Przez ostatnie kilka miesięcy sporo dyskutowano na temat stanowego budżetu. Nic nowego, sytuacja ta powtarza się co roku. Tym razem jednak decyzje finansowe zbiegły się w czasie z kampanią przedwyborczą, więc politycy byli bardziej ostrożni. Niemal ze łzami w oczach przepraszali za zbyt niskie podwyżki wydatków na służbę zdrowia, cele socjalne i szkolnictwo. Od razu jednak mrugali okiem przypominając, że przecież po wyborach można porozmawiać o utrzymaniu podwyżki podatku dochodowego, co przyniesie dużo pieniędzy i wtedy gotowi są wyrównać wszelkie straty.
W czasie gdy zawzięcie dyskutowali na temat przyszłorocznego budżetu, nie zapomnieli o sobie i swoich potrzebach. Jestem pewien, że niewiele osób wyłowiło z informacyjnego szumu wiadomość, iż nasi legislatorzy postanowili podnieść nieco swe zarobki.
Przez pięć ostatnich lat członkowie Zgromadzenia Ogólnego Illinois brali bezpłatne dni wolne, by ulżyć podatnikom w ekonomicznie trudnych czasach. Oczywiście było to działanie na pokaz, bo faktyczne oszczędności nie były wielkie. Zgadzali się na jeden taki dzień w miesiącu, przez co zarabiali ok. 3 tysięcy dolarów rocznie mniej. W tym roku dni takich już nie było, co właściwie oznacza, że otrzymali 3 tysiące podwyżki.
To suma niewielka jak na budżet opiewający na 35 miliardów. Jednak fakt, że zrobili to akurat teraz nie świadczy o nich najlepiej.
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to donoszę, że kilkaset osób wybieranych przez nas do stanowego parlamentu pobiera wynagrodzenie roczne w wysokości ponad $67,000. Pamiętać jednak musimy, iż jest to ustawowo praca w niepełnym wymiarze godzin. Nasi legislatorzy nie zamykają na ten okres swoich biznesów, kancelarii prawnych, czy prywatnych biur. Tylko nieliczni, którzy przed wyborem wykonywali pracę dla kogoś w pełnym wymiarze godzin rezygnują z niej na rzecz bardziej lukratywnego zajęcia w Springfield.
Ich praca to spotkania podczas sesji. Pierwsza odbywa się od stycznia do maja, druga przez zaledwie kilka dni jesienią. Otrzymują zwrot wszelkich kosztów związanych z wykonywaną pracą. Obecnie to $140 dziennie zwrotu kosztów noclegu i posiłków jeśli przybywają do Springfield na sesję. Plus transport.
Niech przypadkiem ktoś nie myśli, że zima i wiosna biedni politycy spędzają w Springield mnóstwo czasu z dala od rodzin i przyjemności. Większość dni pracy jest ograniczona. Tylko w ostatnich tygodniach spotykają się na dłużej, bo przez pierwsze miesiące nie pracują w weekendy, poniedziałki, piątki, czy w czasie świąt. Poza tym biorą dwa tygodnie wiosennych wakacji.
Oczywiście większości z nich zależy na kontakcie z wyborcami we własnych okręgach. Dlatego bywają w swych biurach, odbierają telefony, przyjmują interesantów. Jest to jednak wciąż bardzo fajne zajęcie. Dlatego sporo wysiłku wkładają w jego utrzymanie, czyli blokowanie wszelkich ustaw mogących ograniczyć kadencje, zwiększyć kontrolę, ograniczyć ich władzę.
Prawie 85% naszych legislatorów pobiera dodatkowo ponad $10,000 udzielając się w różnego rodzaju komitetach. Co ciekawe, składające się zwykle z kilku osób grupy nie powstają w wyniku zapotrzebowania na opinię w sprawie określonej ustawy, ale działają cały czas, oczekując na podrzucenie pod obrady jakiegoś pisma. Dlatego większość z nich prawie się nie spotyka, czasami 2-3 razy w roku, by porozmawiać o pogodzie i wyznaczyć datę następnego spotkania. Dla porównania, w Kentucky członkowie podobnych komitetów otrzymują $18 dniówki i większość prac wykonują w ramach podstawowej pensji legislatora.
Przeciętny legislator z Illinois spokojnie zarabia rocznie 80 tysięcy dolarów, choć wielu wyciąga ponad setkę. Nie zapominajmy o okazjach do dodatkowego zarobku i inwestycjach jakie daje wysokie stanowisko.
Według portalu Ballotpedia.org, ustawodawcy z Illinois należą do najlepiej zarabiających w kraju. Tylko w Kalifornii otrzymują więcej, bo 90 tysięcy. W Michigan zarobić można na podobnym stanowisku prawie tyle co u nas, bo 71 tysięcy rocznie, a w Ohio też niemałe 60 tysięcy. Pozostałe stany nie są tak szczodre, bo na przykład w Missouri podobna praca wiąże się z zarobkiem w wysokości 34 tysięcy, a w Iowa zaledwie 25 tysięcy.
Może wyższa placą gwarantuje lepsze wyniki? Nic z tego. Sąsiadująca z nami Indiana jest w bardzo dobrej kondycji finansowej, przyciąga więcej inwestorów i nikt nie podwyższa tam wszelkich opłat i podatków co kilka miesięcy. osoby za to odpowiedzialne zarabiają rocznie 24 tysiące dolarów. Może powinniśmy przeprowadzić referendum w sprawie połączenia się z Indianą. Oczywiście nie miałoby ono żadnego znaczenia, bo wszystkie nasze referenda nie mają mocy prawnej. Tak będzie z planowanym jesienią pytaniem dotyczącym ograniczenia kadencji, płacy minimalnej, nowych granic dystryktów, etc.
Wiele osób zadaje sobie ostatnio pytanie, ile powinno się płacić ustawodawcom stanowym, by zachęcić do tej pracy odpowiednich ludzi i by wykonywali oni swą pracę dobrze. Nie ma złotego środka. Przy zbyt małym wynagrodzeniu zajmować się tym będą tylko ci, których na to stać i chcą się pobawić w politykę lub spełnić ambicje. Nie oznacza to jednak, że będą dobrze wykonywać swą pracę. Jeśli zapłaci się za dużo, tak jak teraz, to każdy wybrany raz będzie robił wszystko, by nigdy stanowiska tego nie stracić. Można oczywiście wynagradzać na podstawie osiągnięć, kto jednak będzie to oceniał? Teoretycznie wyborcy, ale jak to działa do tej pory widzimy i chyba nie jesteśmy szczególnie zadowoleni. Fantastyczne perspektywy.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
'