Pamiętam, jak kilka lat temu duże studia filmowe wymieniały w swych archiwalnych produkcjach niektóre sceny. Chodziło o zachowania lub obrazy nie przystające do nowej, lepszej rzeczywistości.
Disney wyrzucił więc z bajek wszystko, co miało jakikolwiek związek z paleniem papierosów, czy piciem alkoholu i nałożył spodnie kaczorowi Donaldowi.
Z wielu uznanych i nagrodzonych przed laty filmów fabularnych wyleciały odzywki o podłożu rasistowskim, antygejowskim, czy niedozwolone już teraz z różnych powodów sceny.
Kilka wytwórni płytowych zgodziło się na ponowne wydanie starych albumów pod warunkiem, że jakiś fragment tekstu lub okładki trafi do kosza.
W ubiegłym roku kilka stanów przepisało na nowo swoje prawa wymieniając określenia rozróżniające płeć. Zamiast rybaka dostaliśmy osobę zajmującą się rybołówstwem, zamiast pielęgniarki, pomoc szpitalną. Pozostałe, w tym Illinois pracują nad tym samym.
Wszystko po to, by ktoś przypadkiem nie poczuł się urażony, zbulwersowany. By przypadkiem komuś pod wpływem słów i obrazów nie przychodziły do głowy głupie pomysły. By wreszcie rodzice nastolatka nie skarżyli Paramount Picture o milion dolarów odszkodowania, gdy ich syn po obejrzeniu Ojca Chrzestnego zacznie pić, palić i grozić śmiercią kolegom.
Myślałem, że nic mnie już nie zaskoczy.
Do czasu, gdy przeczytałem niedawno, że kilka szkół wyższych w tym kraju, zresztą szanowanych i uznanych uczelni, domaga się wprowadzenia ostrzeżeń na książkach.
Podobne znamy z okładek filmów, czy gier wideo:
„Uwaga! Dozwolone od lat 11 ze względu na niecenzuralny język i sceny wyrywania głowy. Nadzór rodziców wysoce wskazany! By zachować prawidłowy rozwój dziecka krew jest niebieska, a noże drewniane”.
Teraz będzie jeszcze śmieszniej.
Będziemy chronić osoby wrażliwe, idealistów i moralistów. Ostrzeżenia na okładkach książek będą dotyczyły wszystkiego, co jakiś osobnik lub grupa będzie mogła uznać za nieprzyzwoitość, obrazę lub łamanie prawa.
Jeśli na stronie 166 pojawia się scena łóżkowa, to w ramach wstępu będziemy mieli przed nią ostrzeżenie. Jeśli gdzieś, ktoś popełnia morderstwo, to czytelnik musi być o tym uprzedzony. Każdy opis i scena, które mogą zachwiać psychiką odbiorcy będą wymagały ostrzeżenia.
Nie mam zamiaru tłumaczyć, czym jest książka. Wszyscy wiemy, że z każdej strony może zaatakować nas smutek, przemoc, miłość, głęboka myśl... To z kolei działa w jakiś sposób na nas, na nasze uczucia i postrzeganie świata. Wywołuje łzy, śmiech, zamyślenie. Prowokuje do działania, poszukiwania. Dlatego sięgamy po nie. Tego od nich oczekujemy.
Boże broń, by po lekturze ktoś przejął się czymś, lub spędził bezsenną noc. Tak nie wolno.
Na razie sprawy nie zaszły aż tak daleko. Na razie chodzi o osoby, które w życiu czegoś tragicznego doznały i książka mogłaby im o tym przypomnieć. Wyzwolić bolesne wspomnienia. Na przykład ofiara gwałtu nie sięgnie po lekturę, w której taka scena jest opisana. Weteran nie powinien czytać o okropnościach wojny. Rodzic, który stracił dziecko nie powinien sięgać po książkę o takiej tematyce. Tak tłumaczą to pomysłodawcy.
Bardzo cieszy, że martwią się o samopoczucie innych. Problem w tym, że to tłumaczenie w ogóle do mnie nie trafia. Nie wierzę w sztuczną ochronę przed kryzysem psychicznym, który może wystąpić lub nie. Poza tym doskonale zdaję sobie sprawę, że definicja bardzo szybko ulegnie zmianie. W krótkim czasie będzie się ostrzegać wszystkich przed wszystkim. Bo każdy z nas znajdzie bowiem coś, czego nie lubi, nie rozumie, nie akceptuje, boi się, brzydzi. Obowiązkiem wydawców będzie na s przed tym chronić. Dojdzie do poważnych absurdów, choć akurat sam pomysł już nim jest. Fakt, że pojawił się na wyższych uczelniach mnie osobiście przeraził. W jaki sposób studenci zapoznać się mają z twórczością na przykład Marka Twain`a, który żył i pisał w czasach podziałów rasowych, klasowych, często spotykanej nędzy i dość brutalnych zachowań? Na okładce prawie każdej jego książki będzie musiało pojawić się ostrzeżenie przed niecenzuralnymi obecnie określeniami mniejszości rasowych, co zwolni od lektury wrażliwych na tym punkcie. Trzeba też będzie studentów uprzedzić przed obrazami nędzy. W końcu wielu z nich pochodzi z ubogich domów i mogłoby to wywołać u nich depresję. Z drugiej strony traumę u nich wywołać może również opis nadmiernego przepychu, który też gdzieniegdzie się pojawia.
Twoje dziecko jest wrażliwe i płacze z byle powodu? Szara wilczyca nie jest dla niego. Puść mu lepiej Teletubisie.
Uwaga! Opis sceny skalpowania wywołać może nieodwracalne zmiany w mózgu, nie sięgaj po Winnetou! Z różnych powodów kurz osiadać będzie w bibliotekach na niektórych dziełach Dostojewskiego, Steinbecka, Hemingwaya. Bo smutne i może kimś wstrząsnąć.
Oczywiście wrażliwość to nie wada. Faktycznie wiele książek zawiera brutalne, smutne, nieprzyzwoite sceny. Dla wielu będą miały one większe znaczenie, niż dla innych. Niektórzy je zrozumieją, niektórzy nie. To jednak nie powód, by na okładkach książek umieszczać ostrzeżenia. Pomysł ten zrodził się w głowach ludzi, którzy chyba nigdy nie mieli w ręce książki innej, niż instrukcja obsługi telefonu komórkowego, a ich wiedza na temat świata, ludzi i uczuć czerpana jest z kilku idiotycznych programów telewizyjnych. Pomysł tym nie jest niczym innym, jak kolejną próbą narzucenia wszystkim wypaczonej i źle pojmowanej poprawności politycznej. O ludziach , którzy wykorzystują do swych celów tę w sumie niegłupią ideę mógłym napisać osobny tekst, ale musiałby on być opatrzony wieloma ostrzeżeniami. Podkreślonymi, w czerwonym kolorze i w ramce.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'