----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

26 sierpnia 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Na umówiony sygnał nie musieli długo czekać. Pierwszy z wrogów wydał śmiertelny krzyk, a w obozie zawrzało jak w mrowisku, w które włożono kij. Celne strzały Bułatowa i pozostałych eliminowały wrogów jednego po drugim. Zaskoczeni mudżahedini miotali się i strzelali na oślep, a tymczasem na dole działy się rzeczy z pozoru niemożliwe. Porucznik poruszał się między głazami jak błyskawica, pojawiał się i znikał, siejąc nagłą śmierć wśród biegających w popłochu bojowników afgańskich, próbujących połapać się w sytuacji. Wrogowie mieli wrażenie, że jakiś upiór z samego dna piekła postanowił ich nękać tu i teraz, bo człowiek to przecież być nie mógł. Świst kul z każdej strony świata tylko potęgował przerażenie i panikę. Przed pociskami można się było ukryć, lecz przed tym nieludzkim potępieńcem, który zjawił się w ich obozie, ucieczki nie było. Padali z poderżniętymi gardłami, niemal odciętymi głowami i z kulami karabinowymi w głowach. Rosjanie u góry nie wierzyli własnym oczom, widząc, co się dzieje poniżej. Wiedzieli, na co stać tego niezwykłego Polaka, ale to, co wyrabiał tam, na dole, przyprawiało ich o prawdziwy zawrót głowy.

Zaledwie kilka minut później było po wszystkim. Oleg i Iwan zginęli od kul, nie wiadomo, czy swoich, czy wroga, ale Saszka i Misza byli już w rękach towarzyszy. Trzej Amerykanie szybko się poddali i zostali doprowadzeni do porucznika Gawlika.

– Jesteśmy obywatelami amerykańskimi. Jeńcami wojennymi. I żądamy odpowiedniego traktowania – powiedział płynnie po rosyjsku pierwszy z nich, ten, który pomagał męczyć Saszę Kafidowa.

Adam taksował ich wzrokiem przez dłuższą chwilę, spoglądając każdemu prosto w oczy.

– Jesteście zwykłymi bandytami i niniejszym skazuję was na śmierć – odpowiedział beznamiętnie. I błyskawicznymi cięciami nożem otworzył im gardła. Gdy padli na ziemię, rzężąc w agonii, porucznik odwrócił się i podszedł do uratowanych towarzyszy.

– Śmigłowiec już w drodze – poinformował Adama Bułatow. – Mieli tu niezły arsenał, jedenaście Stingerów – skinął w kierunku ręcznych wyrzutni pocisków ziemia-powietrze, produkcji amerykańskiej, które żołnierze wynieśli przed momentem z pobliskiej jaskini.

– No to się dowództwo ucieszy! Może medal dadzą…

– Niech se wsadzą medale w buty, to będą wyżsi. Do domu by puścili, cholery – Andriej skwitował słowa towarzysza.

Siedzieli we trzech w kantynie już piątą godzinę, grając w pokera. Nikołajew rozłożył się z buciorami na sfatygowanej sofie, czytając ostatni numer „Prawdy”. Na stoliku obok leżało jeszcze kilka innych gazet. Wycofał się z gry, gdy tylko zorientował się, że Andriej Bułatow jest nie do pobicia. Albo miał dzisiaj cholerne szczęście, albo oszukiwał. Zresztą pies go trącał, bo Misza nie zamierzał ryzykować całej swojej kasy.

Adam miał trzy asy. Trzymał karty w dłoni, marszcząc brwi i patrząc wyczekująco na towarzyszy. Sierioża Gubenko rzucał okiem to na swoje karty, to na pulę, w której pojawiła się już całkiem pokaźna suma, klnąc w duchu. Znowu nic, zaledwie para dziesiątek. Tego dnia zupełnie mu nie szło. Andriej wygrał już od niego wszystkie pieniądze, które ostatnio podesłali mu rodzice. Teraz szło o żołd.

– Ile? – Gruzin zaczynał się niecierpliwić.

Gawlik rzucił w jego kierunku dwie karty. Dołożył nowe do pozostałych i powolutku zaczął odsłaniać jedną po drugiej. Jeden as, drugi, trzeci... król... Gawlikowi zabiło mocniej serce. Jest drugi król!

– Mi daj trzy – rzucił Siergiej, choć wiedział, że wytrawny pokerzysta czegoś takiego nie robi. Trzy karty do wymiany to wyraźna informacja dla pozostałych. Słabo.

– A dla mnie cztery.

Gawlik i Gubenko podnieśli na niego wzrok. Zaskoczenie było zupełne. Bułatow wymienia cztery? Czyżby szczęście się od niego odwróciło? Patrzyli na niego podejrzliwie. Andriej wziął karty do ręki i zajrzał do nich, a potem uśmiechnął się od ucha do ucha.

Bułatow był żywym zaprzeczeniem twierdzenia o twarzy pokerzysty, jako że robił miny i z zadowolenia szczerzył zęby. Teoretycznie można było w nim czytać jak z książki, ale była to tylko teoria. Blefował po mistrzowsku, a gdy któryś z kolegów sprawdzał, zwykle okazywało się, że Andriej ma starsze karty i pieniądze zmieniały właściciela.

– Czekam – Gawlik nie zamierzał się podkładać.

– No, to dwieście – Gruzin rzucił na stół banknoty i uśmiechnął się zagadkowo.

– Beze mnie – Gubenko położył swoje karty na stole koszulkami do góry.

Bułatow wiedział, że to o sto więcej, niż ma Polak. Gawlik jeszcze raz rzucił okiem na swoje karty – miał maksa. Z drugiej jednak strony, zapożyczył się już nieźle u Miszki pod przyszły żołd. Czy to możliwe, żeby Gruzin miał starszą kartę? Przecież wymieniał cztery. Nie mógł mieć aż takiego szczęścia. Jeżeli blefował, to robił to dość bezczelnie. Adam spojrzał na Bułatowa. Andriej rozłożył ręce. Polak dostrzegł w uśmiechu Gruzina jakby mniejszą niż do tej pory pewność siebie.

– No, graj, graj, Adamek – Bułatow przestał się uśmiechać.

Polak spojrzał pytająco na Gubenkę. Siergiej skinął potakująco głową i przesunął w jego stronę swoje banknoty. Dokładnie sto rubli.

Zapadła cisza. Adam liczył, że Gruzinowi wreszcie puszczą nerwy i będzie można ostatecznie zakończyć sprawę, ale, jak na złość, twarz Andrieja przypominała teraz kamienną maskę.

Drzwi do kantyny otworzyły się, do środka wszedł żołnierz. Wyprężył się w postawie na baczność i zasalutował.

– Porucznik Nikołajew i porucznik Gawlik mają natychmiast stawić się u pułkownika Iwanowa!

Szeregowiec meldował w sposób jak najbardziej przepisowy, więc najwyraźniej był nowy. Jak tu trochę pobędzie, to mu przejdzie.

Młody człowiek czekał na potwierdzenie przyjęcia rozkazu lub na jakąkolwiek inną reakcję, ale na próżno. Reakcji nie było. Miszka nadal ukrywał się za rozłożoną gazetą, a Adam wpatrywał się w leżącą na środku stołu kupkę pieniędzy. Żołnierz spoglądał raz na leżącego na kanapie, raz na pokerzystów. Nie mogli go nie usłyszeć, meldował głośno i wyraźnie.

Mimo że przybył do Afganistanu zaledwie tydzień temu, to słyszał już o Gawliku i jego wyczynach. Cie­kaw był, jak wygląda człowiek, o którym krążyły już legendy.

Niezręczna cisza trwała jeszcze około minuty.

– Gawlik, rusz się. Stary nas wzywa. Trzeba iść – rzucił Miszka, ale sam ani drgnął. Nie złożył nawet gazety, jakby z góry wiedział, że jego słowa i tak nie odniosą żadnego skutku. Nie mylił się.

– Zamknij się, Miszka – powiedział Polak takim tonem, jakby chciał się opędzić od jakiegoś natręta.

– Towarzyszu poruczniku, pułkownik Iwanow...– zaczął niepewnie żołnierz, zwracając się bezpośrednio do siedzącego do niego tyłem oficera.

Gawlik przeszył go spojrzeniem, które sprawiło, że pod młodym ugięły się nogi. Ciarki poszły mu po plecach. Prawdę mówili o tym strasznym człowieku.

– Wypier...! Gram teraz! – powiedział porucznik podniesionym głosem i odwrócił się z powrotem do stołu.

Żołnierzowi w głowie się nie mieściło, że ktoś może zignorować rozkaz samego pułkownika Iwano­wa. Gapił się tępo z otwartymi ustami najpierw na plecy Polaka, a potem na gazetę, za którą kryła się twarz porucznika Nikołajewa.

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor