----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

09 września 2014

Udostępnij znajomym:

'

Afgańczyk w mundurze Armii Czerwonej przekazał pytanie. Starszy człowiek odpowiedział w kilku zdaniach.

– Mówi, że nie wie. Mówi, że Pustum tu nie przychodzi. Wyniósł się z tego rejonu kilka miesięcy temu.

– Kłamie, blać! – syknął Iwanow. – Powiedz mu, że wiemy, gdzie jest Pustum. Chcemy tylko potwierdzić to, czego się dowiedzieliśmy. Jak nam powie, to zostawimy wioskę w spokoju i nikt więcej nie zginie.

Między Afgańczykami nastąpiła krótka wymiana zdań.

– Mówi, że jeżeli wiemy, gdzie jest Pustum, to powinniśmy tam iść z nim walczyć, a nie mordować niewinnych mieszkańców wioski. Powtarza, że nic nie wie, i że nie chce mieć nic wspólnego ani z Pustumem, ani z nami.

– Nie chcesz gadać, starik? – pułkownik złapał Afgańczyka oburącz za ubranie i przyciągnął go do siebie. Mężczyzna patrzył Rosjaninowi prosto w oczy, a w jego wzroku można było wyraźnie dostrzec dumę i pogardę dla najeźdźcy. – No, to pogadamy inaczej. Gawlik, gdzie jego rodzina?

– Córka i dwoje wnucząt – porucznik wskazał na kobietę z dwojgiem kilkuletnich dzieci stojących na przedzie grupy wieśniaków.

– Dawaj gówniarzy!

– Przyprowadzić dzieci – Gawlik rzucił rozkaz.

Dwóch żołnierzy chwyciło malców za ręce. Matka próbowała je bronić, krzycząc przeraźliwie, ale uderzenie kolbą kałasznikowa pozbawiło ją przytomności. Dzieciaki były zbyt przerażone, by się opierać, patrzyły jedynie zaokrąglonymi od strachu oczyma na ludzi w mundurach. Iwanow wskazał na stojący obok drewniany stół.

– Przywiązać ich tak, żeby przedramiona wystawały poza krawędź.

Maluchy zostały ułożone na brzuchu z wyciągniętymi do przodu rękoma i skrępowane sznurami. Starzec przyglądał się poczynaniom Rosjan z rosnącym niepokojem.

– Co chcecie zrobić? – spytał po rosyjsku pułkownika.

– Wot, swołocz! Po naszemu gadasz? – Iwanow nie ukrywał zdumienia. – Mów, gdzie Pustum, to nic im się nie stanie.

– Nie wiem, gdzie jest Pustum. My prości ludzie, do polityki się nie mieszamy. To są tylko dzieci, niczemu niewinne – obawa w jego głosie była już bardzo wyraźna.

– Skoro nie wiesz... Zapalać! – rozkazał.

Żołnierz oblał przedramiona małych Afgańczyków benzyną. Starzec złapał się za głowę, zdając sobie sprawę, co się za chwilę stanie. Człowiek Iwnaowa nie czekał na powtórzenie rozkazu. Podpalił, a dłonie dziewczynki i chłopca zamieniły się w pochodnie. Malcy zaczęli wrzeszczeć na całe gardło i wić się z bólu. Starzec chciał skoczyć im na ratunek, ale zatrzymała go silna ręka Gawlika. Pozostali Afgań- czycy przyglądali się wszystkiemu z przerażeniem.

– Powiem wszystko! – krzyknął mężczyzna.

– Zgasić! – zakomenderował pułkownik.

Gaśnica była w pogotowiu. Wiedzieli, że wieśniak nie wytrzyma i się załamie. Ogień został sprawnie ugaszony, lecz dzieci ani na chwilę nie przestawały wyć z bólu. Jeden z żołnierzy przeciął im więzy i po­zwolił, by wieśniacy je zabrali. Dotkliwie poparzone rączki przedstawiały opłakany widok.

– Gdzie? – warknął Iwanow.

Afgańczyk wciąż trzymał się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że sytuacja, której był świadkiem przed momentem, naprawdę miała miejsce.

– Dwadzieścia kilometrów stąd, na północ. Są w tamtejszych grotach – wyjęczał i ukrył twarz w dłoniach.

– Gawlik, zbieraj ludzi.

– Do maszyn! – wrzasnął porucznik i grupa operacyjna pośpieszyła w kierunku czekających nieopodal śmigłowców.

Informacje zostały potwierdzone. Teraz wystarczyło tylko zorganizować zmasowane uderzenie i oddział nieuchwytnego jak dotychczas dowódcy mudżahedinów przestanie istnieć.

Wkrótce potem zaczęła się rodzić ponura sława porucznika Armii Radzieckiej Adama Gawlika. Akcja odbicia żołnierzy z zestrzelonego helikoptera stała się powszechnie znana, a późniejsze działania Polaka budziły powszechną grozę. Brał czynny udział w kolejnych kampaniach wymierzonych w zbuntowaną ludność Afganistanu. Z zimną krwią i całą bezwzględnością pozbawiał życia każdego, na kim zaciążył choćby cień podejrzenia o współpracę z ruchem partyzanckim. A najbardziej przerażająca była jego zupełna obojętność na płeć i wiek ofiar.

– Tutaj  – Iwanow wskazał palcem jakieś miejsce na mapie.

Otrzymał właśnie najświeższe raporty złożone przez dowódcę patrolu, którego wcześniej wysłał na rekonesans w podejrzany rejon. Trwała odprawa oficerów w sztabie wojsk radzieckich, działającym w stolicy prowincji – mieście Kandahar.

– Ponad wszelką wątpliwość mieszkańcy tego regionu wspierają działające tam oddziały mudżahedinów. Zaopatrują ich w żywność, pomagają w organizacji transportów broni z Pakistanu i załatwiają lekarzy dla rannych. Nie możemy sobie pozwolić, żeby mudżahedini korzystali z takiego zaplecza. Straciliśmy tam już kilka maszyn i wielu ludzi.

– Co proponujecie, towarzyszu pułkowniku?

– spy­tał dowódca sztabu, generał Michaił Jakowlew.

– Uderzenie niewielkim oddziałem i pełną eksterminację ludności.

– Tam będą kobiety, dzieci i starcy – zauważył major Jurij Mikulin.

– Towarzyszu majorze, to nie kobiety, dzieci i starcy, tylko bandyci płci żeńskiej i męskiej w szerokim przedziale wiekowym. Gówniarze też strzelają do naszych. Nie możemy tego tolerować!

Ten pułkownik jednostek specjalnych przerażał Mikulina, jednego z dowódców obecnych na naradzie. Oficer spuścił wzrok, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Stał się milczącym świadkiem planowania zbrodni wojennej.

– Oficerowie niechętnie wykonują takie rozkazy

– stwierdził Jakowlew. – Przestają wierzyć, że cywilne ofiary służą sprawie.

Iwanow nie zamierzał pozwolić, by tak drobne przeszkody, jak wątpliwości niektórych żołnierzy, uniemożliwiły mu realizację zadania.

– Jest i na to lekarstwo. Trzeba wysłać Gawlika. Dam mu swoich najlepszych ludzi. Zrobi co trzeba i jak trzeba. Szybko i skutecznie.

Patrzył wymownie na generała, oczekując akceptacji swojej propozycji.

– Straszne rzeczy mówią o tym twoim Gawliku, ale na tę akcję nadaje się idealnie. Bierzcie się do roboty, towarzyszu pułkowniku.

– Mądra decyzja, towarzyszu generale – skomentował Iwanow i wyszedł z hangaru.

– Towarzyszu generale… – odezwał się błagalnym tonem Mikulin, jeszcze mając cień nadziei, że atak mimo wszystko nie dojdzie do skutku. – Przecież tak nie można!

– Zamknij się, Mikulin! – zgromił go głównodowodzący. – To jest wojna! Nie zapominaj o tym, bo mo­żesz nie dożyć jej końca.

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor