Przeczytałem niedawno, że wszystko jest teraz takie proste. Mamy automatyczne spłuczki w toaletach i skrzynie biegów w samochodach. By zdobyć jakąkolwiek wiadomość, nawet najbardziej trywialną, wystarczy choćby w środku nocy otworzyć jedno oko i jednym palcem wykonać kilka ruchów na ekranie telefonu. Internet wszystko nam powie. Nie zawsze prawdę, ale powie.
Gotowe obiady mamy już od kilkudziesięciu lat, więc nie są niczym nadzwyczajnym. Nowością są zdrowsze obiady gotowe, nawet wzbogacone o witaminy. Witaminy tracimy siedząc w pomieszczeniach bez okien i spoglądając w nasze komputery. Tam gramy, oglądamy, umieszczamy zdjęcia, plotkujemy i zamieszczamy niesprawdzone informacje, które później ktoś przeczyta w nocy otwierając jedno oko i uruchamiając jeden palec. Podróże się tylko niewiele zmieniły. Jak ktoś słusznie zauważył, 100 lat temu tydzień zabierała podróż z Chicago do Nowego Jorku, a obecnie tylko 6 godzin, jeśli korzystamy z lotniska O`Hare i lądujemy na LaGuardia. Za te wszystkie wygody płacimy jednak wysoką cenę. Nic nie umiemy już sami zrobić. Bez technologii nie potrafimy funkcjonować, odżywiać się, poruszać. Z opanowaniem prostych działań matematycznych mamy podobne problemy, jak z budową lasera i lotami w kosmos. Jeśli jesteśmy na zakupach i na kasie pojawi się 3.32 reszty, to bez zastanowienia weźmiemy drobne i pojedziemy do domu. Jeśli przy tych samych zakupach pojawiłoby się 1.49 to też zaakceptowalibyśmy wyrok maszyny. Sprytny programista mógłby dzięki kasom sklepowym zarobić na nas w krótkim czasie miliony.
Wszystko to prawda. Problem w tym, że nie wiemy, w jaki sposób odwrócić ten proces. Nawet nie próbujemy. Wiedza i umiejętności gdzieś tam są. W końcu rymowanki z dzieciństwa, niespodziewanie nawet dla samych siebie, przypominamy sobie w odpowiednim lub najmniej odpowiednim momencie. Pamiętamy, jaki kolor oczu miała aktorka z tego fajnego filmu obejrzanego, gdy byliśmy nastolatkami. Wiemy też, jak robi się bomby dymne mieszając kilka kuchennych składników. Zapytani, ile nowych opon potrzebujemy do samochodu po chwili namysłu odpowiadamy. Cztery?
Widzę jeszcze jeden problem. Kobiety wydają się bardziej odporne na te wszystkie wygody życiowe i nawet korzystając z nich wciąż zachowują część (nie wszystkie) umiejętności sprzed lat. My, panowie, zmieniliśmy się baaaardzooo... przede wszystkim wszyscy znajdujemy się na takim dziwnym etapie gdzieś pomiędzy chłopcem i mężczyzną. Niby wyrośliśmy, ale nie do końca. W wieku 40 lat gramy, biegamy, bez zapowiedzi odwiedzamy kolegów, wciąż preferujemy dobre piwo ponad kiepską whiskey. Do tego panie twierdzą, że coraz trudniej się z nami porozumieć. Osobiście uważam, że nasz język jest bogaty, tylko trzeba go zrozumieć. Jak facet pyta, czy ktoś oglądał wczoraj wieczorem film, to nie tylko o nim chce porozmawiać. Przy okazji przekazuje mnóstwo informacji. O tym, że spędził wieczór przed telewizorem, co z kolei znaczy, że prawdopodobnie sam. Jak sam, to znaczy że nie był na randce, a jeśli żonaty, to znaczy że w domu była kłótnia. Oznacza to również, że prawdopodobnie nie zapłacił rachunku za internet, bo siedziałby wtedy przed ekranem komputera i wchłaniał wszystkie wyssane z palca opowieści na portalach społecznościowych i oglądał podrasowane zdjęcia znajomych z wakacji.
Tak czy inaczej przegrywamy. Nawet nie ma w nas już agresji. Udowadniamy, że jesteśmy niepotrzebni. W nocnych klubach nie ma już prawie bijatyk, a jak ktoś wyjmuje ręce z kieszeni to nie do bitki, ale by w telefonie sprawdzić pogodę przed wyjściem do domu. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić tak jak kiedyś. Nawet siłownia nam na to nie pozwala. Więcej tam stacjonarnych rowerów, niż ołowiu do rzucania. Po wielkim treningu wsiadamy do hybrydowego samochodu i w drodze do domu kupujemy sałatkę o obniżonej zawartości kalorycznej.
Obserwowałem niedawno ludzi w parku nad jeziorem. Różne rzeczy robili. Biegali, siedzieli, czytali, grali w szachy, krzyczeli na dzieci. Pewien już nie chłopak, ale jeszcze nie mężczyzna, czyli tak w wieku pomiędzy 25 – 40 lat, chciał nakarmić wiewiórkę. Rzucony maluteńki kawałek czegoś, chyba orzeszka, połknęła niemal w locie. Więc wystartowała po następny, czyli postąpiła cztery maleńkie kroczki wprzód. Karmiący wpadł w panikę. Z okrzykiem odskoczył i zasłonił się tabletem. Nie wiem czego się bał, on sam chyba też nie, bo chwilę później czujnie rozejrzał się poszukując świadków tego tchórzostwa. Spuściłem wzrok, by nie robić mu przykrości.
Seksmisja, film który bawił nas lata temu jest coraz mniejszą fikcją. Ten świat jest coraz bliżej i nie będzie do tego potrzebna żadna bomba profesora Kuppelweisera. Sami do tego doprowadzimy.
Zastanówmy się nad jednym. Ponad 100 lat temu ówcześni pionierzy spali na ziemi wokół ogniska, a wokół roiło się do wilków, kojotów, niedźwiedzi i innych dzikich zwierząt. Jednak to dziś częściej mamy do czynienia z przypadkami uszkodzenia ciała przez drapieżniki. Są to zwykle koty, psy, chomiki i komary. Im jesteśmy starsi, tym dłużej chcemy być nieodpowiedzialni. Później już nie jesteśmy w stanie nadrobić zaległości, więc zatrzymujemy się w tym stanie przejściowym, bo wygodnie jest i wszyscy inni to robią. Nie jestem inny. Wciąż wolę dobrą kreskówkę w telewizji od klasycznego dramatu. Stojąc przed sklepową kasą ślepo wierzę, że dostałem reszty tyle, ile się należy. W nocy otwieram czasem jedno oko i palcem sprawdzam wiadomości. Zdaję sobie sprawę, że powinno być inaczej, ale tak jest bardzo wygodnie..
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com
'