– Niech pan siada.
Poczekał, aż Roman usiądzie przy niewielkim stole konferencyjnym, i sam zajął miejsce naprzeciwko niego.
– Pewnie zastanawia się pan, dlaczego go tu zaprosiłem – przedstawiciela epoki, która, daj Boże, już nigdy nie wróci – zaczął swoim zawsze łagodnym, wyważonym głosem Skibicki.
– Szczerze mówiąc, tak. Wasza ekipa nie przepada za ludźmi takimi, jak ja.
– Widzi pan, ja, może trochę w odróżnieniu od moich kolegów, często zaślepionych nienawiścią do wszystkiego, co wiąże się czasami realnego socjalizmu, jestem człowiekiem pragmatycznym. Wyznaję zasadę, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje. Dlatego rozmawiam dziś z panem. Kraj pana potrzebuje.
– Obawiam się, że pan mnie przecenia. Nie byłem notablem, a jedynie, powiedzmy, beneficjentem poprzedniego ustroju.
– Przepraszam, powinienem był od razu spytać. Napije się pan czegoś? – spytał minister ni stąd, ni zowąd. – Kawa, herbata, koniak?
– Chętnie napiłbym się Metaxy, ale, niestety, prowadzę. Poproszę herbatę.
– Skibicki podszedł do swojego biurka. Nacisnął przycisk telefonu.
– Pani Aniu, poproszę dwie herbaty i dwie Metaxy pięciogwiazdkowe – wrócił do stołu. – Proszę się nie martwić. Nie jestem zwolennikiem prowadzenia pod wpływem alkoholu. Nasz kierowca odwiezie pana do domu. Ale wracając do sprawy: na dzień dzisiejszy jest pan dla nas znacznie cenniejszy, niż się to panu wydaje.
– Miło mi to słyszeć, ale... – Roman nie dokończył zdania. Jedynie rozłożył bezradnie ręce.
– Oglądał pan ostatnio wiadomości, panie Romku?
Minister uderzył w mniej oficjalny ton. Coś tu musiało być na rzeczy… Roman doszedł do przekonania, że rzeczywiście jest im potrzebny. Ale jak? Może chodziło o jego pracę w Centrali Handlu Zagranicznego? Zwiedził w końcu kawałek świata. Informacje? Bo przecież chyba nie wywiad…
– Ostatnio? Jakoś nie było czasu. Wydarzyło się coś ciekawego? – zapytał z autentycznym zainteresowaniem.
Otworzyły się drzwi i weszła sekretarka z tacą. Postawiła przed Skibickim filiżankę herbaty i duży kieliszek z alkoholem. Roman dostał Metaxę i gorącą wodę. Torebka z herbatą i plasterek cytryny leżały na osobnym spodku. Miło – mogła przecież złośliwie zrobić za mocną lub za słabą.
– Bardzo dziękuję – uśmiechnął się do kobiety w nadziei, że uda się zakopać topór wojenny.
Pani Ania z pewnością nie zamierzała ułatwiać mu zadania, bo popatrzyła na niego wzrokiem, pod którym mimowolnie kurczyli się nawet najwyżsi rangą pracownicy ministerstwa. Sekretarka wyszła z miną obrażonej niewinności, jednak minister nie zwrócił na to uwagi.
– Od przedwczoraj Rosja ma nowego premiera – stwierdził rzeczowo.
– Zapewniam pana, że nie miałem z tym nic wspólnego – próbował żartować Maliński, by jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę.
Choć żart był płaski i raczej nie na miejscu, Skibicki uśmiechnął się łaskawie. Podobał mu się ten człowiek, mimo że komuch – poczucie humoru jest czasem w kręgach politycznych na wagę złota.
– Nowym premierem jest Wiktor Czernousow, do niedawna szef zarządu Gazpromu – kontynuował gospodarz spotkania. Nagła zmiana wyrazu twarzy gościa nie uszła jego uwadze: było to lekkie zaskoczenie, pomieszane z rosnącą ciekawością. – Nasz ambasador złożył mu kurtuazyjną wizytę z gratulacjami. Zwyczajowa wymiana formułek grzecznościowych, wie pan jak to jest – Roman nie wiedział, bo niby skąd. – Gdy ambasador wychodził, już za drzwiami, na korytarzu, jeden z asystentów nowego premiera dogonił go i powiedział, że premier pyta, czy u nas we władzach jest Roman Maliński, dawny pracownik Centrali Handlu Zagranicznego – minister przerwał, czekając na reakcję rozmówcy. Ten jednak zagapił się w przestrzeń nad ministerialną głową, zatopiony we wspomnieniach. – Było to dość nietypowe zachowanie, bo takie rzeczy zdarzają się nader rzadko. W świetle naszych nienajlepszych relacji z Rosjanami ambasador ani nie zaprzeczył, ani nie potwierdził. Woleliśmy pana szybko znaleźć, co zresztą nie okazało się takie trudne – minister znowu przerwał. Spodziewał się, że gość jakoś odniesie się do jego słów, ale Roman zmarszczył brwi i nie odzywał się, rozmyślając nad czymś usilnie. – Teraz ważą się losy umowy na dostawę gazu z Rosji. Kontrakt będzie, ale na jakich warunkach, to Bóg jeden wie. Czy pan może nam jakoś pomóc?
– Myślałem, że takimi sprawami zajmuje się Ministerstwo Współpracy Gospodarczej z Zagranicą – stwierdził rzeczowo Robert.
Minister uniósł brwi. Spodziewał się konkretnej odpowiedzi, która nie padła, nie chciał jednak naciskać na człowieka mogącego oddać krajowi nie lada przysługę.
– Tak jest w istocie. Ale ambasador przekazał tę informację mnie pierwszemu. Zdecydowałem się więc działać, ponieważ czas nagli.
– Czas nagli?
– Jutro odbywa się w Moskwie kolejna, miejmy nadzieję finalna sesja rozmów dotyczących umowy na dostawy gazu do Polski. Myślę, że z udziałem nowego premiera. Dlatego chciałbym spytać, czy z jakichś powodów powinniśmy włączyć pana w skład delegacji rządowej.
Roman sięgnął po kieliszek z Metaxą. Podniósł go na wysokość ust i wciągnął nosem charakterystyczną dla tego trunku owocową woń. Zawsze uważał, że pięciogwiazdkowa jest najlepsza. Lepsza od tej z siedmioma i więcej gwiazdkami.
– Powiem panu szczerze, panie ministrze, że nie wiem – stwierdził Robert i pociągnął łyk. – Zanim nam się ustrój zmienił, z Wiktorem wypiliśmy w Moskwie morze wódki. On był urzędnikiem średniego szczebla, a ja nieszczególnie miałem co robić na placówce w Moskwie, tośmy za kołnierz nie wylewali. Lubił ze mną pić, bo miałem głowę silniejszą od niego. Pewnego dnia pobiliśmy się. Poszło o kobietę. Wyszedł z bójki dużo bardziej pokiereszowany niż ja, a na drugi dzień przesunęli go na inne odpowiedzialne stanowisko. Wtedy kontakt nam się urwał, dlatego nie wiem, czy się na coś przydam.
Skibicki przyglądał mu się uważnie. Cały czas rozważał coś w myślach. Zapadła cisza.
Dzwonek telefonu był bardzo głośny.
– Przepraszam pana – powiedział tonem usprawiedliwienia, podszedł do biurka i podniósł słuchawkę. – Tak, proszę łączyć... Cześć, Kaziu! Tak, jest tu u mnie. Ale jest jeden problem, bo ich relacje nie do końca są takie, jak myśleliśmy – przerwał i słuchał rozmówcy. – Dobra, skoro tak uważasz, to niech będzie. Pogadam. Na razie, Kaziu.
Skibicki odłożył słuchawkę i wrócił do swojego gościa.
– Właśnie rozmawiałem z ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą. Stwierdził, że pana obecność może przysłużyć się całej sprawie. Pytanie więc, czy możemy na pana liczyć.
– Jestem do dyspozycji, panie ministrze.
cdn
Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów