Jak pisałem tydzień temu: podobno nie istnieje wino idealne, tak samo jak nie istnieje nic idealnego na tym świecie, bo kategoria ideału nakłada się jedynie na Boga, którego z natury jego bycia określamy wyłącznie w superlativie. Nie musimy więc się strasznie napinać, ani wysilać do stanu naprężonych mięśni szyi i czerwieni na twarzy, gdy wybieramy jakieś wino by wspólnie go z innymi spożyć. „W.H. Auden lubi dobre wino, ale hecy nie robi. To znaczy wie, co pije, jednak bez przesady, może być inne, o co krzesła łamać i po co robić wielkie mecyje. Właśnie po co?” (Kroniki…,s.30)
Wydaje się, że po to, by mimo wszystko pewne wyjątki od reguły zaakceptować i przyjąć do wiadomości, że jednak pewna forma doskonałości, jeśli już nie doskonałość sama w sobie, istnieje (na Węgrzech) i jest możliwa do prawie powszechnego zaakceptowania, a forma ta ma swe uprzedmiotowienie, a raczej upłynnienie w postaci węgierskiego tokaju. Zarówno Hamvas jak i Marai poświęcają sporo uwagi temu arcy-węgierskiemu, królewskiemu napojowi, który unikalność swą zawdzięcza wspomnianemu przez Pawła Biełęckiego szczepowi FURMINT.
„Powszechnie znana jest fraza wypowiedziana przez złotoustego Ludwika XIV do ofiarowującego mu butelkę tokaju Ferenca II Rakoczego. Oto wino królów i król win rzekł król i ta zgrabna sentencja do dziś po łacinie umieszczana jest na butelkach tokaja (Vinum regum – rex vinorum). Jest to wyrażenie może nieco pompatyczne i zbyt często przywoływane, ale musiało być coś na rzeczy. Zresztą ukochał je nie tylko ”Król Słońce”, tropiciele powiązań literacko-winiarskich odnotowują, że wielbili go i w dziełach wspominali Wolter, Diderot, Tołstoj czy Balzak”. (Vinisfera)
Kategoria doskonałości, nakłada się też, a może przede wszystkim na kultowe, magiczne, wyjątkowe i unikalne wina z Somlo, o których piszą zarówno Hamvas jak i Marai w swych esejach:
„To władca węgierskich win. Uprawiane jest na małym obszarze wulkanicznej góry (o kształcie idealnego kopca opodal północnego brzegu Balatonu – przyp. Tłumacza). Szczyci się zwłaszcza jednym gatunkiem, którego już coraz mniej, zwanym „Złotym ogniem”. To ginący, węgierski szczep winny o bukiecie białego burgunda, ale znacznie szlachetniejszy. Dokładnie konglomerat ognia i wody. To wino przemawia do ciebie. Wymawia jedno słowo: ŻYJ ! Nic więcej. To jedno jedyne słowo, ale wymawiane z taką przekonywującą siłą, jak mądrości łacińskich wierszy. To wino przekazuje nam cały żar wchłoniętego przez grona słońca, mądrość jesiennych dreszczów, tajemną moc ziemi. Wszystko w swojej klarownie złocistej barwie, upojnym bukiecie. Znam jeszcze tylko jedno jedyne podobne wino na świecie – Poully fumee, białego burgunda o przydymionym smaku. Te wina bynajmniej ze sobą nie rywalizują. Są duchowym rodzeństwem. Bo wino ma nie tylko barwę, bukiet, smak oraz zawartość alkoholu, ale przede wszystkim duszę. Jakby naród, który to wino uprawia i pije przekazywał mu część stanu swego ducha. W winach z Somlo żyją najszlachetniejsze węgierskie cnoty : wschodnia mądrość oraz zachodnie kultura. Jest w tym winie bowiem coś z instynktu spokoju Azji oraz ciekawości świata Europy. To najszczęśliwsza mieszanka w winie i człowieku. (s.149/150)
Paweł Białęcki pisze o winach z Somlo, jako o wyjątkowo trudnych i wymagających: wina z Somlo powstają ze szczepu Juhfark. Mają one w najlepszych swoich latach gęstość oleju samochodowego i są podobne do wytrawnych tokajów Samorodni, czyli win fermentowanych podobnie jak wina z Jury Francuskiej lub sherry - pod warstwą drożdżową, antyoksydacyjne. To wina osobne w świecie win, byty indywidualne, bardzo trudne w odbiorze i interpretacji, jednocześnie słone i orzechowe, a do tego ultra wytrawne.
Królewskie tokaje, tajemnicze smaki szczepu Juhfark, a z drugiej strony swojsko brzmiący Egri-bikaver, o którym też w Filozofii wina wzmiankę znaleźć możemy. Węgierska paleta winnych smaków jest praktycznie nieskończona, jakkolwiek Polacy kojarzą te wina właśnie przez kultowy w „komunie” EGRI, który do dziś jest jednym z niewielu wyrażeń węgierskich, które na stale weszły do polszczyzny:
Sandor Murai pisze, iż
„… będę miał swego szynkarza, z którym na wiosnę, wspólnie, będziemy sprawdzali stan beczek w mojej piwnicy. Będzie w niej również egri bikaver - słynna bycza krew z Egeru. Nie za dużo jednak i nie w beczkach, lecz w oplatanych rafia gąsiorkach. Do byczej krwi, jak do czerwonego wina zresztą w ogóle, odnoszę się z całym szacunkiem, ale i z dystansu, z rozwagą. Każda bycza krew jest inna. Ilu wytwórców, tyle tych rodzajów, bo to wino łączone jest z co najmniej trzech gatunków winorośli. Każdy winiarz ma też w swojej winnicy inne proporcje krzewów. Od ciemnych, niemalże granatowych gron do jasno różowych. Przepadam za dwoma rodzajami bikaveru: pierwszym – łagodniejszym, słodkawym i drugim – głębokim, cierpkim. W obu tych winach jest wielka namiętność i waleczność. Winiarz z Egeru napełni moje gąsiory tym drugim rodzajem. Obcemu tej odmiany nie sprzeda, gdyż nie za wiele jej w tamtejszych piwnicach. Cierpkawa bycza krew mocno wchłania się w człowiecze unerwienie. Porusza dusze do głębi. Po trzech szklaneczkach przypominam sobie nawet portugalskie słówka i helleńskie sentencje. Uczy też to wino dalekowschodniej filozofii i podpowiada, że choć jest cudownie, to wszystko przecież jest względne, przemija. (Sandor Marai s.150)
Dając w nawias ten całościowy koncept łączenia i przenikania się kultur, a także przekonanie o ważności winnego upojenia w rozumieniu sensu ludzkiego bytowania w kategoriach przemijania i totalnej względności, warto jakkolwiek wrócić na chwilę w tym kontekście do nadzwyczajnej i nieomalże kultowej „Książeczki o człowieku”, w której Roman Ingarden wskazuje na istotnie ważny proces definiujący nasz wymiar „kulturowy”, który w ogólności polega na odchodzeniu (dystansowaniu się) od naszej pierwotnej zwierzęcości, ku istnieniu kulturalnemu. Im bardziej jesteśmy kulturalni (usztucznieni, wyregulowani, zdefiniowani, kontrolujący, podlegli etykiecie, koncepcyjni w myśleniu, metaforyczni i symboliczni – czyli im bardziej uprawa szczepów winnych jest skomplikowana, a ich doglądanie, przycinanie, podsypywanie i podwiązywanie wyrafinowane, tak jak i cały proces tworzenia i picia wina) tym mniej w nas zwierza, a więcej człowieka. Jednym słowem nasz genotypiczny kod zyskuje dzięki temu minimalnie po stronie tego, co w naszym genomie odmienne od drastycznie dominującej procentowo zwierzęcości.
Roman Ingarden pisał tak:
„Dzieła ludzkiej kultury duchowej nie znajdują w rzeczach materialnych nigdy oparcia tak pewnego, żeby mogły istnieć zupełnie bez pomocy działania i świadomości ludzkiej. Gdy moc duchowa (kulturowa) człowieka słabnie lub zanika, warstwa Rzeczywistości Ludzkiej na świecie zdaje się zacierać i zanikać, a człowiek odkrywa oryginalne oblicze Przyrody – żywiołu w świecie go otaczającym i nawet w sobie samym, i czuje się wtedy opuszczony w świecie sobie obcym i straszliwym. Popada w prawdziwą rozpacz, czując się odartym z wszelkiego sensu, który uczynił z niego – zwierzęcia – człowieka.
Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie zapada z powrotem i bez ratunku w swoją zwierzęcość, która stanowi jego śmierć”. (Książeczka…s.25)
(ciąg dalszy w przyszłym tygodniu)
Filozofia wina, Bela Hamvas, 2014 (publikacja dostępna na stronie: www.domksiazki.com)
Zbyszek Kruczalak
'