Publikujemy 89 część wykładów księdza profesora Józefa Tischnera.
DUCH I MATERIA
Sprawą o niezmiernej doniosłości stało się ostatnio pytanie: czy duch nie może być wytworem materii? Czy duch nie pojawia się jako nowa /jakość/ w wyniku ewolucji komórek mózgowych? Obserwujemy przecież niemal na każdym kroku zależność zjawisk /psychicznych/ od zjawisk /fizjologicznych/.
Pytania te są bardzo doniosłe. Nie mogę tutaj na nie wystarczająco odpowiedzieć. Czy jednak przynajmniej niektóre z nich nie zostały źle postawione?
W sprawie stosunku ducha do ciała pisał Bergson:
„Że jest solidarność między stanem świadomości, a mózgiem to nie ulega kwestii, lecz jest także solidarność między ubraniem, a gwoździem, na którym on wisi, albowiem gdy wyrywam gwóźdź, ubranie spada. Czyż powiemy dlatego, że kształt gwoździa zarysowuje kształt ubrania, lub też pozwoli nam go przeczuć w jakikolwiek sposób?”.
Aby rozstrzygnąć postawione pytanie, trzeba by rozwiązać następujące zagadnienia: najpierw zagadnienie związku przyczynowego.
Czy związki przyczynowe obserwowane w świecie zewnętrznym mogą być przenoszone na świat wewnętrzny? Czy mamy prawo mówić, że materia /wytwarza/ ducha, jak mówimy, że ogień /wytwarza/ dym? Ogień i dym są związane wspólną przestrzenią. Jaka przestrzeń wiąże świadomość i ciało?
Po drugie, trzeba zapytać, czy świadomość jest rzeczywiście tylko /jakością/? A może słowo /jakość/ to tylko metafora? Jakie nierozwiązane problemy pokrywa się tą metaforą? A może jest tak, że tezę o /wytwarzaniu ducha przez ciało/ wysuwa się na tej zasadzie, iż uprzednio popatrzyło się na jedno i drugie przez pryzmat /jednej i tej samej metody/?
Duch wydał się /pokrewny/ materii, a materia /pokrewna/ duchowi, ale całe pokrewieństwo bierze się wtedy ze wzmiankowanej wyżej /dziurki od klucza/, poprzez którą patrząc, uzyskuje się wizję świata podobnego do olbrzymiego klucza! Trzeba by zatem na jedno i drugie popatrzeć jakoś /od zewnątrz/, ale czy to właśnie jest możliwe? Sami jesteśmy tym, na co patrzymy. Patrząc na siebie nie przestajemy być sobą, więc może całe zagadnienie jest po prostu źle postawione?
PROLEGOMENA CHRZEŚCIJAŃSKIEJ FILOZOFII ŚMIERCI
Często mówi się o filozofii czynu, ale rzadziej mówi się o czynie jako wyrazie filozofii. Tymczasem nie ma w tym żadnej wewnętrznej sprzeczności, by filozofię wyrażać nie tylko poprzez logicznie uporządkowane zespoły słów, ale także poprzez logicznie uporządkowane czyny. Może się zatem zdarzyć taka sytuacja, w której filozof świadomy ścisłego zespolenia własnego życia z własną filozofią w pewnym momencie przestaje rozprawiać na temat własnego zagadnienia, a decyduje się po prostu działać według logiki własnej filozofii. My zaś chcąc wniknąć w jej tajemnice musimy z równą uwagą pochylić się nad słowem jak i nad życiem filozofa.
Ścisła korelacja między myślą, a czynem filozofa nie zawsze jest, rzecz jasna, możliwa. Nie mniej w przypadku, który nas za chwilę będzie interesował, możemy tę korelację założyć bez żadnych zastrzeżeń. Mamy bowiem na myśli Jezusa i jego /filozofię/ śmierci. Natrafiamy tutaj na dwa momenty usprawiedliwiające zajęcie takiej właśnie, a nie innej postawy badawczej.
Logicznie uporządkowany czyn umierania i niemal zupełne milczenie na temat jego znaczenia czy sensu. Może jednak zaskakujące wydaje się czytelnikowi to, że mówię o filozofii właśnie w przypadku Jezusa, którego trudno przecież zaliczyć do grona filozofów. Nie sądzę jednak, aby pojęcie to było tutaj bezpodstawne, a tym bardziej krzywdzące. Każdy człowiek ma jakąś ogólną koncepcję rzeczywistości i własnej sytuacji w tej rzeczywistości, miał ją zatem także Jezus. Gdy potraktujemy ją w oderwaniu od uzasadnień, na których subiektywnie spoczywała i w oderwaniu od praktycznych wskazań, jakie wysuwała w kierunku innych ludzi, znikną wszelkie rzeczowe powody traktowania jej jako afilozoficznej. Wtedy też natrafimy na takie jej rozdziały, których wyrazem będzie w pierwszym rzędzie czyn Jezusa, a słowo tylko drugorzędnie. Dotyczy to właśnie koncepcji śmierci. Albert Camus pisał:
„Jezus przyszedł, aby rozwiązać dwa podstawowe problemy człowieka – zła i śmierci”
Rozwiązanie problemu śmierci miało się miedzy innymi dopełnić przez akt śmierci przyjętej dobrowolnie, ale akt taki nie byłby możliwy, gdyby Jezus nie dysponował jakąś mniej lub bardziej jednoznaczną koncepcją śmierci w ogóle, a koncepcją własnej śmierci w szczególności, która mogłaby usprawiedliwiać podjęty wybór.
W niniejszym eseju podejmuję próbę wyeksplikowania i sprecyzowania momentów najbardziej charakterystycznych tej właśnie koncepcji śmierci. Nie chodzi zatem o interpretację całego czynu rozwiązującego problem zła i śmierci, lecz o samą koncepcję śmierci, stanowiącą jeden z korzeni owego czynu. Zjawia się ona jako intencjonalne założenie faktu śmierci Jezusa stawiając nas tym samym w obliczu szczególnego przypadku filozofii śmierci samą śmiercią pisanej.
Zanim jednak będę mógł dotknąć tego zagadnienia, trzeba mi przedstawić w ogólnym zarysie szereg spraw związanych z filozofią śmierci w ogóle. Najpierw kilka uwag porządkujących terminologię.
W przypadku ludzkiego umierania natrafiamy na charakterystyczne przeciwstawienie dwu istotowo ze śmiercią człowieka związanych momentów – sensu /niem. SINN/ i znaczenia /niem. BEDEUTUNG/ śmierci. Śmierć może dla człowieka przybierać różne znaczenia, na przykład znaczenie heroiczne, gdy człowiek umiera za ojczyznę, znaczenie męczeńskie, gdy daje świadectwo prawdzie, może stanowić proste odejście od kłopotów tego życia, niemniej w doborze znaczeń własnej lub cudzej śmierci nie jesteśmy całkowicie swobodni.
Pewne znaczenia są z góry wykluczone przez to, czym ŚMIERĆ JEST.
„Odejście jednych może być uznane za lepsze, drugich za gorsze, pisze Seneka, ale sam zgon jest jednaki dla wszystkich. To /przez co/ kończą przedstawia się różnie. To /na czym/ kończą jest jedno”.
Chciałoby się poprawić Senekę: to, że kończą, jest jedno, to jak kończą jest różne. Oznacza to, że u podstaw wielorakich, choć nie dowolnych znaczeń śmierci leży jej obiektywny sens, sens wspólny wszystkim umierającym ludziom, który wyznacza zobowiązująco obszar możliwych do nadania znaczeń. To że śmierć jest na przykład zjawiskiem samym w sobie tragicznym, przynależy do jej sensu, a to że może ona niekiedy sprawić komuś radość wynika z jej szczególnego znaczenia.
Zbyszek Kruczalak
'