„Prowadź mię tedy, Zeusie, i ty, Przeznaczenie,
Rad pójdę i bez zwłoki na wasze skinienie,
Jaką w życiu mi losy wyznaczyły, drogą:
Bunt – zbrodnią, iść – konieczność, skargi – nie pomogą…
(fragment z hymnu Kleantesa)
„Akceptując swoją ROZUMNOŚĆ – (stoik) akceptuje zarazem świat, swój los i swoje przeznaczenie, unikając w ten sposób porażek i klęsk, wyzwalając się od motywów irracjonalnych: namiętności i pożądań niosących nieuchronne cierpienie.
To cierpienie jest istotowo związane u stoików właśnie z irracjonalnym podejściem do naszego życia, z brakiem dystansu i nieumiejętnością właściwego myślenia (oceniania), a w istocie z brakiem odwagi w tymże /sapere aude/. Ta nieumiejętność, ten brak wynikający z poddania się irracjonalnemu paradygmatowi istnienia, który może być definiowany przez bycie motywowane i sterowane emocjami, nastrojami, magią, przeczuciami, iluzjami czy wyobrażeniami – prowadzi nas ku niejasnemu, niezdefiniowanemu i nieokreślonemu bliżej poczuciu niepokoju, niezadowolenia, niespełnienia i frustracji – co skazuje nas na istnienie w trwodze. Trwoga, to niejasne i kompletnie irracjonalne doświadczenie, ma swoje korzenie właśnie w bojaźni wobec tego, co racjonalne, w strachu i braku odwagi w racjonalizowaniu tego co złe i tego co dobre dotyka nas z życiu.
Trwożymy się jednak po coś i w jakimś celu. W jakim? Ponieważ nic nie dzieje się bez przyczyny i bez sensu i wszystko w naszym stoickim świecie jest doskonałe musimy zrozumieć /sapere aude/, że jeśli nawet spada na nas nieszczęście, rozpacz, samotność, ból i desperacja to istotowo są one po to, by dopełnić, uzupełnić, zrównoważyć i ostatecznie pozwolić zaistnieć szczęściu, radości, ekstazie i miłości zgodnie z założeniem (już wcześniej omawianym), że nie ma radości bez smutku i szczęścia bez rozpaczy, a miłości bez nienawiści.
Trwoga jest zatem nadzwyczajnie korzystnym stanem ducha człowieka o tyle jednak, o ile nie kończy się dla nas na /bojaźni i drżeniu/, ale prowadzi nas ku spokojowi racjonalnej obojętności wobec przeciwieństw losu jaki na nas spada, albo raczej jaki nam (stoikom) z góry przeznaczono i któremu musimy, chcąc czy nie, podporządkować się.
„W chwilach szczególnego niebezpieczeństwa, zagrożenia życia lub braku perspektywy i nadziei odczuwamy szczególną grozę i bezradność, które wtrącają nas w rozpacz. Na tle tych uczuć zjawia się metafizyczny lęk – o własny byt, o byt w ogóle, o sens czegokolwiek; nazywa się go „bojaźnią”, „lękiem egzystencjalnym’ albo „właśnie TRWOGĄ. […] Znajdując się w stanie trwogi, nie potrafimy powiedzieć, o co się trwożymy; w tym sensie trwogę odróżnia się od strachu, który jest obawą człowieka przed czymś określonym. […] TRWOGA jest obawą przed nicością, […] uczuciem człowieka stojącego w obliczu własnej wolności.” (Słownik filozofii, s.236)
W przeciwieństwie do człowieka zatrwożonego, nieszczęśliwego; „człowiek szczęśliwy – to człowiek w pełni wyzwolony od pożądań i namiętności, kierujący się zawsze wskazaniami ROZUMU. Jest on istotą bez ziemskiej ojczyzny, bez własnego kraju, przyjaciół, rodziny… Każdy - jako dziecko boże – jest obywatelem świata, mieszkańcem kosmosu. Albowiem w skali praw wszechświata wszyscy ludzie są równi.” (Od Heraklita…s.85)
Stoicyzm zadziwia swą wieczną świeżością wiary (raczej pozbawionej transcendencji) w rozumowe (nie emocjonalne, nie magiczne, nie mistyczne) rozwiązywanie najważniejszych problemów człowieka i szukania na nie odpowiedzi zgodnie z horacjańskim zawołaniem „sapere aude” – miej odwagę myślenia!
W istocie - jakkolwiek jest to niebywale trudne w przeciwieństwie do tego, co mówił w swych /Rozmyślaniach/ Marek Aureliusz - „łatwo można odrzucić i zatrzeć wszelkie wyobrażenia wywołujące zamęt, zyskując od razu całkowitą pogodę”
Cesarz był najwyraźniej dobrze wprawiony w arkana technik stoickich, bo jak sami dobrze wiemy z codziennego doświadczenia fatalne dla nas sytuacje mogą dręczyć nas latami i często w ogóle nie jesteśmy w stanie nigdy ich wyplenić z naszej świadomości (pamięci), mimo usilnych prób i starań. Jak napisała o tym cytacie jedna ze współczesnych adeptek stoicyzmu:
„Może nie tak od razu. – Stoicyzm trzeba w sobie wyćwiczyć. To wymaga czasu, uwagi, koncentracji, cierpliwości. Nie jest łatwo przezwyciężyć własne pragnienia…(Emocje są jak zarazki)
Nie jest też łatwo opanować falę emocji, regulować i kontrolować zawartość naszej pamięci, zdystansować się do tego, co nas dotknęło, co było naszym udziałem, wydaje często wręcz niemożliwe by „ze stoickim spokojem” podejść do upokorzenia, którego doświadczyliśmy ze strony drugiego człowieka, czy bólu spowodowanego rozstaniem. Śmierć kogoś bliskiego, rozpacz samotności, bezradność, odrzucenie czy lekceważenie mogą nas obezwładnić. Mogą pozbawić nas umiejętności „odważnego myślenia” /sapere aude/ - spowodować, że nie będziemy w stanie zracjonalizować i tym sposobem „oswoić” dramatycznej dla nas sytuacji. Stoicy powiedzieliby oczywiście, że taka dramatyczna skrajność nie ma sensu, bo przecież obcujemy tylko z wyobrażeniami rzeczy i wydarzeń, na które do tego wszystkiego nie mamy żadnego wpływu. Jak możemy zmienić fakt, że ktoś umrze, ktoś nas porzuci, czy upokorzy? Jedynie przemyślana akceptacja tego, co nas dotyka pozwoli nam osiągnąć stan /apatii/.
„Nam apatia kojarzy się z czymś depresyjnym, dla stoików oznaczała drogę do zadowolenia z życia. W starożytnym sensie tego słowa kryła się filozoficzna mądrość. Chodziło o wolność, niezależność, niepodległość (…) apatia nie wyklucza empatii.” (Emocje są…)
Stoicy uprawiali na swe potrzeby uzgodnienia i ujednolicenia kontrowersyjnej natury swego nauczania bardzo intensywną i mającą znaczne konsekwencje u późniejszych myślicieli i filozofów teodyceę – skoro wszystko jest doskonałe, nic nie jest w naszym i świata istnieniu przypadkiem, skoro żyjemy w jedynie doskonałym, /najlepszym z możliwych światów/ – to dlaczego śmierć, cierpienie, płacz i zgrzytanie zębów musi nas dotykać?
„To prawda, że poszczególne rzeczy zdają się niedoskonałe, ograniczone i złe. Ale istnieją one nie same dla siebie, lecz dla całości. Ich pozorna niedoskonałość jest w rzeczywistości korzystna o konieczna dla losów świata. Nie może być przecież dnia bez nocy, męstwa bez tchórzostwa, prawdy bez fałszu, cnoty bez występku. To właśnie niedoskonałość poszczególnych rzeczy składa się na doskonałą całość, na jej wewnętrzną harmonię, pełnię, wszechstronność.
Jeśli spojrzysz na siebie jako na człowieka będącego cząstką pewnej całości – podkreśla Epiktet – wypadnie tobie, dla dobra tejże całości, raz zachorować, raz znowu podróżować morzem i narażać się na niebezpieczeństwa, raz zaznać zmartwienia, a nawet umrzeć przed czasem.” […] Problem zła (w świecie) nie jest problemem świata i jego organizacji, lecz określonego stosunku człowieka do otaczającej go rzeczywistości. (Od Heraklita…s.82)
Zbyszek Kruczalak
'