----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

26 sierpnia 2014

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Publikujemy 91 część wykładów księdza profesora Józefa Tischnera 

Spójrzmy na fenomenalną istotę śmierci w perspektywie dwóch takich /uprzywilejowanych/ doświadczeń, gdy umierającym lub umarłym jest ktoś bliski mi i gdy tym, któremu śmierć zagraża jestem ja sam, znajdujący się na przykład w stanie choroby.

R.M. Rilke zauważa trafnie:

„O śmierci wiedział, co wszystkim wiadomo:
Że nas zabiera i wtrąca w milczenie,
Lecz kiedy ona, nie wydarta z domu,
Nie, z jego oczu zdjęta cichym cieniem,
Odeszła między nieznajome mary
I kiedy czuł, że tam w umarłym kraju
Dziewczęcy uśmiech jej jak księżyc mają
I z jej dobroci biorą miary
Wtedy mu bliskie stały się mogiły…

Śmierć ukochanej doprowadza w podmiocie poznającym do zmiany obiegowej wiedzy o śmierci w osobistą, opartą na niepowtarzalnym doświadczeniu, świadomość śmierci. W momencie śmierci bliskiego uderza człowieka świadomość niczym nie dającej się zapełnić pustki. Pojęcie pustki, pisze Henri Bergson, rodzi się tutaj, gdy świadomość opóźniając się w stosunku do samej siebie, pozostaje przywiązana do wspomnienia stanu dawnego, chociaż już inny stan jest obecny. Jest ono porównaniem między tym, co jest, a tym, co mogłoby być, lub powinno być – słowem między pełnią a pełnią.

Znów jednak uwaga Bergsona wymaga korekty. Między dwoma /pełniami/ zachodzi dysonans, zgrzyt. Jedna z pełni prezentuje mi to, że /go nie ma/, druga, że /właśnie był/. Między pełną obecnością człowieka obok nas, a pełną obecnością ścian, powietrza, jego mebli bez człowieka, zjawia się bolesna sprzeczność. Bodaj najtrafniej wyrażają ten stan słowa /jego nie ma/. Słówko /nie ma/ ma tutaj nieco inne znaczenie, niż mogłoby mieć słówko /nie istnieje/. Jest w nim ukryty jakiś subtelny ładunek emocjonalny, ono jest w pełni tragedii, którą wszystkie inne słowa raczej fałszują niż odsłaniają. Kojarzy się z bezradnym rozłożeniem rąk, niesie ze sobą także doświadczenie szybko upływającego czasu, nie spotykane w innych sytuacjach. Słowa /nie istnieje/ oznaczają nicość – nieobecność obecności – natomiast słowa /nie ma go/ oznaczają próżnię – żywą obecność nieobecności.

Z doświadczenia /próżni/ a ściślej z doświadczenia /pustoszenia/ wyłania się jak ostrze w moją stronę powinność: jego już nie ma, więc i we mnie nie powinno już być wszystkich przeżyć, poprzez które osiągałem go i był mi on bliski. Nie wolno oczekiwać spotkań, odpowiedzi na postawione pytania, nie wolno nawet pytań stawiać. I tak cudza śmierć sprowadza jako następstwo pojawienie się we mnie ciągu dalszego tamtego „pustoszenia”, które idzie niekiedy tak daleko, że aż domaga się podzielenia z przyjacielem losu.

Podobne doświadczenie /pustoszenia/ pojawia się także w przypadku świadomości własnego umierania. Przypuśćmy, że stoi ono w związku z postępującą chorobą. Wyobraźmy sobie /od wewnątrz/ etapy tej choroby idąc za nicią przewodnią opisu umierania Sokratesa z platońskiego Fedona;

„On /Sokrates/ chodził po Sali, a potem powiedział, że mu już członki ciążą i położył się na wznak, bo tak przykazał dozorca.

Zaraz się go dotknął ten, co mu podał truciznę i co jakiś czas patrzył mu na stopy i golenie, a potem mocno go uszczypnął w stopę i zapytał czy by co czuł, a on odpowiada, że nie.

Potem znowu golenie, a idąc coraz wyżej pokazywał nam, jak stygnie i sztywnieje. I znowu go dotknął i powiedział, że jak mu dojdzie do serca, wtedy skończy”.

Istota zarysowanego tutaj doświadczenie daje się wyrazić krótko: pustoszenie życia. Leśmian uważa:

„Z resztek życia śmierć swawolna po ciemku,

Wydmuchuje bańkę trudną i złotą…”

Umieranie raz jeszcze odsłania się nam jako /pustoszenie/. Pustka postępująca w pustoszeniu jest aktywna, agresywna nawet. To nie /czysta nicość/ przychodzi do człowieka, ponieważ nicość w ogóle nie może przychodzić i kryje się w tym niewątpliwie paradoks: czy się bierze pod uwagę pustkę czy próżnię, niezrozumiałe jest, jak mogą one być agresywne.

Stąd spotykane choćby u Leśmiana nieustanne substancjalizowanie śmierci.

Zogniskujmy obecnie naszą uwagę na samej /pustoszącej pustce/. Przedstawiając poglądy martina Heideggera na fenomenalną istotę śmierci, pisze A. de Waelhens:

„Umieranie przynależy do Dasein jako niemożliwa do przezwyciężenia /bo nieunikniona/, jako najbardziej osobista /bo stawiająca mnie wobec samego siebie w całkowitym ogołoceniu/, jako najbardziej irracjonalna  /bo zrywająca wszelkie związki z innymi możliwościami/ możliwość”.

Podobnie sam Heidegger:

„Śmierć jako kres Dasein jest najbardziej własną, najbardziej bezwzględną, pewną i przy tym nieokreśloną, niemożliwą do uniknięcia możliwością Dasein”.

Akcent w obydwu przypadkach pada na słowo /możliwość/.

„Śmierć (kontynuuje Heidegger) jest możliwością niemożliwości wszelkiego ustosunkowania się, wszelkiego egzystowania”.

Zestawiając ze sobą przeprowadzone dotąd analizy doświadczenia cudzej śmierci i własnego umierania oraz niewątpliwie trafne intuicje Heideggera, powiemy:

umieranie odsłania mi się w sprzecznych kategoriach. W granicznej sytuacji śmierci staję sam na sam z nadciągająca ku mnie aktywnością pustki, pustoszenia. Szczególnym rysem tego pustoszenia jest jego osobisty charakter; ono jest ku mnie skierowane, ono /mówi ty/, ale umieranie kryje sprzeczności, jest /uaktywnioną pustką/, pustoszeniem /mnie tykającym/, ja zaś nie rozumiem, jak może pustka działać. Pustka przybrała pozór mocy zwyciężającej pełnię, którą jestem, a która jest bezsilna. Zbliżając się ku mnie, wchodząc coraz głębiej i bezwzględnie we wszystko, co jest najgłębiej moje, umieranie odsłania mi możliwość zrealizowania się drugiej sprzeczności: ogołocenia mnie ze mnie samego, którego ostatecznym wyrazem będą moje zwłoki. Tego także nie rozumiem. Na pierwotnym przeżyciu irracjonalności śmierci wyrasta trwoga. Wyrasta także protest przeciwko śmierci. Zarówno trwoga jak i protest należą do szczególnych śmiertelnych nastrojów (konstytuujących całość, lub jakoś tę całość zabarwiających) świadomości umierającego.

Okoliczność, że istotą umierania jest irracjonalne pustoszenie, którego ostateczny kres działania nie jest mi wiadomy, stanowi, jak zauważyłem, podstawę trwogi i nastrojów jej pokrewnych oraz podstawę protestu, którego jądrem jest metafizyczne rozstrzygnięcie w takim lub innym kierunku. Sprawami tymi będziemy się musieli pokrótce zająć.

Fenomen aktywnego pustoszenia jest z góry zadany i nie jest też ufundowany na jakimś bardziej podstawowym przeżyciu. Na nim dopiero mogą się nadbudowywać przeżycia reaktywne, będące spontaniczną odpowiedzią świadomości na fakt umierania. Przeżycia te są dwojakiego rodzaju - odpowiedzią na umieranie jest trwoga i męstwo, rozpacz i nadzieja, samotność i poszukiwanie komunii z drugim. Poprzez nie odsłania się do końca ambiwalentny charakter śmierci. Śmierć jest możliwością, a umieranie utajoną walką, ale nie to wysuwa się na pierwszy plan.

W przytoczonym, wyżej tekście Heideggera znajdujemy uwagę, że śmierć stawia człowieka w obliczu ogołoconego /ja/. Oznacza to, że fenomen umierania dany nam jest jako fenomen /zewnętrzny/ w odniesieniu do naszej głębi, naszego /ja/. Widzi to także J.P. Sartre:

„Śmierć jest czystym faktem, jak urodziny; przychodzi ku nam od zewnątrz i przemienia nas od zewnątrz.”

Zbyszek Kruczalak



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor