----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 września 2014

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download
'

Kiedy myślimy o najbardziej zamożnych mieszkańcach USA, wyobrażamy sobie miliardy dolarów na kontach i w aktywach. Rzeczywiście, wiele osób tyle właśnie posiada. Jednak nie wszyscy. By zostać zaliczonym do najbogatszego 1% wystarczy znacznie mniej. Mniej, niż wiele osób podejrzewa.

Grupa nazywana w USA "jednym procentem”  to dla wielu osób niemal mityczni bogacze i symbol wielkich wpływów. To określenie wykorzystywane ostatnio w starciach politycznych i dyskusjach społecznych. Wielu może więc zaskoczyć informacja, iż zakwalifikowanie się do tego elitarnego klubu wcale nie wymaga posiadania przez nas aż miliardów dolarów na koncie. Nie musimy nawet dysponować wieloma milionami. Nawet jeden milion to za dużo.

Business Insider przyjrzał się uważnie zarobkom Amerykanów i określił granicę dochodu kwalifikującego nas do najzamożniejszego, jednego procenta mieszkańców kraju. Przy okazji zaznaczono, że w obliczeniach nie posługiwano się naukowymi metodami, więc są to liczby przybliżone. Pozwalają nam jednak w pewnym przybliżeniu lepiej zapoznać się z tematem.

Okazuje się, że w Illinois wystarczy już 413 tysięcy dolarów rocznie, by zostać zaliczonym do najbogatszego 1 procenta. Dla większości mieszkańców stanu to niewyobrażalna suma i efekt często kilkunastu lat pracy. Większość przyznaje jednak, że znacznie niższa od spodziewanej.

Nieco więcej potrzebujemy, by zakwalifikować się do najbogatszego procenta w Kalifornii - bo 433 tysiące, czy w Północnej Dakocie - gdzie musimy posiadać 455 tysięcy dolarów.

Znacznie wyższe sumy wymagane są na wschodnim wybrzeżu. W Nowym Jorku to ponad 511,000, a w stanie Connecticut już 642,000 dolarów.

Nawet burmistrz Chicago nie kwalifikuje się obecnie do tego elitarnego grona. Rahm Emanuel pod względem obecnych zarobków nie zalicza się do jednego procenta najbogatszych, ale do górnych 3% można go włączyć. Według publikowanych rozliczeń podatkowych burmistrz zarabia poniżej 400 tysięcy dolarów. To wciąż mniej więcej osiem razy więcej, niż zarabia przeciętna rodzina mieszkająca w Chicago, której dochód wynosi około 47 tysięcy dolarów.

Sama pensja otrzymywana z miasta przez Emanuela wynosi około połowy jego dochodu. Reszta to poczynione latato dywidendy z poczynionych wcześniej inwestycji w JPMorgan Chase i Golub Capital Partners.

Jak widzimy rozpiętość dochodu wśród osób zaliczanych do najzamożniejszego, jednego procenta jest spora. Z jednej strony wystarczy około pół miliona, z drugiej mamy wśród nich na przykład Billa Gatesa, od ponad 20 lat zajmującego pierwsze miejsce w kraju dzięki posiadanym 70 miliardom.

Najbogatsi, czyli zarabiający miliardy lub setki milionów, to w rzeczywistości ułamek procenta. Z publikowanych każdego roku przez magazyn Forbes list najbogatszych Amerykanów wyciągnąć można dwa istotne dla nas wnioski  – zamożnych mieszkańców w Chicago nie brakuje oraz że niemal połowa z nich należy do rodziny Pritzker. Pośród kilkunastu najbogatszych osób w naszym mieście aż sześć posiada to nazwisko.

Bogaci politycy

Być może przy okazji poruszania tego tematu warto wspomnieć o zamożnych politykach, gdyż zwykle pieniądze kojarzą nam się z biznesem. Słusznie, bo większość polityków zaczyna służbę publiczną już z zarobionymi wcześniej pieniędzmi. Tak, jak choćby próbuje to uczynić Bruce Rauner starając się o stanowisko gubernatora w Illinois.

Nie jesteśmy w stanie opisać wszystkich polityków różnych szczebli w całym kraju, więc w skrócie kilka zdań o członkach Kongresu. Wiele osób zajmując odpowiedzialne stanowiska jest w stanie w dalszym ciągu pomnażać swój majątek. Są jednak nieliczne wyjątki. Są również tacy, którzy wchodzą do polityki bez grosza, urzędują nie posiadając pieniędzy i kończą licząc jedynie na publiczną emeryturę. Takich jest niewielu.

Więcej pieniędzy wśród polityków posiadają republikanie, co nie dziwi chyba nikogo. Różnice nie są jednak aż tak wielkie. Na liście 50 najbogatszych kongresmenów obecnej kadencji znajduje się 29 republikanów i 21 demokratów.

Kilka przykładów:

Najwięcej posiada republikański reprezentant z Kalifornii Darrel Issa, którego wycenia się na ok. 450 mln. dolarów. Fortuny dorobił się produkując alarmy samochodowe bezpośrednio dla producentów oraz inwestując w różne firmy elektroniczne w odpowiednim czasie.

Drugi na liście i posiadający znacznie mniej jest reprezentant Michael McCaul z Teksasu.  Mówi się, że ma nieco ponad 100 milionów, ale tak naprawdę pieniądze należą do żony, spadkobierczyni potęgi medialnej, jaką jest sieć Clear Channel Communications. McCaul również jest republikaninem. Już na trzecim miejscu mamy demokratę. To senator Mark Warner z Virginii, były gubernator tego stanu i założyciel firmy Nextel. Ocenia się go na ok. 90 milionów. Wśród bogatych demokratów jest jeszcze Joe Kennedy posiadający niewielką część rodzinnej fortuny – 15 milionów. Więcej od niego ma Nancy Pelosi, bo podobno 25 milionów. Mówi się, że pieniądze tak naprawdę zarabia jej mąż obracający nieruchomościami, a ona mu w tym dzięki swemu stanowisku pomaga.

W sumie w obecnym parlamencie mamy 37 milionerów pochodzących z 435 osobowej Izby Reprezentantów oraz zaledwie 13 równie bogatych senatorów. Reszta na listę się nie załapała, bo do miliona granicy zabrakło im niewielkich sum. Jeśli ktoś posiada około pół miliona to w Waszyngtonie nie jest uznawany za szczególnie zamożnego, choć do górnego 1 procenta prawie się kwalifikuje.

RJ



'

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor