dawaj go! Co, mam mu zaproszenie wysłać?!

Podoficer znikł jak zdmuchnięty, by po chwili wrócić z czekającym za drzwiami szeregowcem.

– Obywatelu majorze, szeregowy Michalczyk melduje się... – nowo przybyły próbował się zameldować.

– Zamknij się, durniu! Spocznij – przerwał mu bezceremonialnie major. – Mów, co tam się stało, tylko jak na spowiedzi…

– Obywatelu majorze, bo rezerwa nas akurat szkoliła w zakresie reakcji na komendę „granat”. Przechodziliśmy również szkolenie w zakresie czołgania się...

– Co ty mi tu pleciesz, Michalczyk? – przerwał mu major. – Pytam o tego skur..., co dziadkom manto spuścił!

Szeregowy Michalczyk miał maturę. Nie dostał się na studia i wylądował w armii. W kontaktach z przełożonymi zawsze starał się sprawiać wrażenie inteligentniejszego niż pozostali, co często przynosiło skutek odwrotny do zamierzonego.

– Tak jest! – odpowiedział młody żołnierz. – Prowadził go kapral Molenda i chyba wydał rozkaz biegiem marsz przez korytarz, a tamten nie wykonał rozkazu. Kapral Molenda się zdenerwował, a rezerwa podbiegła z pasami, żeby mu pomóc ustawić kota. I wtedy się zaczęło…

– Co się zaczęło? No, mówże! – dopytywał się major.

– No właśnie nie wiem. To był moment i wszyscy leżeli na podłodze, wyjąc z bólu. To było straszne, obywatelu majorze... – powiedział z trwogą Michalczyk.

Niespodziewanie otworzyły się drzwi do gabinetu.

– Przecież mówiłem... !!! – wrzasnął major, lecz natychmiast się powstrzymał, widząc wchodzącego.

– Priwiet, Tadziu – powiedział z uśmiechem pułkownik Władimir Iwanow. – Co to, jakieś zebranie? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

– Nie, nie. Zachadi, Wołodia. Kazałem im meldować, co tam się dzieje w ich kompanii. Odmaszerować! – rzucił żołnierzom, którzy zasalutowali i wyszli z gabinetu.

– Co pijemy, Wołodia? – spytał dowódca, otwierając imponująco zaopatrzony barek.

Za wszelką cenę starał się ukryć wzburzenie. Wciąż miał nadzieję, że incydent nie rozniesie się zbyt daleko. Przyjaźnili się z Władimirem Iwanowem, przewodniczącym delegacji radzieckiej, od lat, ale i tak wstyd byłby jak cholera. Takie rzeczy w jego jednostce...

Gość uśmiechnął się z zadowoleniem. Na Tadzia zawsze można było liczyć. Nieraz zastanawiał się, skąd on brał te wszystkie gatunkowe wódki. Nigdy jednak gospodarz nie chciał zdradzić swojej tajemnicy, nawet jak nietęgo popili, a zdarzyło się to już nieraz.

– Dawaj, Tadziu, co tam masz dzisiaj najlepszego.

– Zdobyłem ostatnio pięciogwiazdkową Metaxę. Tego jeszcze nie piłeś – powiedział tajemniczo major i sięgnął po butelkę szlachetnego trunku.

– Oj, Tadziu, Tadziu. Tyś się chyba z imperialistami za bardzo zbratał – zganił go żartem Rosjanin i wziął od majora spory, wypełniony po brzegi kieliszek.

– Jeszcze my tych imperialistów usadzimy, spokojna głowa. No, to chluśniem, bo uśniem – Czapski wzniósł toast i wypił duszkiem.

Rosjanin natychmiast poszedł w jego ślady. Nawet im przez myśl nie przeszło, że alkohol, który mieli okazję kosztować, należy sączyć powoli, by prawdziwie docenić jego smak i klasę.

– Jakaś babska ta wódka, Tadziu. Dawaj czystej. Od tej, jak jej tam... Metaxy, to tylko mordę wykręca – stwierdził krytycznie Wołodia.

Major sięgnął po pół litra Żytniej.

– No, to jest wódka – powiedział z uznaniem Wołodia, wychyliwszy pierwszy kieliszek. – A co tam u was ciekawego słychać?

– A, nic ciekawego. Właśnie przyszło młode wojsko, to ich szkolimy. Poza tym stara bieda. Powiedz lepiej, co u ciebie, Wołodia. Jak tam żona? Chłopcy już pewnie szkołę kończą.

– Rosną, psubraty, job ich mać. Ani się obejrzymy, a pójdą pod moją komendę. Natasza zdrowa, kazała ciebie i rodzinę pozdrowić. Ale wracając do tego młodego wojska, to słyszałem, że macie tu takiego jednego gieroja.

Czapskiemu zrobiło się gorąco. Szlag by to nagły trafił! Więc jednak! Wieści w jednostce rozchodzą się lotem błyskawicy. Trzeba by coś z tym zrobić, ale teraz już za późno. No i nie udało się uniknąć wstydu przed gościem z Kraju Rad. Niech on, Czapski, tylko dowie się, kto puścił farbę!

– Nic się przed tobą nie ukryje, Wołodia – odparł z nieco sztucznym uśmiechem.

– W końcu jestem w siłach specjalnych. No mów, bo słyszałem ciekawe rzeczy – Wołodia szczerze odwzajemnił uśmiech.

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor