----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 kwietnia 2014

Udostępnij znajomym:

'

Publikujemy 86 część wykładów księdza profesora Józefa Tischnera 

Bez umysłu sens jest niczym. Będąc w umyśle i odnosząc się jednocześnie do świata, sens sprawia, że świat nie jest już światem „w sobie”, ale światem „dla siebie”. Znów natrafiamy na dającą do myślenia przeciwstawność świata rzeczy i świata świadomości. Aby w świecie rzeczy mógł powstać samochód, potrzeba nie tylko tego, by twór zwany przez nas samochodem nie był wewnętrznie sprzeczny, lecz także szeregu pozytywnych przyczyn jego istnienia. W świecie świadomości jest inaczej. Tutaj może pojawić się zasadniczo każdy sens, jeśli tylko jest dopuszczony przez swoje warunki możliwości.

Zwróćmy jeszcze raz uwagę na proces rozpoznawania majaczącego w oddali przedmiotu. Zbliżam się do niego. Stwierdzam: to z całą pewnością nie jest samochód. Po chwili znów: to nie jest także szałas. Wreszcie odkrywam: to jest krzak głogu tak jakoś dziwnie uformowany. Na czym polegał proces rozpoznawania przedmiotu?

Proces rozpoznawania przedmiotu był, prawdę rzekłszy, procesem ciągłej eliminacji poszczególnych sensów, które nie chciały dopasować się do tego, co było widać. Słyszymy niekiedy, że proces poznania jest procesem ubogacania naszego umysłu. To prawda i nieprawda zarazem. Poznanie wzbogaca nasz umysł o ile dostarcza mu wiedzy o świecie, ale poznanie także zubaża nasz umysł, bo kładzie granice naturalnej spontaniczności świadomości, dla której żyć znaczy wyłaniać nowe sensy przedmiotowe.

Jak nazwać ten szczególny, do niczego innego nie podobny, proces wyłaniania się sensu przedmiotowego ze świadomości? Przede wszystkim nie jest to proces przyczynowy. Widziana na horyzoncie plama to tylko jakiś przypadkowy motyw, drugorzędna okoliczność powstania sensu. Jest jeszcze świadomość, ale w niej są tylko warunki możliwości sensu. To, co jest możliwe, nie jest! Nie jest w świecie rzeczywistym, zewnętrznym, ale w sferze świadomości. W tej sferze sens jest. Związki przyczynowe widzimy, gdy patrzymy na przykład na robotnika, który robi samochód, ale wcale ich nie widzimy, gdy wyłania się sens. Jak zatem nazwać ten proces?

Husserl proponuje słowo „konstytucja”. Wysuwa w związku z tym tezę: do istoty świadomości intencjonalnej należy konstytuowanie sensu przedmiotowego. Nie oznacza ono tworzenia sensu z nicości. Proces konstytuowania sensu jest czymś pośrednim między tworzeniem z nicości, a prostym przesuwaniem z miejsca na miejsce zastanych elementów przedmiotu.

Rozejrzyjmy się obecnie po świecie naszego otoczenia. Widzę oto książkę, oto kartka papieru, oto radio, oto kalendarz, oto lampa elektryczna. Dalej dom w którym mieszkam, moja ulica, miasto i jego okolice. Ten świat jest moim światem. Dlaczego moim? Bo ma dla mnie jakiś sens.

Oswoiłem sobie ten świat, a stało się to dzięki nieustannym procesom konstytuowania sensu. Kiedyś ten biały przedmiot przybrał dla mnie sens bycia kartką papieru, tamten przedmiot, który być może jeszcze dla mojego dziadka byłby niezrozumiałą kupą blachy i szkła ma dla mnie sens bycia elektryczna lampą. Miasto, w którym mieszkam ma dla mnie, podobnie zresztą jak dla wielu innych, sens bycia Krakowem. Także ludzie, którzy do mnie przychodzą i do których ja idę maja dla mnie jakiś sens. Odnajduję siebie w świecie  ukonstytuowanych sensów.

Gdzie sens się kończy, tam powstaje dla mnie zadanie: zrozumieć sens. Zrozumieć sens znaczy konstytuować sens. Proces konstytuowania sensu przenika całe moje życie. Poprzez coraz to bogatszy sens odkrywam coraz wszechstronniej bogactwo bytu, bo nie ma dla mnie „czystego bytu”. Widzę byt przez okno jego sensu. W chwili, gdy wszelkie wysiłki konstytuowania sensu spełzną na niczym, pojawia się we mnie świadomość obcości. Wtedy też zaczyna się we mnie budzić lęk przez nicością.

GŁĘBIA ŚWIADOMOŚCI

Przejdźmy teraz do świadomości /jako takiej/. Sprawy komplikują się tutaj w na każdym kroku. Świadomość ma w sobie coś ze światła. W jaki sposób można rozjaśnić to, co jest światłem? Światło widzimy dzięki cieniom, jakie ono rzuca, ale to, co jest cieniem nie jest już światłem. Aby uchwycić życie świadomości trzeba wprowadzić w jej wnętrze coś, co nie jest świadomością, jakiś tłumiący ją cień, ale wtedy ryzykujemy, że świadomości w ogóle nie da się uchwycić. Takim „cieniem na świadomości” są rzucane na nią poszczególne /treści/. Może to być na przykład treść przeżyciowa miłości, przeżyciowa treść nadziei, radości lub doznaniowa treść nudy, oczekiwania, lęku. Dopóki /treści/ te barwią świadomość, dopóty są one „samoświadome” – człowiek naprawdę kocha, ma nadzieję, lęka się.

Gdy oderwiemy te treści od świadomości, a uczynimy je wyłącznie przedmiotem naszej uwagi, gdy zaczniemy mówić o nudzie, miłości i lęku – treści te przestają być sensu stricto /moje/, a stają się czymś w rodzaju przedmiotów stojących wobec mnie, którym się przyglądam. Wtedy faktycznie już nie kocham, nie nudzę się ani się nie lękam (oczywiście nie wyklucza to przypadków, gdy jedno idzie z drugim w parze).

Gdy z kolei usiłuję uchwycić sam moment /samoświadomości/, abstrahując od tego, czy on sam jest samoświadomością, gdy usiłuję uchwycić to, co sprawia, że czujemy miłość, naprawdę mamy nadzieję, naprawdę się boimy, gdy staram się ów szczególny moment postawić /wobec spojrzenia/, jak poprzednio postawiłem treść miłości, nadziei, lęku – wtedy wszystko roztapia się w /czystym świetle/ i zamiast widzieć /głębię czystej świadomości/, coś tam przeczuwamy, ale  nie widzimy nic. Niemniej głębia jest nam jakoś dana.

Weźmy raz jeszcze opisaną wyżej sytuację ze spaceru. Wokół mnie banalny krajobraz, na horyzoncie niejasna plama. Najwyraźniej nudzę się. Przez czas niejaki intrygowało mnie pytanie: co to jest?

Samochód, szałas, krzak? Gdy odkryłem, co tam było, smak spacerowej nudy powrócił. Nuda nie jest intencjonalna, ona mnie żadnego przedmiotu nie prezentuje, jest stanem, który mnie określa. W tej chwili zabarwia sobą wszystkie moje uczucia, wszystkie wspomnienia, marzenia, którymi wybiegam w przyszłość. Gdy się nudzę, właściwie wszystko staje się nudne.

Nuda, rozważana pod pewnym względem, ukazuje nam większą trwałość niż akty intencjonalne.

Akty spostrzeżenia przedmiotu błyskawicznie znikały. Nuda trwała gdzieś u ich podstaw /znów obraz przestrzeni/. Mówimy; jest /głębiej/ niż one.

Oto jednak przypominam sobie o czymś, o czym zapomniałem: w tej chwili czeka na mnie jakaś szczególnie ważna osoba, Jak mogłem zapomnieć! Czuję się dotknięty gdzieś w głębi, poruszony i zawstydzony. Trzeba coś zrobić! Co mnie tak mocno dotyka?

Odpowiem krótko: wartość.

Właśnie to, że dana osoba jest dla mnie szczególnie cenna. Decyduje się zmienić kierunek marszu. Nuda gdzieś ustępuje. Cała treść świadomości ulega nowemu zabarwieniu. Coś nowego we mnie zapadło.

Zbyszek Kruczalak



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor