– Nazywam się Barlow. Reprezentuję pewną organizację, w której pana wiedza, doświadczenie i dość niezwykłe umiejętności zostałyby docenione i sowicie opłacone. O pana wyczynach w Kandaharze było tutaj swego czasu dość głośno.
Gawlik nie bardzo rozumiał. Jego afgańska działalność z całą pewnością nie przysporzyłaby mu tu przyjaciół, dlatego między innymi, nie afiszował się tym, kim był i co robił. Hordy afgańskich bojowników urządziłyby sobie na niego polowanie, a ten człowiek chce mu dać dobrze płatną robotę? Czyżby prowadził jakąś prywatną wojnę, na którą szukał najemników? W sytuacji Gawlika żadne uczciwe zajęcie nie wchodziło w grę.
– Proszę mówić – powiedział cicho Polak.
– Z pewnością zdaje sobie pan sprawę z sytuacji, w jakiej się pan teraz znalazł. Wrogie otoczenie, a szanse na karierę, że się tak wyrażę, raczej marne. Zanim dotrze pan do jakiegoś cywilizowanego kraju, dopadną pana wrogowie, a ma ich tu pan wielu, choć nie przeczę, że udało się panu wzbudzić ich podziw.
– Co pan proponuje? – spytał Polak beznamiętnie.
– Jest parę intratnych zleceń. Do ich realizacji potrzebni są ludzie tacy jak pan – eksperci w wojennym rzemiośle.
– Mam być najemnikiem? – zmarszczył lekko brwi. Jego wzrok nabrał złowieszczego wyrazu. – Takim jak oni? Mordercą? Zwykłymi zbrodniarzem?
– Z całym szacunkiem, ale w Afganistanie nie uchodził pan za uosobienie niewinności, żeby wspomnieć choćby eksterminację pewnej wioski, dokonaną na rozkaz pułkownika Iwanowa...
Ten człowiek był doskonale poinformowany. Gawlik zastanawiał się, jak udało mu się zdobyć takie informacje. O akcji mówiło się czasem, ale skąd Barlow znał nazwiska?
– Tam była wojna, a my byliśmy żołnierzami. Walczyliśmy z bezwzględnym i podstępnym wrogiem. Nieśliśmy Afgańczykom postęp kulturalny i cywilizacyjny.
Przez twarz Barlowa przemknął drwiący uśmiech.
– Wielkie słowa… Pewnie sam pan nie wierzy w to, co mówi. Tak czy inaczej, historia osądzi, kto był kim. Dzisiaj nie wiadomo, kto jest bohaterem, a kto zwykłym bandytą. Czas herosów już minął. Teraz liczy się tylko zysk. A wojna to bardzo zyskowny interes. Proponuję panu pracę, która przy odrobinie szczęścia zapewni panu spokojną przyszłość.
– Pracę? Spokojną przyszłość? Przy odrobinie szczęścia? – spytał Gawlik retorycznie, głosem przepełnionym bólem i rezygnacją. Miał dość wojny. – Sam pan nie wierzy w to, co mówi – z drwiną zacytował swego rozmówcę.
Chciał normalnie żyć, gdzieś, gdzie nikt go nie zna ani nie pozna jego przeszłości. Takie miejsce wydawało się być jeszcze bardzo daleko stąd, zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Polak spuścił głowę i milczał. Liczył na pomoc tego człowieka, lecz nie TAKĄ pomoc.
– Panie Gawlik, jestem żołnierzem, takim jak pan. Proszę mi wierzyć, takie są realia. Medalu bohatera Związku Radzieckiego już panu nie dadzą. Poza tym po co by to panu było? Ma pan solidny fach w ręku, więc trzeba wyciągnąć z niego ile się da. Szkoda czasu na sentymenty. Drugi raz taka okazja się nie zdarzy.
– Gdzie i co? – spytał Gawlik, nie podnosząc na rozmówcę wzroku.
Barlow sięgnął do wewnętrznej kieszeni kamizelki, podobnej do tej, którą miały na sobie leżące wokoło trupy. Wyciągnął niewielką butelkę whisky, odkręcił korek i bez słowa podał ją Polakowi. Ten zawahał się, ale przyjął poczęstunek i pociągnął solidny łyk. Trunek był przedniego gatunku. Spojrzał na etykietę. Jack Daniels – trzeba zapamiętać. Oddał butelkę.
– Wiedziałem, że się dogadamy. – powiedział Barlow z zadowoleniem i wstał od stołu. – Chodźmy. Niedaleko stąd czeka na nas śmigłowiec. Szczegóły omówimy po drodze.
Mężczyźni wyszli z knajpy. Sześciu czekających na zewnątrz Pakistańczyków zerwało się na równe nogi i wbiegło pośpiesznie do środka. Trzeba było posprzątać, ale oni znali się na swojej robocie.
Warszawa, Polska
Osiemdziesięciometrowe mieszkanie na Mokotowie, które Roman Maliński wykupił na własność w ubiegłym roku, jeszcze kilka lat temu – pod koniec lat osiemdziesiątych – uchodziłoby za szczyt luksusu. Umeblował je nowocześnie i ze smakiem, za pieniądze przywożone z zagranicznych kontraktów. Teraz, dwa lata po transformacji gospodarczej, pojawiła się w Warszawie elita finansowa i towarzyska, do której on już nie należał. Jeszcze do niedawna pracował w Centrali Handlu Zagranicznego, lecz wraz ze zmianami dokonanymi na najwyższych szczeblach władzy przyszli nowi ludzie. Instytucję zlikwidowano, a on stracił intratną posadę.
Siedział w ogromnym, skórzanym fotelu i przeglądał „Gazetę Wyborczą”. Aneta podeszła do szafy, zajmującej całą ścianę sypialni i rozsunęła oszklone drzwi. Roman doskonale widział jej odbicie w wysokim na ponad dwa i pół metra lustrze. Miała długie, gęste blond włosy i nienaganną figurę, jakiej nie powstydziłaby się modelka światowej klasy. Przekroczyła już trzydziestkę, lecz wciąż była niebywale atrakcyjną kobietą. Miała na sobie czarną, koronkową bieliznę w najlepszym gatunku. Pończochy podtrzymywał pas dopełniający całości, która najbardziej nieczułego na damskie wdzięki mężczyznę doprowadziłaby do szaleństwa. Byli małżeństwem od siedmiu lat, a on wciąż kochał tę kobietę na zabój. Niestety, coraz częściej dawała mu do zrozumienia, że jest to miłość bez wzajemności. Wszystko zaczęło się psuć, gdy zwolnili go z pracy, a ich stopa życiowa gwałtownie spadła. Na własnej skórze przekonał się, że pieniądze, a właściwie ich brak, potrafią zabić nawet najbardziej gorące uczucie.
– Wychodzisz? – spytał spokojnie, choć sytuacja wskazywała na to jasno. Na pewno słyszała, ale nie uznała za stosowne udzielić mu odpowiedzi; w milczeniu czesała przed lustrem bujne blond loki. – Pytałem, czy wychodzisz – powtórzył głośniej.
W jego głosie zabrzmiała nutka irytacji. Nie znosił, gdy go ignorowała! Potrafiła go w ten sposób doprowadzić do furii. Aneta stanęła w otwartych drzwiach; nie miała na sobie nic poza bielizną. Położyła dłonie na biodrach i popatrzyła mu prosto w oczy.
– A co, myślałeś, że dla ciebie się tak ubieram? – rzuciła prowokacyjnie.
Wyglądała oszałamiająco i doskonale o tym wiedziała. Tym bardziej bolały wypowiadane przez nią słowa. Fala gorąca uderzyła mu do głowy, z najwyższym trudem opanował narastającą wściekłość. Wiedział, że nie może dać się wciągnąć w kolejną awanturę, która tym razem z pewnością skończyłaby się rozwodem. Aneta szukała jedynie pretekstu, by uspokoić sumienie.
– Możesz mi powiedzieć dokąd?
Utrzymanie spokojnego tonu wymagało od niego niemal nadludzkiego wysiłku.
cdn
Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów