W ubiegły piątek Światowa Organizacja Zdrowia formalnie ogłosiła epidemię wirusa Ebola w Afryce Zachodniej jako sytuację nadzwyczajną dla zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym. Szefowa WHO, dr. Margaret Chan nazwała ją „największym, najpoważniejszym i najbardziej kompleksowym wybuchem zachorowań” w niemal czterdziestoletniej historii rozwoju tej śmiertelnej choroby. Organizacja wstrzymała się wprawdzie przed wezwaniem do zakazu podróży czy handlu międzynarodowego, ale przyznała, że epidemia, która trwa już szósty miesiąc, pozostaje nieokiełznana. Według szacunków WHO, wirusem Ebola zostało zarażonych ponad 1,800 osób czterech krajach Zachodniej Afryki, a ponad 1,000 zmarło.
Organizacja Lekarze bez Granic nawołuje do masowego napływu specjalistów w zakresie opieki medycznej do krajów dotkniętych epidemią. „Ludzie tracą życie, bo reakcja jest zbyt powolna”, brzmi oświadczenie organizacji. „Kraje dotknięte epidemią po prostu nie posiadają we własnym zakresie możliwości do opanowania epidemii na taką skalę”, dodała szefowa WHO. Organizacja poleciła, by we wszystkich krajach, w których epidemia się rozwinęła, pasażerów na lotniskach międzynarodowych, portach i ośrodkach komunikacyjnych poddawać badaniom na obecność choroby i uniemożliwić podróż każdego podejrzanego o zachorowanie.
Ta deklaracja miała na celu przedstawić bardziej agresywne podejście do epidemii. W przeszłości organizacja często uległa presji ze strony krajów członkowskich żądając, by nie stosowano restrykcji nawet, kiedy epidemia szalała w ich obrębie, a niekiedy poza ich granicami. Jednakże eksperci zdrowia pozostają sceptyczni co do reakcji społeczności międzynarodowej. „Deklarowanie wirusa Ebola jako sytuacji nadzwyczajnej ukazuje powagę z jaką WHO traktuje obecny wybuch epidemii, ale oświadczenia nie uratują życia”, skomentował dr. Bart Janssens, dyrektor Lekarzy bez Granic. „Jest jasne, że epidemia nie zostanie opanowana bez masowego napływu lekarzy na tych terenach”, wyjaśnia.
Według statystyk opublikowanych przez agencję w ubiegły piątek, od marca wirus spowodował śmierć 961 osób. Większość przypadków śmiertelnych nastąpiła w Gwinei, Liberii i Sierra Leone, ale 13 zachorowań odnotowano w Nigerii, w tym dwa wypadki śmiertelne, po tym jak doszło do zarażenia przez pasażera z Liberii. Ogólna liczba potwierdzonych zachorowań, włączając przypuszczalne, podejrzane i śmiertelne przypadki w regionie wynosi 1,779.
„Skoordynowana międzynarodowa reakcja jest uważana za niezbędną aby zatrzymać i cofnąć rozprzestrzenianie się wirusa Ebola”, głosi oświadczenie organizacji WHO przyjęte po dwudniowym spotkaniu komitetu kryzysowego w następstwie wybuchu epidemii. Organizacja wydawała podobne deklaracje w czasie wybuchu epidemii świńskiej grypy w roku 2009 i polio. Ale eksperci do spraw zdrowia są zdania, że oświadczenie w sprawie polio nie odwróciło ani nie spowolniło rozwoju epidemii.
Oświadczenie WHO w kwestii wirusa Ebola nastąpiło w kilka miesięcy po tym jak po raz pierwszy został on zdiagnozowany w marcu w Gwinei. Doktor Janssens uważa, że do pogorszenia sytuacji i opóźnienia interwencji przyczyniło się kilka czynników, w tym negowanie epidemii przez władze dotkniętych krajów i zbyt wolne uznanie powagi kryzysu przez społeczność międzynarodową.
W odróżnieniu od poprzednich epidemii wirusa Ebola, do których doszło w izolowanych krajach, obecna epidemia wybuchła na terenach, gdzie panuje większy ruch, wolność poruszania się i kwitnie handel, co ułatwia rozprzestrzenianie się choroby, wyjaśnia doktor Janssens. Dotknięte nią kraje, w których infrastruktura zdrowotna jest bardzo słaba, nie posiadają zdolności skutecznej interwencji. „Od lutego do maja słyszeliśmy tylko „nie ma problemu”, doktor Janssens opisuje reakcję ze stronu administracji rządowych krajów, w których epidemia oryginalnie wybuchła, „ale w tym czasie choroba rozprzestrzeniła się na wiele małych społeczności z dala od epicentrum”. Liberia, która obserwowała to co się dzieje w Gwinei i Sierra Leone, zareagowała bardzo szybko, ale nie miała możliwości opanowania epidemii i obecnie boryka się z rozwojem wirusa w stolicy kraju, Monrowii.
Międzynarodowa reakcja również była słaba, ocenia doktor Janssens, wskazując, że organizacja Lekarze bez Granic już poprzednio nawoływała do intensyfikacji międzynarodowego wsparcia i ostrzegała przed rozpanoszeniem się epidemii. Przedstawiciele regionalnych biur WHO w znaczący sposób przyczynili się do tego zaniedbania w pierwszych dwóch czy trzech miesiącach, dywaguje doktor Janssens. „Przyjęli taką samą postawę zaprzeczenia jak i rządy krajów dotkniętych epidemią”, oświadczył Janssens.
Z kolei szefowa WHO uważa, że organizacja była „bardzo przeciążona” w reakcji na epidemię. Od wybuchu choroby przez region przewinęło się 420 międzynarodowych pracowników, a w ostatnim tygodniu pracowało 141 osób, nie licząc osób zatrudnionych tam na stałe, informuje rzecznik agencji, Gregory Hartl. „Potrzeba setek pracowników”, stwierdził zauważając, że Światowa Organizacja Zdrowia wezwała w ubiegłym tygodniu o fundusze w wysokości $100 milionów. Częścią wyzwania jest znalezienie osób z właściwym doświadczeniem, na przykład w świadczeniu opieki w przypadku gorączki krwotocznej.
Światowa Organizacja Zdrowia wśród niepokojących czynników, które przyczyniły się do rozprzestrzenienia się epidemii wymieniła zjadliwość wirusa, intensywność transmisji i słaby system zdrowotny w krajach dotkniętych i zagrożonym wirusem. Według oświadczenia z ubiegłego tygodnia, kraje walczące z kryzysem napotykają szereg wyzwań, w tym nieporozumienia dotyczące choroby wśród wysoce mobilnych społeczności. Wysoka liczba infekcji została wykryta wśród pracowników służby zdrowia, wskazując na „nieadekwatną kontrolę infekcji w wielu klinikach”, informuje oświadczenie WHO.
Jej rzecznicy wierzą, że epidemia może zostać opanowana. „To nie jest jakaś tajemnicza choroba”, stwierdził dr. Fukuda z WHO. „Jest to choroba zakaźna, która może zostać opanowana. To nie jest wirus, który przenosi się w powietrzu”.
Szefowa Chan wyraziła nadzieję, że piątkowa deklaracja skłoni przywódców krajów dotkniętych epidemią do działania. „Nie można tego dokonać tylko przy pomocy ministrów zdrowia”, stwierdziła. W ubiegły piątek Nigeria ogłosiła stan pogotowia nalegając by szkoły przedłużyły wakacje, a przywódcy religijni unikali masowych zgromadzeń, które mogłyby ułatwić rozprzestrzenienie się choroby, poinformowały agencje prasowe.
Tymczasem epidemia wirusa Ebola w Zachodniej Afryce jest tak niekontrolowana, że rządy dotkniętych nią krajów rewidują taktyki leczenia, wprowadzając tak zwane „kordony sanitarne”, które nie były w użyciu od niemal stulecia. Kordony, popularne w średniowieczu w czasie czarnej śmierci, nie były stosowane od zamknięcia granicy pomiędzy Polską i Rosją w roku 1918 w celu zatrzymania epidemii tyfusu. Setki lat temu wszyscy, którzy znajdowali się w granicach kordonu byli pozostawieni samym sobie.
Plany wprowadzenia kordonów sanitarnych zostały ogłoszone 1 sierpnia podczas spotkania w Conakry w Gwinei przez stowarzyszenie zrzeszające trzy kraje najbardziej dotknięte wirusem: Gwineę, Sierra Leone i Liberię. Plan zakładał odizolowanie trójkątnego rejonu, w którym trzy kraje graniczą ze sobą, gdzie wykryto 70 procent przypadków zachorowania. Wojska rozpoczęły zamykanie granic w Liberii i Sierra Leone w ubiegłym tygodniu. W poniedziałek liczbę zachorowań w regionie szacowano na 1,848 i 1,013 przypadków śmiertelnych, według Światowej Organizacji Zdrowia. Wielu ekspertów jest jednak zdania, że rzeczywista liczba zarażeń jest znacznie wyższa, ponieważ rodziny mieszkające w odległych wioskach unikają szpitali i ukrywają ofiary.
Eksperci z Center for Disease Control and Prevention, którzy służyli radą krajom dotkniętym epidemią, uważają, że te strategie mogą być skuteczne w zatrzymaniu rozwoju choroby, pod warunkiem, że będą wykorzystane w sposób humanitarny. „Mogą działać”, oświadczył doktor Martin S. Cetron, ekspert do spraw kwarantanny z Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób. „Ale istnieje niebezpieczeństwo, że nie będą skuteczne, jeśli nie zostaną zastosowane w sposób etyczny, skomentował. Po prostu pozwolić, by choroba wygasła i wziąć pod uwagę cenę kontrolowania tego – nie żyjemy już w takich czasach. I jak tylko przypadki znajdą się pod kontrolą, należy ograniczyć restrykcje”, wyjaśnił doktor Cetron.
Eksperci podkreślają, że każdy kordon musi zagwarantować transporty żywności, wody i opieki medycznej do osób znajdujących się w jego granicach. W Sierra Leone, duże sekcje dystryktów Kailahun i Kenema zostały odcięte przez blokady militarne. Żołnierze sprawdzają dokumenty tożsamości i mierzą temperaturę ciała tych osób, które próbują się wydostać lub wejść. W Liberii podobne restrykcje zostały nałożone na tereny na północ od stolicy, Monrowii. Nigeria nie stosuje tych taktyk, ponieważ jej stosunkowo słaby wybuch choroby znajduje się w odległości setek mil. Wszystkie 10 przypadków znajdują się w Lagos, stolicy finansowej i wszystkie są ewidentnie związane z Liberyjczykiem pochodzenia amerykańskiego, który przybył tam samolotem i później zmarł.
Wewnątrz otoczonego kordonem rejonu Sierra Leone i Liberii zaniepokojeni mieszkańcy obawiają się głodu, bo ceny żywności wzrastają. Wielu farmerów zmarło, a handlarze nie mogąc podróżować nie zarabiają pieniędzy. Kiedy wprowadza się kordony sanitarne, „prawa humanitarne muszą być poszanowane”, oświadczył Gregory Hartl, rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia, który w ubiegłym tygodniu ogłosił stan międzynarodowego kryzysu zdrowotnego. Zapewnił, że agencja będzie współpracowac z World Food Program i innymi zagranicznymi agencjami zdrowia aby zapewnić dostawy żywności i potrzebnych towarów.
Tymczasem lekarz, który przewodził batalii przeciwko epidemii Ebola w Sierra Leone, Sheik Umar Khan, zmarł 29 lipca. Zespół ekspertów z organizacji Lekarze bez Granic i Światowej Organizacji Zdrowia zdecydował o tym, by nie podać zarażonego wirusem lekarzowi, który jest uznany za bohatera kraju, eksperymentalnego leku znanego pod nazwą Zmapp. Dawka leku, który nigdy nie był testowany na ludziach, została przesłana do Liberii, gdzie lekarze podjęli decyzję o aplikowaniu leku dwojgu amerykańskim pracownikom zdrowia. Obaj pacjenci: doktor Kent Brantly i Nancy Writebol, przeżyli i są obecnie leczeni w Emory University Hospital w Atlancie.
Dostarczenie eksperymentalnego leku, który jest dostępny w wyjątkowo ograniczonych ilościach, pracownikom zagranicznych służb zdrowia, wywołało kontrowersje etyczne wokół rozbieżności w leczeniu białych obcokrajowców i Afrykanów, którzy stanowią przeważającą rzeszę ofiar epidemii. Te wątpliwości spotęgowały się jeszcze bardziej po tym jak władze Hiszpanii potwierdziły, że lek Zmapp został podany 75-letniemu hiszpańskiemu misjonarzowi, który zmarł we wtorek po przewiezieniu z Liberii do Madrytu.
Dopiero we wtorek Światowa Organizacja Zdrowia zaaprobowała użycie nieprzetestowanego na ludziach leku Zmapp. Ale zarówno Zmapp, jak i innych eksperymentalnych leków jest tak mało, że kolejnym, politycznie uwarunkowanym pytaniem pozostaje to, kto je powinien otrzymać.
We wtorek rząd Liberii ogłosił, że otrzyma Zmapp po tym jak prezydent krju, Ellen Johnson Sirleaf zwrócił do Stanów Zjednoczonych z prośbą o dostawę leku. Będzie on zastosowany do leczenia dwóch lekarzy. Zarazem jednak producent leku, Mapp Biopharmaceutical poinformował, że dostawy leku zostały już wyczerpane.
Nie ma udokumentowanego leku czy szczepionki na wirusa Ebola, ale nowe badanie dowodzące, w jaki sposób wirus unieszkodliwia system immunologiczny zarażonego pacjenta może zainspirować potencjalne leczenie śmiercionośnego wirusa. „Wiedzieliśmy od dłuższego czasu, że infekcja wirusem Ebola blokuje ważny związek immunologiczny znany pod nazwą interferonu”, oświadczył doktor Gaya Amarasinghe z Washington University School of Medicine w komunikacie prasowym. „Obecnie wiemy już jak Ebola to robi, i to może sterować wynalazkiem nowych leków”, brzmi oświadczenie. Badanie to, w którym wzięli również udział badacze z Icahn School of Medicine w Mount Sinai i UT Southwestern Medical Center w Dallas, zostało opublikowane na portalu magazynu Cell Host & Microbe.
Kiedy infekcja atakuje organizm, związek pod nazwą interferonu wydaje alarm poprzez przesłanie informacji antywirusowej do jądra komórki, wywołując odpowiedź immunologiczną. Ten proces przekaźnikowy, który badacze porównali do „pasa awaryjnego” prowadzącego do jądra komórki, odgrywa zasadniczą rolę w pokonaniu infekcji wirusowej.
Do tej pory naukowcy nie wiedzieli, jak wirus Ebola zakłóca ten proces. Ale, jak się okazuje, wirus dołącza białko, określane mianem VP24, to antywirusowego przekazu interferonu, który uniemożliwia mu penetrację komórki w celu wywołania reakcji immunologicznej. Innymi słowy, Ebola zasłania pas awaryjny, który informowałby komórki o tym, że muszą się przygotować do walki z infekcją. „Jeśli użyjemy tę informację w badaniu do wynalezienia leku, który blokowałby tę funkcję wirusowego białka, to moglibyśmy uczynić naturalny system obronny organizmu bardziej skutecznym i pokonać w ten sposób infekcję” wyjaśnił Christopher Basler, profesor mikrobiologii z Icahn School of Medicine w Mount Sinai.
Tymczasem szpitale, w których leczeni są pacjenci zarażeni wirusem Ebola, podejmują nadzwyczajne środki ostrożności znacznie wykraczające poza rekomendacje ekspertów. Służby zdrowia w Charlotte, w Północnej Karolinie, nie wystawiają nikogo na ryzyko lecząc trzech misjonarzy, którzy powrócili do Stanów na początku tygodnia z Liberii. Wszyscy mieli kontakty z osobami zarażonymi wirusem Ebola. Jakkolwiek są zdrowi, to przebywają w kwarantannie na kampusie organizacji religijnej, dla której pracują.
Poddawanie kwarantannie osób, które były narażone na wirus Ebola, ale nie mają objawów zarażenia, jest środkiem wyjątkowym. Zarówno jednak pracodawca, jak i departament zdrowia publicznego uważają, że należy podjąć kroki zaradcze. „Chcemy być nadzwyczaj ostrożni”, zapowiada Stephen Keener, dyrektor medyczny Mecklenburg County Health Department, który wydał nakaz kwarantanny dla misjonarzy. Trójka misjonarzy pozostaje w odosobnieniu przez 21 dni od ostatniego kontaktu z osobami zarażonymi, co stanowi maksymalnie długi okres wylęgania w przypadku wirusa Ebola. Pacjenci przebywają w pojazdach rekreacyjnych na 90-akrowym kampusie wraz z innymi misjonarzami i dziećmi, którzy również przebywali w Liberii, ale nie mieli kontaktu z wirusem.
Przedstawiciele służb zdrowia i lekarze robią co mogą aby zapobiec rozprzestrzenieniu największej epidemii wirusa Ebola. Śmiertelny charakter wirusa, który zabił już 54% zarażonych w czasie obecnego ataku i 90% w poprzednich epidemiach, w pełni uzasadnia wyjątkowe środki ostrożności.
Na podst. The New York Times, Huffington Post, The Wall Street Journal,
oprac. Ela Zaworski
'