Dorastając zawsze wiedziałem, że gdzieś w pobliżu są dorośli, którzy pomogą w rozwiązaniu pojawiających się problemów, podejmą właściwą decyzję, wykażą się rozsądkiem i wiedzą. Najpierw byli to rodzice, którym zawsze można było zaufać. No i oczywiście dziabki, czyli dziadek i babcia. Później zacząłem dostrzegać kolejne osoby. Pojawili się nauczyciele, różne znane osoby z telewizji, pani sprzedająca słodycze w sklepie. Jak mówiła, żebym nie zjadł całej paczki krówek w drodze do domu, to nie jadłem całej, zawsze choć jedną doniosłem. Na pewno miała rację...
Kiedy już nieco sam podrosłem, ale wciąż prowadziłem beztroskie życie nastolatka, wiedziałem, że świat jest bardziej skomplikowany, jednak w dalszym ciągu ufałem starszym, czyli automatycznie mądrzejszym. Mogłem spać spokojnie zostawiając świat w ich rękach. I tak to się kręciło przez jakiś czas.
Nawet już po zmianie kontynentów zbytnio się nie martwiłem, bo przecież prezydent USA to facet mający sporo wiedzy i możliwości, a jego przyboczni też niegłupi. Ciągle byłem od nich młodszy i ciągle miałem inne sprawy na głowie...
Od pewnego czasu ogarnia mnie jednak momentami niepokój, że chyba nie wszystko jest tak, jak sobie to wyobrażałem. Prezydent mógłby być moim trochę starszym kolegą ze szkoły, a dla wielu polityków zasiadających w Kongresie mógłbym nim być ja. Okazuje się również, że z wielu przedmiotów w szkole pewnie uzyskałbym lepsze stopnie, choćby z matematyki. Bo potrafię jakoś zapanować na domowym budżetem bez popadania w astronomiczne długi, a oni z tym dodawaniem i odejmowaniem mają problemy. W końcu budżet kraju to prawie to samo, tylko nieco więcej zer. Jest to w sumie proste: jak się wyda co się ma, to się przestaje kupować. Jak się pojawia niespodziewany wydatek, to się pożycza, ale spłaca dług przed kolejną pożyczką. Jeśli nie matematyka, to jest jeszcze kilka innych przedmiotów, w których nie radzą sobie najlepiej. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej martwię się o przyszłość. Wiem już na pewno, że świata w ich rękach zostawić nie mogę. Byłoby to zachowanie bardzo nieodpowiedzialne.
Wraz z wiekiem dotarło do mnie, że ludzie wybrani i mianowani na jakieś stanowiska głupi nie są. Większość, choć nie wszyscy, ma za sobą lata nauki. Jest to wiedza bardzo głęboka, zwłaszcza gdy chodzi na przykład o członków Sądu Najwyższego. Jest to jednak wiedza książkowa, która w normalnych życiowych sytuacjach, zwłaszcza w konfrontacji z kierującym się innymi zasadami osiłkiem nie wystarcza. Stąd często obserwowane ostatnio w różnych miejscach porażki polityki zagranicznej.
Wraz z upływem lat przekonałem się, że ci, którzy lepiej znają się na matematyce do rządu zwykle nie idą. Dlatego to oni w rzeczywistości kierują kursami walut, giełdą i ogólnym stanem ekonomicznym planety. Mają przy okazji więcej odwagi, bo o stołki martwić się nie muszą. Zwykle wygrywają wszelkie potyczki...
Zdałem sobie również sprawę, iż coraz większym problemem jest to, że na te stołki nigdy nie byli i nie są wybierani ludzie posiadający określoną wiedzę i umiejętności, ale coraz częściej posiadacze pięknego uśmiechu, dobrego krawca i bogatego wujka. Wujek niech tu symbolizuje sponsora, z którym wcale polityk nie musi być spokrewniony. Nawet nie musi go znać. Może nawet nie wiedzieć nic o jego planach.
Tak właśnie z wiekiem poznawałem lepiej świat wokół siebie przekonując się, że kierujący nim to niekoniecznie mądrzy dorośli, ale często moi rówieśnicy o dobrym wyglądzie posiadający bogatych wujków, włączając w to prezydentów. Dotarło do mnie również, że wpłacane na programy emerytalne pieniądze wcale nie są tak bezpieczne i niekoniecznie pomogą mi utrzymać się przy życiu gdy będę tego potrzebował. Do tego powołani do nadzorowania tego systemu ludzie mają problemy z rachunkami, a cały plan do złudzenia przypomina piramidkę.
Im jestem starszy, tym martwię się coraz częściej. Dociera do mnie, że teraz na moje pokolenie spogląda spora grupa beztroskich dzieciaków i ufa mu bezgranicznie. Przecież nie możemy się przyznać, że nie mamy pojęcia, co robimy, nie potrafimy dobrze liczyć, nie znamy się na geografii i byle jaki łobuz posługujący się cyrylicą burzy nam porządek, a piszący w drugą stronę wywołuje strach. Jak możemy przyznać się, że system emerytalny rozbiliśmy w proch i prawdopodobnie za kilkanaście lat go nie będzie.
Będąc młodszym wierzymy, że zarobione pieniądze do nas należą. Dorastając przekonujemy się, że rząd może sobie wziąć ile zechce i nic na to poradzić nie możemy. Że stworzony przez nas system sądowniczy wcale ślepy nie jest, a wielka polityka tak naprawdę przypomina grę w pokera. Można by tę wyliczankę ciągnąć długo.
Problem w tym, że tak naprawdę wciąż wierzymy, że gdzieś tam jest ktoś starszy i mądrzejszy, kto za nas podejmie właściwie decyzje i nie dopuści, by światu stała się krzywda. Nawet gdy sami na chwilę przestajemy w to wierzyć, gramy przed najmłodszymi dalej, bo nie chcemy im psuć dzieciństwa i burzyć wyobrażenia, że starsi pomogą w rozwiązaniu pojawiających się problemów, podejmą właściwą decyzję, wykażą się rozsądkiem i wiedzą.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
'