Co dalej?
Trwają dyskusje po ostatnim, długim weekendzie, gdy w okresie zaledwie 3 dni zginęło od kul 11 osób, a 60 zostało rannych. To wynik wysoki nawet jak na Chicago. O konieczności zaostrzenia prawa i podjęciu dodatkowych działań przez policję mówią działacze społeczni, politycy i przywódcy religijni. Jedni wskazują na niezaradność administracji, inni na zbyt liberalne prawo. W czasie, gdy trwa wskazywanie palcami, na ulicach wciąż giną ludzie.
Jedną z pierwszych osób, która zabrała głos, był komendant miejskiego departamentu policji, Garry McCarthy. Po raz kolejny wskazał na konieczność zaostrzenia prawa w stosunku do osób posługujących się nielegalną bronią.
„Wszystko sprowadza się do broni: za dużo pojawia się jej w mieście, w którym kara za jej posiadanie jest zbyt niska” – stwierdził szef policji.
W opublikowanym oświadczeniu przypomniał, że jego departament zarekwirował w tym roku już ponad 3,300 sztuk nielegalnej broni, ale większość osób, którym ją odebrano znajduje się ponownie na ulicach, gdyż kary za takie przestępstwo są zbyt niskie.
“Nasze wysiłki nie ustaną aż wszyscy mieszkańcy Chicago poczują się bezpieczni. Jednak lepsze prawa są potrzebne, by zredukować liczbę nielegalnych pistoletów” – dodał McCarthy.
Mimo że wiele osób sugerowało, iż ostatni weekend był kolejnym przykładem niewystarczającej liczby policjantów pracujących w najbardziej niebezpiecznych dzielnicach, szef policji utrzymuje, iż źródłem problemu jest nielegalna broń. Tylko w ostatnią niedzielę doszło w mieście do 11 strzelanin z jej użyciem.
Osobne oświadczenie wydał burmistrz. Ocenił, że weekendowa przemoc jest nie do zaakceptowania i przed miastem jest sporo pracy.
“To nie do zaakceptowania i każdy z nas musi się temu przeciwstawić – napisał Rahm Emanuel – Jedyny sposób to połączyć siły i stworzyć partnerstwo dla pokoju”.
Wprawdzie Chicago wciąż notuje niższą liczbę ofiar śmiertelnych, niż w podobnym okresie ubiegłego roku, to jednak liczba przypadków użycia broni jest o 5 procent wyższa.
W drugiej połowie czerwca rada miasta jednomyślnie zatwierdziła plan burmistrza dotyczący sprzedaży broni w Chicago – jeden z najbardziej restrykcyjnych w kraju. Trudno przewidzieć, czy przyczyni się on do ograniczenia przestępczości, skoro zaledwie kilka mil od Chicago obowiązują całkowicie inne prawa – mówią przedstawiciele miasta.
Ostatnia fala morderstw z użyciem broni palnej zjednoczyła różne środowiska w Chicago. Grupa pastora Al`a Sharptona planuje zorganizowanie w Chicago specjalnej konferencji, a Jesse Jackson zarzuca władzom brak strategii walki z przemocą. Na portalach społecznościowych pojawiło się wiele stron poruszających temat naprawy Chicago, gdzie wypowiadają się tysiące mieszkańców.
Rahm Emanuel przekonuje, że odpowiedni plan istnieje, ale jego realizacja wymaga zaangażowania wszystkich stron. Ponowił on swój i szefa policji apel do władz Illinois o zaostrzenie kar dla osób zatrzymanych z nielegalną bronią palną oraz skazanych za jej użycie.
Politycy w Springfield zareagowali tym razem dość szybko. Postanowiono powołać specjalną Komisję dwupartyjną mającą zająć się proponowanymi przez władze Chicago zmianami prawa, głównie jego zaostrzeniem.
O tym, że obniżenie przestępczości w Chicago możliwe jest tylko poprzez podniesienie minimalnych wyroków za posiadanie i posługiwanie się bronią palną przekonują od ponad roku Garry McCarthy oraz Rahm Emanuel. Sprzyja im wielu polityków stanowych, w tym członek Izby Reprezentantów, Mike Zalewski, który przedstawił już wiele miesięcy temu odpowiednią propozycję zmiany prawa. W odpowiedzi stanowy Departament Więziennictwa zaprezentował dane, które miały uświadomić wszystkim stronom związany z tym koszt. W okresie najbliższych 10 lat podatnicy wydaliby prawie miliard dolarów na utrzymanie dodatkowych 3,860 osób skazanych w wyniku zaostrzenia prawa w Chicago. W obliczeniach posłużono się sumą 21 tysięcy dolarów, jaka potrzebna jest na roczne utrzymanie więźnia. Do tego doliczono koszt budowy nowych zakładów penitencjarnych, gdyż obecne nie sa w stanie pomieścić już dodatkowych osób. W tej chwili przebywa w nich 49 tysięcy skazanych. Możliwe jest również przywrócenie do użytku zamkniętych w ramach oszczędności więzień, ale koszt takiej operacji nie byłby dużo niższy od budowy nowych.
Większość zwolenników zaostrzania prawa przyjmuje te dane do wiadomości, jednak uważa, że nie można nakładać ceny na bezpieczeństwo. Pomoga im w tym raport opublikowany przez University of Chicago, w którym stwierdza się, że koszt społeczny przebywania takich osób na wolności jest znacznie wyższy od założeń Departamentu Więziennictwa. Naukowcy z University of Chicago obliczyli, że 60% aresztowanych i nie osadzonych w więzieniach, w okresie zaledwie roku dokonywało kolejnego, poważnego przestępstwa. Koszt dla społeczeństwa był więc pięciokrotnie wyższy od ewentualnego zaostrzenia prawa i znalezienia funduszy na utrzymanie w więzieniach skazanych w jego wyniku osób.
Ostatnia propozycja zgłoszona w Springfield i odrzucona przez legislatorów przewidywała podniesienie minimalnej kary za popełnienie przestępstwa z użyciem nielegalnej broni z obecnego roku do pięciu lat. Poza tym skazane osoby musiałyby odsiedzieć minimum 85% wyroku bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Każdy krwawy weekend podobny do ostatniego wpływa na zmianę opinii kolejnych polityków związanych z Chicago i zasiadających w stanowym Kongresie. Zwolenników zaostrzenia przepisów przybywa, jedynym problemem do rozwiązania pozostaje źródło finansowania zmian.
RJ
'