----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

15 kwietnia 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Dziwnym zrządzeniem przeróżnych zbiegów okoliczności każdy z nas ma mniej lub bardziej skrywaną ciemną stronę swego istnienia. Nie bardzo wiadomo, dlaczego, nie bardzo wiadomo jak, ale wszyscy coś tam, lepiej lub gorzej, tłamsimy w rejonach zwanych przynajmniej od Freuda – podświadomością. Czasem jednak to coś z tej „podziemnej” rzeczywistości się przebija na światło dzienne i wyskakuje jak królik z kapelusza albo świstak na wiosnę dając o sobie znać. To zaistnienie „ciemnej strony księżyca” w jasnym świetle dnia stanowi zawsze pewien podniecający publiczność element ludzkiej rzeczywistości. Kochamy paprać się w nie swoich oczywiście, ale cudzych mrocznościach. Kochamy te ciemności odkrywać i wywlekać na światło dzienne.  Dlaczego? Po co? W jakim celu?

Być może po to, by odreagować, poczuć się lepiej (bo przecież nie tylko my, inni też są poplątani), utożsamić się i tym sposobem zrelaksować w procesie projekcji-identyfikacji, doznając oczyszczającego poczucia (samo) akceptacji. Być może również po to, by mogła istnieć dobra literatura kryminalna, która dotyka w swych opisach tego, co nieakceptowane przez super ego, ale co oczywiście zawsze istnieć musi, bo człowiek, jak od zawsze wiadomo, jest stworzeniem niedoskonałym i wszystkie jego twory, w tym państwo i społeczeństwo, są dalekie od formy idealnej, czy też pierwotnie zaplanowanej lub zaprojektowanej.

Kryminał, sam w sobie stworzony ku logicznej zabawie i umysłowej rozrywce opartej na rozwiązywaniu zagadki przeszedł z biegiem czasu dosyć niezwykłą drogę ku eksplorowaniu motywów zbrodni. Przestaliśmy się bawić w zgadywanie /kto/ popełnił przestępstwo i skierowaliśmy swe zainteresowania detektywistyczne w stronę pytania/dlaczego/ tak się stało? Co spowodowało i co stało za tym albo brutalnym, albo strasznym, albo przerażającym, albo intrygującym, albo po prostu dramatycznym, a może nawet tragicznym wydarzeniem?

[Kryminały niczego nie udają, a to sprawia, iż poddajemy się ich urokowi bez skrępowania, jako że sami też nie musimy niczego udawać! Raz już zaś uwiedzeni sprawnością warsztatu pisarskiego, bo ta literatura jest najnormalniej w świecie doskonale skonstruowana i opowiedziana, nasiąkamy wiedzą o owych ogólnokulturowych kontekstach, sugerowanych i podpowiadanych nam w trakcie pędzącej narracji. Powołam się tylko na jeden jeszcze przykład. W „Bangkok 8” Johna Burdetta, dziejącej się w światowej stolicy seksualnej turystyki, bohater-narrator jest synem tajskiej prostytutki i nieznanego Anglika, co pozwala mu obracać się w obu światach i oba bezwzględnie przenicowywać. Okazuje się, że „miłość” tajskich dziewcząt jest jak najbardziej wyrozumowana, a naiwność spasionych Europejczyków, że znajdują w Tajlandii idealną miłość idealnie posłusznej, delikatnej kobiety, wręcz śmieszy. Nie zmienia to jednak naszego przekonania, iż dzisiaj mieszkańcy dawnych potęg imperialnych dokonują swoistej zemsty na byłych koloniach, tym razem za sprawą lędźwi i pieniędzy! Gdy przeczytamy, jako dopełnienie książki Burdetta, sławną „Platformę” Michaela Houellebecqa, obraz świata zdominowanego przez seksualny turyzm dopełni się.] (W.J Burszta, Bronię kryminału, w: Polityka, 25 marca, 2005)

Takie przesunięcie punktu ciężkości w strukturze kryminału zmieniło jego charakter z tekstu w istocie /zabawowego i relaksującego/ ku wymiarowi psychologizującemu, społecznemu i politycznemu. Sylwetki zbrodniarzy stały się wieloznaczne, nie jest do końca oczywiste, jednym słowem kompletne pogmatwanie z poplątaniem – tak jak to w życiu. Jeśli do tego zamieszania dodamy kontekst wydarzeń, który zależy tylko i wyłącznie od wyobraźni pisarza, a ta jest niczym nie limitowana, to dostajemy kryminał, którego akcja może dziać się w paru epokach historycznych, może mieć wymiar poza rzeczywisty, dotyczyć postaci przemieszczających się w czasie i przestrzeni i ciągle być kryminałem, aczkolwiek już zdecydowanie /nowej generacji/, żeby nie powiedzieć post modernistycznym, w którym wszystko już było, a to co będzie, jest tylko tegoż kolejnym, nowym przepracowaniem.

„Ciemna strona” to zupełnie nowy zbiór tekstów mistrzów szwedzkiego/skandynawskiego modelu powieści kryminalnej, której niebywałą, nigdy wcześniej nie notowaną popularność zawdzięczmy trylogii Stiega Larssona. Wydana w nieskończonej ilości egzemplarzy na całym świecie, sfilmowana w dwu różnych wersjach narodowych (szwedzkiej i amerykańskiej) była tylko wstępem do „szwedzkiego potopu” pisarzy i tytułów, które dosłownie zalały rynek powieści sensacyjnej na całym świecie.

Totalny mega-hiper-super bestseller, jaki stworzył Larsson dał swoistą strukturę temu, co można zaobserwować we wszystkim tym, co nastąpiło po nim:

  • mroczność miejsc i krajobrazów (naturalny brak słońca, specyficzna, bergmanowska atmosfera wnętrz)
  • historyczne dwuznaczności i wstydliwe fakty szczególnie z okresy II wojny światowej (kolaboracja z Niemcami, nieskrywany antysemityzm, nazistowskie predylekcje)
  • traumatyczne doświadczenia osobiste (seksualne nadużycia wobec dzieci, molestowanie nieletnich, kompleks porzucenia i rozbitej rodziny).

To wszystko motywy i wątki powracające w wielu publikowanych po trylogii Larssona powieściach sensacyjnych, które w Polsce zostały naznaczone mianem „Czarnej serii”.

Jak to na szczęście w życiu bywa, żaden potop nie trwa wiecznie, zawsze kiedyś musi się skończyć i oddać pole nowemu w innym miejscu. Jak sugeruje autorka zamieszczonego niedawno w New York Timesie artykułu zatytułowanego „Zapomnijcie o Skandynawii. Nadchodzą polscy tajniacy”, mamy pewne symptomy, że kolejną powódź „kryminalną” zafundują nam polscy autorzy, a jest ich rzeczywiście sporo:

[”Renesans polskiego kryminału”, „moda na zbrodnię”, „kolejna książka autora poczytnych thrillerów” - właściwie nie ma dnia, kiedy w mediach nie padają kolejne magiczne zaklęcia.

Co innego jednak, kiedy piszą o nim polscy dziennikarze, a co innego, kiedy nad zjawiskiem pochylają się zagraniczne media. Jak choćby „New York Times”:

„Obsesja zbrodni made in Poland” - Ginanne Brownell na łamach dziennika NYT donosi, że choć Polska wciąż jest krajem o jednym z najniższych współczynników przestępczości w Europie, kraj i tak już cierpi na „obsesję zbrodni”. Jakiej zbrodni? Fikcyjnej rzecz jasna, ale jej wymiary są całkiem realne.

Gazeta, powołując się na dane Beaty Stasińskiej, szefowej W.A.B.-u, wylicza: książki Marka Krajewskiego (autora kryminalnej serii z Eberhardem Mockiem w roli głównej) rozeszły się w ilości ponad 50 tys. kopii każda, thrillery Zygmunta Miłoszewskiego - 200 tys. I przypomina, że za kryminały wzięli się też pisarze dotychczas niekojarzeni z prozą gatunkową – wśród nich Olga Tokarczuk, Joanna Bator czy Michał Witkowski.

”Wszyscy od małego lubiliśmy morderstwa”

Skąd to całe kryminalne pospolite ruszenie, o którym pisze „NYT”? Spora w tym zasługa Irka Grina, redaktora krakowskiego wydawnictwa EMG, twórcy Międzynarodowego Festiwalu Kryminału organizowanego we Wrocławiu i pomysłodawcy m.in. „Orchidei”, nad którą pracował z cytowanymi na samym wstępie Świetlickim i Grzegorzewską.

W ramach wydawanej przez niego Polskiej Kolekcji Kryminalnej, czyli serii książek będących bardziej zabawą konwencją niż kryminałami w sensie dosłownym, publikowali tacy autorzy jak Edward Pasewicz, Joanna Chmielewska, Jacek Dukaj czy Maciej Malicki. To właśnie pod egidą EMG Grina swoje własne tomy zaczęli też wydawać Świetlicki i Grzegorzewska. Później cała trójka napisała wspólną powieść.] (Gazeta Wyborcza, 20 marca, 2014)

(kontynuacja w przyszłym tygodniu)

Zbyszek Kruczalak

 



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor