Wydaje się, że Hamvas jest bliski temu, co swego czasu napisał profesor Kołakowski w swym urokliwym tekście zatytułowanym "Klucz niebieski, albo opowieści biblijne zebrane ku pouczeniu i przestrodze":
"A jednak - powtarzam - [świat] jest naprawdę wielkim, imponującym dziełem. Dowodów na to jest dużo i jestem gotów przedstawić je w stosownej chwili. Faktem jest w każdym razie - co jest sprawą główną przy ocenie - że świat nadaje się do pewnej naprawy i że przy olbrzymich wysyłkach olbrzymiej masy ludzi można na nim dokonać malutkich zmian na lepsze; historia, wbrew wszystkiemu, daje pewne świadectwa przemawiające za takim poglądem." (s.6)
Zarówno Kołakowski, jak i Hamvas nie pozbawiają nas tym samym nadziei na możliwość obcowania z „idealnym”, którego póki co nie możemy doświadczyć, ale zawsze możemy mieć nadzieję, iż uda się nam naprawić to, co sami zepsuliśmy w raju. Możemy tego dokonywać na wiele różnych sposobów, choćby przez wspomniane już „porządkowanie” czy choćby przez spotykanie się z innymi i niekończące się rozmowy przy winie. Bo to właśnie wino jest tym swoiście boskim i przez to wyjątkowym (bo doskonałym, jak wszystko co boskie) płynem, (przypominam - WINO – SATURN, SOBOTA, CZARNY, OŁÓW, 3), który pozwala nam zajrzeć w istotę rzeczywistości, w środek siebie i drugiego człowieka. I jakkolwiek, musimy pozbyć się złudnego wrażenia, że istnieje coś takiego jak wino idealne samo w sobie, to przecież może ono być idealne dlatego, iż wpisuje się w pewien moment, swoisty i unikalny nastrój, nastawienie i oczekiwania modyfikowane przez chwilę, w której akurat to, a nie inne wino pijemy.
Mówił o tym swego czasu Paweł Białęcki w trakcie rozmowy o „Filozofii wina”. Ten nadzwyczajnie utalentowany znawca win, w tym szczególnie szczepów węgierskich, które określa jako te, dla których ma wyjątkowe miejsce w swym sercu, opisując z czułością niektóre z nich zwraca jednocześnie uwagę na nowe doświadczenia i smaki. Białęcki podkreśla, że choć nie ma czegoś takiego jak wino idealne, to istnieje jakkolwiek coś, co można określić mianem bycia w „chwilowej doskonałości upajania się”. Ten moment określany przez splot różnych elementów, które się na niego składają (ludzie, z którymi pijemy, pogoda, potrawy, temat rozmowy, miejsce spotkania, specyficzna okazja i wiele innych) zostaje często zapamiętany na długo albo na całe życie właśnie dlatego, że był swoiście „doskonały”, swoiście, bo wino, które temu momentowi towarzyszyły w innej sytuacji, inni ludzie mogliby uznać z pewnością za dalekie od „perfekcji”. Paweł Białęcki przytacza zresztą fenomenalny przykład swoistego nakładania się, nawarstwiania i przenikania w kulturze uprawy, wytwarzania i picia wina:
„Altesse zwany również Rousette - jedna z podstawowych winorośli w rejonie Sabaudii, oraz częściowo Szwajcarii daje wino w młodości zimne jak lodowiec szwajcarski, a w wieku dojrzałym osiąga bardzo intrygującą pełnię dzięki nutom dojrzałych owoców i ziół. Jest to zupełnie wyjątkowy szczep, bardzo podobny w swojej charakterystyce do węgierskiego furminta, również dość powściągliwego w młodości i bujnego po kilku latach. Delikatnie się oksyduje w odpowiednich warunkach ujawniając nuty słone, orzechowe, które doskonale wspierają, ujawniający się również z wiekiem, dojrzały owoc. W połączeniach z potrawami kilkuletnie Altesse rewelacyjnie współgra w zestawieniach z foie gras, zupą grzybową, sosem kurkowym i aromatami lasu – między innymi igliwiem i jałowcem oraz żywicą sosny”.
Hamvas byłby z pewnością zachwycony tym zestawieniem ukazującym podobieństwo w różnicach i przenikaniu się „kultur” różnych win, których „narodowość szczepu” daje tę niezapomnianą, unikalną wyjątkowość, o której pisze w „Lamparcie” Tomasi di Lampedusa, jeden z najbardziej wyrafinowanych znawców wina:
„Mam siedemdziesiąt trzy lata, z czego licząc z grubsza żyłem, naprawdę żyłem w sumie dwa... co najwyżej trzy lata. A cierpienia, nuda - ile tego było? Nie warto się silić na obliczenia: cała reszta - siedemdziesiąt lat!" [s.255]
Co składa się na ”istotność” tych dwu, trzech lat? Okazuje się, że smak, zapach i dotyk! Zmysłowość istnienia. Bo jak pisał Sandor Marai:
„Będziemy mądrzy jak wino, które wypiliśmy, delektując się nim, smakując. I z całym spokojem. Ze wzruszeniem ramion jedynie, będziemy zdolni ocenić wyroki tego świata. Gdyż cała mądrość, jaką Węgier nabył z wina i swego wykształcenia, sprowadza się w końcu do jednego: trzeba kochać życie i nie przejmować się wyrokami losu. Reszta jest próżnością, a nawet fałszem”. (s. 154, nowe wydanie)
Sandor Marai nakłada wprawdzie tę zasadę tylko na Węgrów, bo o nich głównie pisze, ale jest ona oczywiście wspólna wszystkim tym, którzy kochają wino. Jest coś niezwykłego w poczuciu nadzwyczajności i unikalności wspólnego picia wina. Jeśli przejrzymy „Nowe kroniki wina” Marka Bieńczyka, to możemy znaleźć tam identyczny nieomalże cytat, który utwierdza nas jedynie w przekonaniu, iż wino nosi w sobie tajemnicę otwierania ludzkich serc (a może i umysłów) na to, co istotne w życiu:
„Bo lubić wino, znaczy dla mnie nie tylko mieć je przed sobą w kieliszku i czekać niecierpliwie na pierwszy łyk. Lecz także gadać przy nim ile wlezie, gadać o wszystkim, nie tylko o winie”. (Kroniki…)
To „gadanie” bowiem jest najważniejszym elementem wzajemnej akceptacji i niekoniecznie musi ono dotyczyć „wpływu koncepcji podmiotu u Fichtego na twórczość Leopardiego, ani kwestii wejścia Turcji do Europy”. (Kroniki…,s.30)
Podobno nie istnieje wino idealne, tak samo jak nie istnieje nic idealnego na tym świecie, bo kategoria ideału nakłada się jedynie na Boga, którego z natury jego bycia określamy wyłącznie w superlativie. Nie musimy więc się strasznie napinać, ani wysilać do stanu naprężonych mięśni szyi i czerwieni na twarzy, gdy wybieramy jakieś wino by wspólnie go z innymi spożyć. „W.H. Auden lubi dobre wino, ale hecy nie robi. To znaczy wie, co pije, jednak be przesady, może być inne, o co krzesła łamać i po co robić wielkie mecyje. Właśnie po co?” (Kriniki…,s.30)
Wydaje się, że po to, by mimo wszystko pewne wyjątki od reguły zaakceptować i przyjąć do wiadomości, że jednak pewna forma doskonałości, jeśli już nie doskonałość sama w sobie, istnieje (na Węgrzech) i jest możliwa do prawie powszechnego zaakceptowania, a forma ta ma swe uprzedmiotowienie, a raczej upłynnienie w postaci węgierskiego tokaju. Zarówno Hamvas jak i Marai poświęcają sporo uwagi temu arcy-węgierskiemu, królewskiemu napojowi, który unikalność swą zawdzięczają wspomnianemu przez Pawła Biełęckiego szczepowi FURMINT.
„Powszechnie znana jest fraza wypowiedziana przez złotoustego Ludwika XIV do ofiarowującego mu butelkę tokaju Ferenca II Rakoczego. Oto wino królów i król win rzekł król i ta zgrabna sentencja do dziś po łacinie umieszczana jest na butelkach tokaja (Vinum regum – rex vinorum). Jest to wyrażenie może nieco pompatyczne i zbyt często przywoływane, ale musiało być coś na rzeczy. Zresztą ukochał je nie tylko ”Król Słońce”, tropiciele powiązań literacko-winiarskich odnotowują, że wielbili go i w dziełach wspominali Wolter, Diderot, Tołstoj czy Balzak”. (Vinisfera)
Filozofia wina, Bela Hamvas, 2014 (publikacja dostępna na stronie: www.domksiazki.com)
(ciąg dalszy w przyszłym tygodniu)
Zbyszek Kruczalak
'