----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

02 października 2014

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Przytoczmy jeszcze raz wspomniany fragment z Ingardena:

Dzieła ludzkiej kultury duchowej nie znajdują w rzeczach materialnych nigdy oparcia tak pewnego, żeby mogły istnieć zupełnie bez pomocy działania i świadomości ludzkiej. Gdy moc duchowa (kulturowa) człowieka słabnie lub zanika, warstwa Rzeczywistości Ludzkiej na świecie zdaje się zacierać i zanikać, a człowiek odkrywa oryginalne oblicze Przyrody – żywiołu w świecie go otaczającym i nawet w sobie samym, i czuje się wtedy opuszczony w świecie sobie obcym i straszliwym. Popada w prawdziwą rozpacz, czując się odartym z wszelkiego sensu, który uczynił z niego – zwierzęcia – człowieka.

Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie zapada z powrotem i bez ratunku w swoją zwierzęcość, która stanowi jego śmierć”. (Książeczka…s.25)

To „ukulturalnienie” przez wino, czyli kreowanie wartości - sztucznych, intelektualnie skomplikowanych konstruktów zasadniczo obcych światu zwierzęcemu - perfekcyjnie definiuje Marek Bieńczyk w wywiadzie zatytułowanym „Wino – ekspresja ziemi”, który opublikował Tygodnik Powszechny w listopadzie 2002 roku:

Obcowanie z winem przynosi przyjemność pokrewną tej, jaką odczuwamy obcując z dziełem sztuki. Wymaga, byśmy je uchwycili, wypowiedzieli. Kolor, smak, aromaty – owszem, ale chcąc uchwycić jego istotę, trzeba posłużyć się metaforą. Nie poetycką, lecz fenomenologiczną, taką, która sięga sedna rzeczy, właśnie jej istoty. Wino jest kuźnią metafor, które nie tylko bawią się obrazem, słowem, skojarzeniem, lecz ujmują jakąś cząstkę świata. Jest to nie tylko przyjemne, lecz również etyczne, bo opisywanie świata, tego, co z nim i na nim wytworzyliśmy, jest obowiązkiem myśli. 
Myślę niekiedy, że jeśli wino przynosi, jak to się mówi od starożytności, pocieszenie, to dlatego, że daje terapeutyczne, utopijne poczucie jedności świata. Nie wiemy o tym, biorąc kolejny łyk, czy raczej wiemy o tym podświadomie. Wino ugładza podświadomość, depersonalizuje ją, dotyka w niej potrzeby uniwersalności, potrzeby jakiegoś doznania powszechności, którą w sobie skrycie nosimy. A to odczucie uniwersalności zostaje wzmocnione tym, że wśród innych form estetycznych wino, będąc dziełem człowieka, pozostaje dziełem natury. Przeto nasze metafory odnoszą się w równej mierze do tego, co w winie ludzkie, i do tego, co w nim pozaludzkie; łączą oba wymiary świata”. (Nr 47, listopad, 2002)

Świetnie rozumiał to Hamvas, pozbawiony możliwości pławienia się w tym, co najbardziej kochał, czyli zanurzonemu w nieskrępowanej wolności rozważaniu i interpretowaniu tego, co powiedzieli przed nim ci nieliczni, których Bóg doświadczył nadzwyczajną umiejętnością myślenia – filozofowie starożytni, myśliciele i teolodzy.

Warto przypomnieć, że Hamvas doświadczył wiele ze zła, którym wiek XX naznaczył Europę, w tym oczywiście i Węgry. Okrucieństwa totalitaryzmów w jakich przyszło mu żyć i tworzyć („Filozofia wina” powstała w 1945 roku), nigdy jakkolwiek nie pozbawiły go tego, co dla mędrca jest najważniejsze – czyli umiejętności poszukiwania odpowiedzi na fundamentalne pytania, albo może raczej umiejętności odnajdywania ich wśród balatońskich winnic, bo:

Wino to także fascynujące spotkanie z niespodzianką. Nigdy nie wiemy z góry, jak będzie smakowało, nie wiemy, co się zdarzy. Wino nie wiąże się dla mnie z przeszłością; mniej urzeka to, że przynosi wraz z sobą dwadzieścia, dajmy na to, lat swego istnienia, które my już mamy za nami, niż to, że jest niewiadomą, że wywołuje właśnie to pytanie: co się zdarzy? Dlatego może tak często antropomorfizuje się wino, mówi się o nim jak o człowieku, którego trzeba poznać, rozgryźć. Baudelaire jako pierwszy powiedział: wino ma w sobie coś z człowieka, picie go jest spotkaniem z osobowością.

To znaczy, że wino jest nieobliczalne?

To samo wino nalane z drugiej butelki może być zupełnie inne. One mogły leżeć obok siebie przez wiele lat, ale po otwarciu okaże się, że zestarzały się na zupełnie inny sposób – jak różnie starzeją się ludzie. Ponadto: to samo wino smakowane dzisiaj, otworzone jutro będzie smakowało inaczej. Ta zmienność leży w naturze wina. Ale zarazem smakowanie wina odkrywa niekiedy tę samą niepewność, nieobliczalność w naszej naturze. Zmienna natura wina ujawnia zmienność, nieokreśloność naszej własnej natury. Degustacja jest niekiedy doświadczeniem dosyć przerażającym, rzekłbym nawet, głęboko egzystencjalnym. Wino odsyła do nieokreślonej w nas płynności, ukazuje niejasny, nieuchwytny charakter naszych wyborów, sądów, efemeryczność doznań.
W jaki stan trzeba się wprawić, żeby być gotowym na spotkanie z winem?
– Jeżeli jesteśmy w złym humorze, to nie warto pić wina. Bynajmniej nie jest ono lekarstwem, które rozprasza zły humor; a już na pewno będąc w złym humorze niewiele z jego obecności wyciągniemy. Zły humor jest dla mnie w obcowaniu z winem barierą absolutną. Skupienie się przed degustacją przypomina trochę ćwiczenie jogi. Kiedy degustuję z przyjaciółmi, w pewnej chwili robi się wielka cisza. To jest skupienie filozoficzne i, rzekłbym, fizjologiczne. Nasze wewnętrzne kłopoty, problemy blokują receptory
zmysłowe”. (Tygodnik Powszechny, nr 47, 2002)

Wino ma nadzwyczajne wymagania i oczekiwania wobec ludzi i to wszystkich, którzy mają z nim do czynienia. Nie jest łatwe w obcowaniu, jest raczej niebywale wymagające, nie każdy unie i potrafi się z winem obchodzić, mimo, że mogłoby się wydawać, iż każdy może je pić, ale to doświadczenie picia wina jest niebywale arystokratyczne – to jak ktoś wino pije, a raczej jak je smakuje, rozpoznaje i odkrywa to cała rytualna procedura dana w istocie tym, którzy się do tego (albo raczej z tym) urodzili. Wprawdzie można się ponoć nauczyć „kochać” wino, ale co to za miłość, która jest wyuczona, a nie objawiona?

Jose Ortega y Gasset, który z modelem filozofowania prezentowanym przez Hamvasa ma wiele wspólnego (to przecież raczej w obu wypadkach twórcy eseistycznych raczej, aniżeli czysto filozoficznych tekstów) kochał arystokratyczność kultury wina, z jej wyjątkową unikalnością, która implikuje bardzo jednostkowy, indywidualny charakter zarówno samego wina (smaku, koloru i zapachu, konsystencji), miejsca, w którym znajduje się winnica i w którym wytwarza się wino, jak i osobliwe i niepowtarzalne umiejętności tych, którzy wino piją.

Ortega y Gasset, przerażony powszechnością i masowością kultury pisał z początkiem zeszłego wieku w swym kultowym tekście „Bunt mas” tak:

Masa miażdży na swojej drodze wszytko to, co jest inne, indywidualne, szczególne i wybrane. Kto nie jest taki sam jak wszyscy, kto nie myśli tak samo jak wszyscy, naraża się na ryzyko eliminacji. Oczywiście wszyscy to wcale nie wszyscy. Normalnie rzecz biorąc to całość, na którą składając się masy i wyróżniające się pewnymi szczególnymi cechami mniejszości. Obecnie wszyscy to tylko masa. Taka właśnie jest straszliwa prawda o naszych czasach, przedstawiona brutalnie i bez osłonek”. (Bunt mas, s.15)

Hamvas zdawał sobie z tego doskonale sprawę pisząc o węgierskim rieslingu, iż „wino to ma w sobie coś niezwykłego, co zresztą i w człowieku rzadkie: indywidualność. Jest to zjawisko zanikające, gdyż coraz mniej jest win z charakterem. Podobnie jak ludzi”. (s.142) Bela Hamvas doświadczył w swym życiu okrutnej eliminacji i urzędowego zepchnięcia na margines, a hołubiona wtedy nowa, sowiecka masowość kazała mu istnieć na obrzeżach i nie pozwoliła być sobą w całej pełni. Może dlatego właśnie „Filozofia wina” pełna jest przekornej wiary, iż „trzeba kochać życie i nie przejmować się wyrokami losu. Reszta jest próżnością, a nawet fałszem” (s.153)

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor