----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 sierpnia 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Wybierając się na słoneczną plażę zabieramy ze sobą krem do opalania z filtrem ochronnym. Przynajmniej niektórzy tak robią. Służyć ma on ochronie naszej skóry, przez co wydłuża nam życie...jest podobno bardzo istotny w procesie bezpiecznej, stopniowej zmiany barwy naszego ciała. W sklepach mamy spory wybór kremów i olejków tego typu, wszystkie opatrzone numerami. Buteleczki i słoiczki te stoją zwykle w dziale kosmetycznym, choć powinny znajdować się obok lekarstw. Tak je bowiem klasyfikuje FDA, która również pilnuje, by w ich składzie nie znalazły się żadne niepożądane substancje. Mamy oczywiście na myśli nielegalne składniki i to już w pewien sposób powinno zwrócić naszą uwagę podczas zakupów. Zrobiłem to i postanowiłem podzielić się dziś kilkoma spostrzeżeniami. Niektóre informacje mają zabarwienie komiczne, choć jest to całkiem przypadkowe.

Oderwałem się na chwilę od politycznych i gospodarczych doniesień agencyjnych i poświęciłem studiowaniu tematu kremów do opalania po przeczytaniu krótkiej wiadomości o działaniach naszego Kongresu. Nie żałuję, bo temat fascynujący.  Otóż nieprawdą jest, że nasi politycy obradują od miesięcy bezowocnie, tylko się  kłócą i nie potrafią podjąć żadnej decyzji. Zanim rozjechali się w sierpniu na zasłużone wakacje przegłosowali przynajmniej jeden, bardzo istotny akt prawny. Jego pełna nazwa brzmi Sunscreen Innovation Act. Miliony miłośników słońca i plaż powinny teraz uśmiechnąć się, odtechnąć z ulgą i dorzucić parę groszy do swoich emerytalnych oszczędności. Dzięki operatywności polityków będą żyć kilka lat dłużej. Ale tylko jeśli teraz są bardzo młodzi, bo zanim ta biurokratyczna maszyna ruszy i pojawią się jakiekolwiek konkrety minie jeszcze sporo czasu. Tak, wciąż tematem są kremy do opalania z filtrem.

Amerykanie używają do ochrony swej skóry znacznie gorszych produktów, niz reszta świata. Ostatni raz przepisy regulujące dopuszczalny skład kremów przeciwsłonecznych były uzupełnione za czasów prezydenta Clintona, w 1997 r. Od tego czasu sporo się zmieniło. Mamy telewizję HD, smartfony, elektryczne samochody, żywność organiczną, a Bogusław Linda nie jest już największym twardzielem filmowym. Powstało też sporo nowych środków i związków chemicznych, które akurat w tym przypadku są zdrowsze, bardziej skuteczne. Po prostu lepsze. Niestety, u nas niedostępne. Można je kupić nie tylko w całej Europie, Ameryce Południowej, czy Azji, ale też w każdym sklepiku na plaży w kraju afrykańskim z dostępem do jakiejkolwiek wody. Nie można ich za żadną cenę dostać w USA. Nawet Time Magazine poświęcił nieco miejsca temu tematowi w ubiegłym miesiącu, wyliczając osiem nowych składników kremów przeciwsłonecznych, które są bezpieczne, lepsze i używane na całym świecie z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Wszystko przez nadopiekuńczość FDA i lenistwo polityków, którzy nie są w stanie uporządkować podstawowych spraw. Chodzi o zmianę klasyfikacji tych kremów na kosmetyki. Obecnie, ponieważ są uznawane za lekarstwa, proces jakichkolwiek zmian trwa wieczność, a zatwierdzenie jakiegokolwiek składnika podlega również komórce zajmującej się środkami odurzającymi i narkotykami. Tak, kremy do opalania są częścią szeroko rozumianej War on Drugs, która wprawdzie dobiega końca, ale ostatni żołnierze jeszcze dzielnie walczą. Dla głęboko wierzących w niezawodność systemu zatwierdzania lekarstw powinien to być dowód na to, jak czasami nadmierna biurokracja zamiast nas chronić, skraca nam życie.

Podpisana przez Kongres ustawa nie zmienia klasyfikacji kremów do opalania. Wciąż należą do kontrolowanych lekarstw, a nie powszechnych kosmetyków. Pozwala jedynie FDA na rozpoczęcie procesu zatwierdzania nowych składników. Mamy tu kolejny absurd, bo jak można coś używanego od ponad 10 lat przez resztę świata nazwać nowością.

Jak to ostatnio często bywa mieliśmy dwa projekty ustawy. Jeden stworzony przez Izbę Reprezentantów i przyjęty w niedawnym głosowaniu. Drugi był wersją senacką, która rozwiązywała problem raz na zawsze usuwając kremy do opalania z listy stworzonej dla morfiny, marihuany, kokainy i haszyszu. Oczywiście wybrano wersję lepszą, czyli dla nas, miłośników plaż, gorszą. Niczego innego się nie spodziewałem.

Przy okazji mamy tu kilka nieścisłości. W 2002 roku FDA zreformowała system zatwierdzania lekarstw sprzedawanych bez recepty. Postanowiono, że jeśli świat używa czegoś przez pięć lat bez problemów, to Amerykanie tez mogą. Kremy przeciwsłoneczne najwyraźniej okazały się wyjątkiem. Oczywiście za bałagan i opóźnienia nikt nie chce przyjąć odpowiedzialności. FDA tłumaczy, że nie daje sobie ze wszystkie rady, bo ma za mało pracowników. Jasne.

Dodajmy jeszcze, że według informacji dostępnych na stronie Centers for Disease Control and Prevention, rak skóry jest najczęściej występującą w USA odmianą nowotworu i obraz będzie pełny.

Kiedy czytam o czymś tak prostym, jak kremy i olejki do opalania, zaczynam wierzyć, że gdzieś głęboko zagrzebane w biurokratycznych trzewiach FDA leżą dokumenty i wyniki testów lekarstw na wiele groźnych i na razie śmiertelnych chorób. Jakoś przestaję ufać w zapewnienia, że proces musi być tak długi. Musi być dokładny, zgoda. Często zabiera to kilka lat. Ale wiemy o przypadkach środków, których przez 30 lat nie dopuszczano do sprzedaży, bo albo ich twórcy nie mieli wystarczająco dużo pieniędzy, albo konkurencja sprzedająca co innego miała ich zbyt wiele. Myślę, że nowych kremów nie powinniśmy się spodziewać na półkach sklepowych zbyt szybko i powinniśmy zrozumieć, że to w ramach ochrony naszego zdrowia.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor