Znalezione na dnie jeziora Michigan fragmenty drewnianego kadłuba mogą być zaginionym od 1697 r. francuskim statkiem żaglowym Le Griffon, przez poszukiwaczy wraków porównywanym często do „Świętego Graala". Na razie nie znaleziono żadnego elementu bezsprzecznie potwierdzającego taką tezę, jednak okucia i gwoździe wydobyte na powierzchnię podobne są do używanych w podobnych jednostkach w XVII wieku.
Ten francuski żaglowy statek handlowy, zatonął w 1679 r. w wodach jeziora Michigan, prawdopodobnie w pobliżu brzegu stanu o tej samej nazwie. Był pierwszą tej wielkości jednostką i pierwszym europejskim statkiem, jaki wpłynął na wody wielkich jezior. Odbywał on swą dziewiczą podróż szlakami, którymi wcześniej poruszały się wyłącznie małe łodzie. Dotarł do wybrzeży obecnego Wisconsin, gdzie pokład opuścił jego właściciel, znany podróżnik i jednocześnie budowniczy, Sieur de La Salle. Odprawił on jednostkę w drogę powrotną do Niagary, jednak wkrótce statek zatonął wraz z sześcioma pozostałymi na pokładzie marynarzami. Podobno na statku znajdowały się wyłącznie zakupione przez LaSalle futra dzikich zwierząt, jednak wielu historyków podaje w wątpliwość prawdziwość tej informacji.
W 2001 r. prywatni poszukiwacze zrzeszeni w Great Lakes Exploration Group poinformowali o prawdopodobnym odkryciu wraku Le Giffon na dnie jeziora. Przez kolejne lata miejsca tego nie zbadano, gdyż w sądzie trwała batalia o prawa do statku pomiędzy poszukiwaczami, stanem Michigan, rządem USA oraz Francją.
Niedawno strony doszły do porozumienia, a z Francji przybyli naukowcy i poszukiwacze. Steve Libert prowadzący badanie dna Michigan odkrył fragmenty kadłuba około 120 stóp od miejsca, z którego rok temu wydobyto dużą część poszycia żaglowca. Wierzy on, że to kawałek legendarnego statku, choć naukowcy na razie nie podzielają jego entuzjazmu.
"To na pewno Griffin. Jestem przekonany w 99.9 procentach." – mówi Libert.
Opisuje on miejsce znaleziska jako głębię usianą kawałkami drewnianych części statku razem z okuciami i gwoździami. Jeden z elementów wygląda na fragment masztu.
Przyznaje, że nurkowie z jego ekipy na razie nie znaleźli niezbitego dowodu, iż chodzi o Griffina. Mogłaby tym być jakakolwiek część ze znakami identyfikującymi statek, choćby armata. Jednak pozostałe elementy metalowe podobne są do używanych w innych statkach należących do LaSalle, które wysłane zostały przez niego w rejon zatoki Meksykańskiej.
Na razie podwodne zdjęcia znaleziska wysłane zostały do biorących udział w poszukiwaniach naukowców. Wszyscy mają nadzieję, że uzyskane zostaną odpowiednie pozwolenia i we wrześniu znalezione fragmenty będzie można wydobyć na powierzchnię.
Dean Anderson, główny archeolog stanu Michigan, na razie nie otrzymał oficjalnych informacji na ten temat. Nie może więc wypowiadać się na temat znaleziska i tego, czy Griffin został po tylu latach odkryty. Należy on jednak do tych, którzy uważają, że znaleziony w ubiegłym roku fragment statku nie pochodził z francuskiego żaglowca.
Rejon poszukiwań to okolica Poverty Island w części jeziora należącej do Michigan. Jego powierzchnia porównywalna jest do boiska futbolowego i znajduje się na głębokości 50 stóp.
Co jeszcze leży na dnie Michigan?
Setki wraków i samolotów – twierdzą nurkowie. Ocenia się, że pod koniec XIX w. każdego roku od 15 do 20 statków tonęło w wodach naszego jeziora. W XX w. doszło też nad wodami jeziora do kilku wypadków lotniczych. Większość zaznaczona jest na mapach, choć często znajdują się zbyt głęboko, by mogli ich wraki podziwiać płetwonurkowie amatorzy. Część rdzewiejących pod wodą statków została splądrowana i nie znajdzie się tam już ich ładunków. Zresztą dla historyków nie zawartość kontenerów, a same jednostki stanowią największą wartość. Oczywiście dla poszukiwaczy skarbów, a tych na wodach Michigan nie brakuje, jezioro Michigan wciąż kryje wiele zagadek.
Wszystkich poszukiwanych wraków, tych znalezionych i tych wciąż poszukiwanych, wymienić się nie da. Warto jednak wspomnieć o kilku najsłynniejszych:
– Lot numer 2501, Northwest Airlines. 23 czerwca 1950 r. samolot pasażerski DC-4 lecący z Nowego Jorku do Seatle zaginął nad jeziorem Michigan. Przez wiele tygodni trwały poszukiwania maszyny, jednak udało się odnaleźć tylko jej fragmenty, niesione przez fale i wyrzucane na brzeg w różnych rejonach. Najwięcej śladów odkryto około 18 mil od brzegu na wysokości Benton Harbor w stanie Michigan, jednak nigdy nie udało się dokładnie określić położenia samolotu. 58 osób znajdujących się w momencie katastrofy na pokładzie uznano za zaginione, a przyczyn wypadku, ze względu na niewielką ilość materiału dowodowego uznano za niewyjaśnione. Do dziś katastrofa z 1950 r. często pojawia się w materiałach dotyczących UFO, gdyż podobno kilka godzin po zaginięciu samolotu nad rejonem katastrofy widać było bardzo silne, jasne światła. Do dziś też prywatne osoby poszukują samolotu, który przyniósłby odpowiedzi na wiele pytań.
– Lady Elgin. Pasażerski statek parowy, który po zderzeniu z inna jednostka zatonął 8 września 1860 r. Życie straciło wówczas ponad 400 osób znajdujących się na pokładzie. Wszyscy podróżowali z Chicago do Milwaukee.
Wrak statku odkryto w 1989 r. w okolicach miejscowości Highwood w Illinois. Leży on na głębokości ok. 50 - 60 stóp ( 15-18 metrów) i stanowi podwodne muzeum. Przez lata poszukiwacze skarbów zabrali większość drobnych przedmiotów znalezionych w miejscu tragedii. Zostały jednak cztery główne elementy kadłuba wraz z kotwicą. Nurkowie pragnący obejrzeć to miejsce muszą zdobyć specjalne pozwolenie od fundacji opiekującej się szczątkami statku.
– Rouse Simmons. 23 listopada 1912 r. zaginął w czasie burzy trójmasztowy statek podążający do Chicago. Zapamiętany jako „Christmas Tree Ship" ze względu na ładunek choinek, które miały trafić przed świętami do mieszkańców Chicago. Prawdopodobne miejsce jego spoczynku to okolice Two River w Wisconsin, kilkadziesiąt mil na północ od Milwaukee. Do dziś organizowane są wycieczki szlakiem, jakim podążał statek, aż do miejsca jego prawdopodobnego zatonięcia, a każdego roku jednostka US Coast Guard przybija przed świętami do Chicago z choinkami dla najuboższych. Statku nigdy jednak nie udało się odnaleźć.
W tamtych czasach transport szlakiem wodnym był najszybszy i najbardziej opłacalny. Wraz z rozwojem kolei rezygnowano z przewozu towarów wodą. Ostatni statek z choinkami przypłynął do Chicago w 1920 r.
RJ
'