Biay Dom zasygnalizował w poniedziałek, że zamierza deportować większość dzieci, które nielegalnie przekroczyły granicę Stanów, jednoznacznie wskazując, że napływ nielegalnych nieletnich nie będzie tolerowany. Prezydent deportował tak rekordową liczbę imigrantów, bo ponad 409,849 w roku 2012, że National Council of La Raza nazwał go „naczelnym deporterem”. We wtorek przedstawiciele administracji Obamy formalnie zwrócili się do Kongresu o dodatkowe 3 miliardy dolarów na przyspieszenie procesów deportacyjnych ponad 52,000 dzieci i 39,000 rodzin, które po przejściu granicy Stanów są przetrzymywane w prowizorycznie przystosowanych ośrodkach militarnych. Ponad 100 aktywistów imigracyjnych, w tym nieudokumentowane dzieci, które przybyły do kraju w ostatnim czasie, maszerowało wokół Białego Domu w poniedziałek protestując przeciwko polityce deportacyjnej administracji.
Dzieci z Salwadoru, Hondurasu, Gwatemali i Meksyku stale napływają nad południowo-wschodnią granicę w tempie ponad 1,000 na tydzień. Tymczasem prezydent Obama oferuje proste rozwiązanie: upewnić się by dzieci bez opieki rodziców w jakiś sposób przeżyły niebezpieczną wyprawę, a amerykański rząd w jak najszybszym tempie pośle je z powrotem do krajów z których uciekły. To nieustępliwe podejście sugeruje, że jakkolwiek prezydent określa napływ nielegalnych nieletnich jako „kryzys humanitarny na granicy”, to w rzeczywistości jest zdania, że lepiej poradzić sobie z nim jako kwestią imigracyjną, niż problemem uchodźczym, sugeruje Josh Voorhees ze Slate.
Różnica ta ma nie tylko charakter semantyczny, kontynuuje Voorhees. Jeśli prezydent ma rację, jego plan zatrzyma, albo przynajmniej spowolni napływ dzieci imigracyjnych, które obecnie praktycznie wstrzymały pracę amerykańskiej straży granicznej. Ale jeśli się myli, jak ostrzegają rzecznicy obrony praw imigrantów i dzieci, plan Obamy nie tylko nie zdoła zatrzymać napływu nieletnich, ale narazi je na poważne niebezpieczeństwo.
Dokładne szczegóły planu, który Obama promuje jako „agresywną strategię zastraszenia”, zostaną przesłane do Kongresu w przyszłym tygodniu jako wygłoszona przez Obamę w ubiegłym tygodniu zapowiedź bardziej kompleksowej reformy imigracyjnej. Oczekuje się, że prezydencka propozycja obejmie kroki humanitarne, takie jak zwiększenie środków w celu zapewnienia bezpieczeństwa tysiącom dzieci obecnie przebywających pod opieką administracji bez łóżek do spania. Problem polega na tym, że Biały Dom głównym punktem planu uczynił zmianę w prawie imigracyjnym w celu przyspieszenia procesu deportacyjnego.
Dzieci, które podejmują wędrówkę i rodziny, które je wysyłają, na podstawowym poziomie właściwie pojmują nasze prawo azylowe, sugeruje Voorhees ze Slate. Jeśli plan Obamy zostanie zaaprobowany przez Kongres, umożliwi agentom straży granicznej szybką deportację nieletniego imigranta, jeśli stanie się jasne, że nie będzie on mógł liczyć na przyznanie jakiegokolwiek rodzaju azylu. To istota obecnie funkcjonującego systemu, który stosuje się wobec dzieci z Meksyku czy Kanady, ale nie obejmuje tych, których kraje pochodzenia nie dzielą granicy ze Stanami Zjednoczonymi, jak Gwatemala, Honduras, czy Salwador, z których pochodzi większość z ponad 50,000 dzieci przetrzymywanych na granicy od października.
W ramach obecnego systemu, dzieci z Ameryki Łacińskiej, przejmowane przez agentów straży granicznej, są następnie przekazywane pod nadzór Departamentu Zdrowia i Usług Socjalnych (Department of Health and Human Services), który wtedy wynajduje im zakwaterowanie i zapewnia opiekę medyczną, podczas gdy w sądach imigracyjnych rozgrywają się ich procesy. Prawo ustanowione przez George’a Busha, miało na celu zapobieżenie deportowaniu do krajów, z których uciekli ofiar handlu ludzkim towarem. Zdaniem Białego Domu, prawo to prowadzi do dwóch niezamierzonych konsekwencji. Po pierwsze, obciąża i tak już bardzo nadwerężony podatkowo system imigracyjny, a po drugie, wywołuje fałszywe przekonanie u mieszkańców najbardziej przestępczych i ubogich krajów, że ich dzieci będą mogły uzyskać pozwolenie na stały pobyt w Stanach Zjednoczonych, co jeszcze bardziej potęguje falę napływu imigrantów. Według Obamy, jeśli rodzice wiedzieliby z pewnością, że ich dzieci zostaną wysłane do domu niemal natychmiast po przybyciu na ziemię amerykańską, nie zdecydowaliby się na posłanie swych dzieci przez pustynię meksykańską. Prezydent zakłada, że te rodziny podejmują decyzję o przybyciu dzieci z różnorodnych powodów, od szansy na lepszą pracę do połączenia z rodziną, a nie dlatego, że wierzą, że nie mają one innego wyboru, dywaguje Voorhees na łamach Slate.
Na tym właśnie polega błąd prezydenta, dowodzą krytycy planu Obamy. Zdaniem adwokatów reprezentujących National Immigration Law Center, rodzice dzieci nielegalnie przekraczających granicę Stanów są w pełni świadomi jak okropna będzie ich podróż, że mogą zostać okradzione z pieniędzy albo wykorzystane seksualnie, że będą głodne albo że mogą umrzeć. Ale nawet po ich zatrzymaniu, twierdzą, że zrobiliby to ponownie ze względu na przestępczość i warunki w krajach ich pochodzenia. Rzecznicy nielegalnych nieletnich dowodzą, że rodzice, którzy są gotowi zapłacić by posłać swe dziecko z przewodnikiem do Stanów, podejmują decyzję, że jakiekolwiek działanie, bez względu na stopień ryzyka lub prawdopodobieństwo powodzenia, jest lepsze niż bezczynność. Plan Obamy, twierdzą prawnicy z National Immigration Law Center, nie zmieni tego.
Statystyki przestępczości wydają się popierać tę tezę. Honduras, Gwatemala i Salwador są w coraz większym stopniu pustoszone przez gangi i znajdują się wśród najbardziej niebezpiecznych krajów na świecie. Honduras, który odpowiada za najwyższą liczbę nieletnich pozbawionych opieki zaaresztowanych na granicy w ostatnich trzech latach, ma obecnie najwyższą statystykę morderstw w skali światowej. Poziom przestępczości we wszystkich trzech krajach był tak wysoki w roku 2012, że mieszkaniec jednego z nich, statystycznie rzecz biorąc, był bardziej narażony na morderstwo niż mieszkaniec Iraku w czasie wojny. Wszechobecność gangów wystawia na niebezpieczeństwo zarówno dzieci i nastolatki, którzy się do nich przyłączą, jak i tych, którzy odmówią uczestnictwa. Dziewczęta narażone są na gwałty i nadużycia seksualne.
Istnieją dowody sugerujące, że dzieci, które przekraczają granicę Stanów Zjednoczonych i rodziny, które je posyłają, na poziomie podstawowym, właściwie pojmują istotę amerykańskiego prawa azylowego. Jakkolwiek proces azylowy jest w Stanach skomplikowany, to ubiegające się o azyl dzeci mogą zdobyć pewną liczbę wiz, jeśli udowodnią, że są ofiarami handlu żywym towarem lub innych przestępstw. Jak informuje ostatnie badanie United Nations High Commissioner for Refugees, ponad połowa dzieci przybywająca z tak zwanego północnego trójkąta Ameryki Łacińskiej, jak określa się obszar Gwatemali, Hondurasu i Salwadoru, uciekła z kraju, ponieważ doświadczyła krzywd wskazujących na rzeczywistą albo potencjalną potrzebę międzynarodowej ochrony.
Te dzieci nie spełniają technicznych wymogów przewidzianych dla uchodźców w świetle amerykańskiego prawa, ponieważ znajdują się już na amerykańskiej ziemi starając się o azyl, ale nie oznacza to, że ich roszczenia są nieuzasadnione. Stąd też traktowanie tej kwestii jako problemu imigracyjnego, jak robi to prezydent, jest zawężeniem problemu, ostrzegają rzecznicy praw dziecka. Jak do tej pory, administracja mówi tylko o tym, by nielegalnych nieletnich odstraszyć, zatrzymać i deportować, a nie wspomina o ochronie.
Tymczasem według sondażu przeprowadzonego przez United Nations High Commissioner for Refugees, z 404 dzieci, które uciekły z Ameryki Łacińskiej, przynajmniej 58 procent powołuje się na „potrzebę międzynarodowej ochrony”, ponieważ ich kraje rodzime nie są w stanie im tego zapewnić. Raport Vera Institute z roku 2012 dowodzi, że co najmniej 40 procent zatrzymanych dzieci kwalifikuje się na jakąś formę prawnego zwolnienia od deportacji.
W poniedziałek sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa, Jeh Johson, podkreślił agresywną postawę, jaką administracja przyjmuje wobec kryzysu. „Nasz przekaz wobec tych, którzy przybywają tu nielegalnie: Nasza granica jest zamknięta dla nielegalnej imigracji”, oświadczył Johnson. „Podejmujemy szereg kroków w tym kierunku, w tym szybsze zawracanie ludzi”, zapowiedział.
To nieustępliwe podejście zbiega się w czasie z nakazem posłania 150 dodatkowych agentów patrolujących granicę wokół Rio Grande Valley, gdzie wiele dzieci przekracza granicę z Meksykiem. Administracja usiłuje również zwiększyć liczbę prawników imigracyjnych w celu szybszego rozpatrywania spraw.
Oprócz prób przyspieszenia procesów deportacyjnych nieletnich imigrantów, administracja podjęła kosztowną hiszpańskojęzyczną kampanię marketingową skierowaną na odstręczenie dzieci od podejmowania niebezpiecznej podróży do Stanów Zjednoczonych. Reklamy mają być emitowane ponad 6,000 razy w telewizji, radiu i na tablicach reklamowych w większych społecznościach latynoskich w Stanach Zjednoczonych, jak również w krajach Ameryki Łacińskiej, w tym Salwadorze, Gwatemali i Hondurasie. Mają ostrzegać przed niebezpieczeństwami podróży, która jest nieczęsto odbywana pod nadzorem płatnych przewodników, tak zwanych „coyotes”. Transport nieletnich stał się olbrzymim źródłem dochodu dla karteli przestępczych, które wymagają tysięcy dolarów opłaty w celu dopomożenia nieletnim w nielegalnym przekroczeniu granicy. Nowe reklamy ostrzegają rodziny i dzieci, które podejmą podróż przed ryzykiem handlu żywym towarem lub sprzedażą do przestępstw seksualnych, jak również deportacją.
Przekaz Białego Domu jest jasny: dzieci, które przekraczają granice nie mogą zostać. Ale prawo jest bardziej skomplikowane.
W niektórych przypadkach, Obama ma rzeczywiście związane ręce. Podczas gdy dzieci z Meksyku mogą łatwiej powrócić do kraju rodzinnego, dzieci z Salwadoru, Hondurasu i Gwatemali muszą być przetrzymywane dłużej i mieć szansę przedstawić swe powody dlaczego powinno im się pozwolić pozostać w Stanach. Podczas tego czasu dzieci są przetrzymywane w stałych ośrodkach, a nawet pozwala im się mieszkać z członkami rodziny, rodzinami zastępczymi czy amerykańskimi sponsorami. „Musimy postępować właściwie”, zapowiada Johnson.
Większość prawodawców na Kapitolu pozostaje jednakże sceptyczna uważając, że Obama nie robi wszystkiego co w jego mocy. Prezydent jest ostro krytykowany za odmowę złożenia wizyty w jednym z ośrodków przetrzymywania dzieci w Teksasie, gdzie są organizowane akcje zbiórki pieniędzy na cele nielegalnych nieletnich. Zdaniem gubernatora Teksasu, republikanina, Ricka Perry, wygląda na to, że prezydent nie jest zainteresowany w rozwiązaniu kryzysu o którym tak dużo mówi. Inni oskarżają Obamę za przesyłanie fałszywego sygnału sugerującego, że dzieci nielegalnie przekraczające granicę nie będą deportowane, jeśli pojawią się na ziemi amerykańskiej. Krytycy są zdania, że dekret prezydencki z roku 2012, który umożliwiał status stałego pobytu tak zwanym „marzycielom”, czyli dzieciom, które wkroczyły na teren Stanów nielegalnie ze swymi rodzicami, wzniecił płonne nadzieje imigrantów i wywołał mylne wrażenie, że mogą one pozostać tu na zawsze. Inni eksperci wierzą, że napływ dzieci do Stanów nie ma wiele wspólnego z prawem amerykańskim, a z niestabilnością w Ameryce Łacińskiej. Są też i tacy, w tym ja, którzy uznają, że nie chodzi tu o natychmiastową zmianę prawa imigracyjnego Stanów Zjednoczonych, a bardziej serc i umysłów na widok dzieci uciekających przed przestępczością i prześladowaniem. W tym wymiarze to co przez większość polityków jest postrzegane jako kryzys imigracyjny, czy jak kto woli humanitarny, jest przede wszystkim kwestią moralną.
Na podst. Slate, Washington Post, U.S. News & World Report, Fox News, Huffington Post, Think Progress, oprac. Ela Zaworski
'