----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 września 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...
'

Blondyn nie zamierzał czekać na dalsze wykręty. Silnym ruchem pociągnął do siebie głowę ofiary i walnął nią o blat. Barman odruchowo położył dłonie na powierzchni nieheblowanego drewna, by stawić opór, lecz na nic się to zdało. Z rozbitego nosa i ust popłynęła struga krwi. Pakistańczyk uniósł głowę i spojrzał błagalnie na prześladowcę. Zrozpaczona dziewczyna ukryła twarz w dłoniach, szlochając głośno. Na barze zostały dwa zęby. Amerykanin ocenił skutki uderzenia ze znawstwem i widocznie uznał, że nie są wystarczające, gdyż ponownie walnął twarzą właściciela knajpy o blat. Krew trysnęła na wszystkie strony, a jedna kropla padła na policzek długowłosego. Ten zmazał ją końcem palca wskazującego i oblizał lubieżnie, wystawiając język. Błyskawicznie skoczył na ladę i wyciągnął zza niej dziewczynę. Była drobna, więc jego silne ramiona z łatwością uniosły ją w górę i postawiły za barem, gdzie pochwycili ją pozostali dwaj. Dziewczyna zaczęła się szarpać i krzyczeć. Mimo silnego chwytu za kark barman podniósł głowę. Długowłosy z kitką wyciągnął wielki wojskowy nóż i przyłożył jej ostrze do gardła.

– Zamknij się – wycedził – albo ci pomogę.

Przerażona nastolatka zamilkła. Słyszała opowieści o tych ludziach i wiedziała, że z pewnością zrealizowałby groźbę. A chciała żyć.

– Proszę, błagam was! – jęknął właściciel lokalu. – Bardzo panów proszę, zostawcie moją córkę. Zrobię, co zechcecie.

– Za późno – rzucił blondyn. – Twoja córeczka bardzo mi się spodobała.

Gawlik starał się nie zwracać uwagi na rozgrywający się w knajpie dramat. Miał nadzieję, że również przybysze nie zainteresują się samotnie siedzącym człowiekiem, jako że nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w lokalne awantury. Faktycznie, traktowali go jak powietrze, choć byli świadomi jego obecności.

Blondyn kiwnął głową na długowłosego. Ten w lot zrozumiał intencje towarzysza i wprawnym ruchem rozciął dziewczynie górną część ubrania. Nastolatka szlochała już na całego, a łzy ciurkiem płynęły po delikatnych policzkach. Trzeci z najemników rozerwał resztę poszarpanego ubrania i ściągnął z niej sukienkę. Uśmiechali się jeden do drugiego – zabawa dopiero się zaczynała.

– No, niezła jesteś – powiedział blondyn, szczerząc zęby. – Zobaczmy, co tam jeszcze chowasz…

Dziewczyna stała przed nimi naga, trzymana z tyłu za ręce przez jednego z mężczyzn. Była już zrezygnowana i potulna. Nie zamierzała walczyć. Niech zrobią z nią, co zechcą, byle zostawili tatę w spokoju. Chciała to mieć już za sobą…

Zupełnie niespodziewanie w głębi pomieszczenia rozległ się ostry głos.

– Haram!

Zaskoczenie było kompletne. Najemnicy spojrzeli na samotnika siedzącego przy stoliku w przeciwległym końcu sali. Blondyn rozluźnił uścisk na karku barmana, a ten również skierował wzrok na jedynego, jeszcze do niedawna cichego gościa.

– Haram! – rzucił ponownie Gawlik, tym razem jeszcze dobitniej, i wstał.

Amerykanie bywali w świecie islamskim i doskonale wiedzieli, co to słowo znaczy – dosłownie: „To, co zakazane”. A słowo to wypowiedziane ostrym tonem nigdy nie wróży nic dobrego. Ten człowiek ewidentnie szukał z nimi zwady.

Długowłosy z kitką postanowił zdusić problem w zarodku – zamachnął się i jego nóż wojskowy przeciął powietrze. Gawlik uchylił się w ostatniej chwili, co graniczyło niemal z cudem, biorąc pod uwagę szybkość najemnika i niewielki dystans – ostrze wbiło się w drewnianą ścianę za nim na wysokości jego szyi. Długowłosy zdziwił się nieco – ten facet był niezły, ale z pewnością nie tak dobry, jak on i jego zaprawieni w bojach kumple. Wyciągnął kolejny sztylet i wolnym krokiem zbliżał się do przeciwnika. Gawlik wyciągnął ostrze ze ściany, opuścił je na wysokość bioder i wyszedł zza stolika. Czekał. Amerykanin spojrzał mu w oczy. Dostrzegł w nich chłód, który powinien zaalarmować jego instynkt samozachowawczy, instynkt przetrwania za wszelką cenę. Ale tak się nie stało. Najemnik podszedł na mniej niż metr do stojącego nieruchomo Gawlika i zdecydował się na atak. Jego uzbrojona dłoń uderzyła z szybkością błyskawicy. Przeciwnik powinien zostać śmiertelnie ugodzony. Ale nie został – ostrze Amerykanina przecięło powietrze. Reakcja nieprzyjaciela była jeszcze szybsza, choć wydawało się to wręcz niemożliwe. Długowłosy padł na stolik, łamiąc go swoim ciężarem, a z jego rozprutego gardła buchała krew, rozlewając się już w kałużę. Pozostali trzej najemnicy, również uzbrojeni w noże, rzucili się z wściekłością na zabójcę ich towarzysza, zaś uwolniona dziewczyna ukryła się za barem, w ramionach poturbowanego ojca. Pośpiesznie okryła swoją nagość tym, co pozostało z sukienki i oboje wybiegli z knajpy.

Pierwszy atak najemników był jednocześnie ich ostatnim. Szybkość, z jaką operował ten nieznajomy, budziła przerażenie, lecz było już za późno. Unik, cięcie, blok, pchnięcie. Jego błyskawiczne, a jednocześnie straszliwie precyzyjne ruchy siały śmierć z każdym uderzeniem. Walka trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund. Blondyn leżał z rękojeścią noża wystającą z boku głowy na wysokości ucha. Drugi Amerykanin padł z wielką plamą krwi na lewej piersi, po precyzyjnym ciosie w serce. Trzeci oprych jeszcze przez chwilę wydawał chrapliwe dźwięki, lecz po chwili skonał, trzymając się za rozprute gardło. Gawlik przez moment przyglądał się swojemu dziełu zniszczenia, gdy nagle dostrzegł kątem oka, że ktoś siedzi przy jego stoliku. Polak podszedł i spojrzał na przybysza z góry.

– Proszę usiąść – nowo przybyły zwrócił się do Gawlika po angielsku.

Miał dziwny akcent – ani brytyjski, ani amerykański. Nieznajomy zakradł się do baru zupełnie niepostrzeżenie. Musiał wejść za kontuar i przeskoczyć pod ścianą, gdy Gawlik rozprawiał się z najemnikami. Ten człowiek, niewyglądający na zwykłego zjadacza chleba, był świadkiem masakry Amerykanów. Jedy­nym świadkiem, więc raczej nie powinien opuścić tego pomieszczenia żywy. Właściciel baru i jego córka się nie liczą.

– Niech się pan nie denerwuje, panie Gawlik, jestem po pana stronie. I niech pan usiądzie. Pogadajmy…

Adam zrozumiał, że to właśnie jest ów wyczekiwany nieznajomy. Z drugiej strony, nie przypominał sobie, żeby komuś podawał tu nazwisko. Skąd ten mężczyzna je znał? Kim był? Tak czy inaczej, dobrze mu z oczu nie patrzyło. Niestety, w tej chwili był jego jedyną szansą na wydostanie się z tej dziury i złapanie jakiejś roboty, która pozwoliłaby mu pomyśleć, co dalej ze sobą robić.

– Chce pan rozmawiać tutaj? – Gawlik spojrzał znacząco na trupy najemników.

– Proszę się nie obawiać, posprzątają – uspokoił go nieznajomy.

– My się znamy? – spytał Polak.

Założył ręce na piersiach i wpatrywał się w rozmówcę. Nie miał wątpliwości: to był żołnierz. Rysy twarzy i spojrzenie zdradzały ponadprzeciętną inteligencję, więc z pewnością oficer. W dodatku taki, któremu nieobce było doświadczenie na prawdziwym polu bitwy.

cdn

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów



'

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor