Bunt rodzi się z przedstawienia absurdu w obliczu kondycji niesprawiedliwej i niezrozumiałej – ale bunt różni się przecież od desperacji. W buncie zawarta jest przede wszystkim subtelna i mocna miłość samego siebie, powiedziałbym nawet: miłość do samego siebie pojęta najuczciwiej, jak tylko może być pojęta i przeżyta w sytuacji, gdy wszystkie wiary zawiodły. Trwoga jest stanem świadomości, męstwo i miłość są aktami świadomości. Ostatecznie nie jestem odpowiedzialny za żadną nachodzącą mnie trwogę. Jestem odpowiedzialny za odpowiedź trwodze, która przynosi męstwo i miłość samego siebie.
I jeszcze krótko o innej parze /śmiertelnych nastrojów/ - rozpaczy i nadziei.
Należy odróżnić rozpacz jako ogarniający świadomość człowieka stan, nastrój od wewnętrznej zgody na rozpacz, która to zgoda zdolna jest dopełnić rozpacz w jej funkcji niszczenia, niemniej jest w stosunku do samej rozpaczy czymś nowym. Rozpacz jest ściśle spleciona z trwogą. Nadaje ona trwodze zmysłowy, niemal zwierzęcy wyraz. Rozpacz oznacza utratę sensu wszystkiego, co człowieka otacza. Nie znaczy to, by w sytuacji rozpaczy uderzała człowieka niemożliwa do poskromienia pokusa czynienia zła i tylko zła. Jest raczej tak, że skoro nic nie ma sensu, nie ma tez sensu żadne chcenie, żadne działanie, żadna różnica między dobrem i złem. W efekcie człowiek staje w martwym punkcie absolutnej inercji, w środku ogarniającego go osaczenia. Przez rozpacz zrywa komunię z istnieniem:
„…jest to, (jak pisze G. Marcel), załamanie się w obliczu nieuniknionego; jest to w istocie zrezygnowanie z pozostania sobą samym, zafascynowanie ideą własnego zniszczenia do tego stopnia, że się je wyprzedza”.
Szczytowym momentem rozpaczy, a jednocześnie momentem wykroczenia poza nią w stronę tego, co ona nakazuje, jest chwila wewnętrznej zgody na rozpacz, w której to zgodzie pozytywny akt uznania prawomocności jej nakazu jest identyczny z negatywnym aktem rezygnacji z wszelkiej nadziei. W tym centralnym punkcie rozpacz przekształca się w imperatyw samobójstwa. Niemniej zgoda na rozpacz nie jest rozpaczą, ponieważ jest aktem, a nie stanem człowieka.
Nie umiem powiedzieć, czy rozpacz absolutna jest dla człowieka możliwa do przeżycia. Jest, jak się zdaje, taki moment, w którym rozpacz przekształca się w pewne novum, mianowicie aktywne sprowokowane umieranie. Wraz z postępującą śmiercią kończy się zdolność przeżywania rozpaczy. Tak czy inaczej rozpacz zmusza do czynu. Będzie to albo sprowokowane umieranie, albo protest wyrażający się ożywieniem nadziei. Nadzieja jest spontaniczną odpowiedzią człowieka na rozpacz.
„…prawdą jest, że o nadziei można mówić tylko tam, gdzie wchodzi w grę pokusa rozpaczy; nadzieja jest aktem, dzięki któremu pokusę tę aktywnie czy zwycięsko zwalczamy, choć zwycięstwu temu może nie zawsze towarzyszyć uczucie wysiłku”.
Skoro jednak rozpacz była pokusą zrezygnowania z pozostawania sobą, to nadzieja jest zgodą na samego siebie. Zgoda na samego siebie jest zawsze poprzedzona odczuciem siebie jako wartości. Zaś jedno i drugie stanowi rdzeń autentycznej miłości do samego siebie, o której wspomnieliśmy wyżej. Podobnie zatem jak męstwo, także nadzieja jest ostatecznie umożliwiona przez pierwotne, intymne i subtelne odczucie samego siebie jako wartości, którą jest miłość.
Można by wskazać jeszcze na nastrój samotności i wywołany przezeń irracjonalny lecz pozytywny akt szukania intymnej komunii z kimś, kto mógłby człowieka poratować, co przejawia się gwałtownymi wzlotami uczuć wiary i zaufania do lekarza, do znachora, czy do modlitwy bliskiego człowieka, jakie obserwujemy niekiedy u chorych.
Wreszcie można by wymienić nienawiść i miłość: nienawiść do tych, którzy zawinili i miłość ku tym, którzy pomogli lub przynajmniej podzielają racje umierającego, który nie chce umierać. U podstaw wszystkich tych i innych zjawisk łatwo daje się wykryć zjawisko podstawowe – wzmiankowana, najbardziej pierwotna, miłosna aprobata samego siebie jako wartości jedynej w swoim rodzaju. O tym wszystkim powiemy jednak przy innej okazji.
Spróbujmy dokonać krótkiego rzutu oka na całość zarysowanego sensu umierania.
Podstawowym elementem umierania jest świadomość nadciągającego ku nam osobiście i bezpośrednio mówiącego TY (całkowicie irracjonalnego) pustoszenia. Pustoszenie przychodzi do nas z zewnątrz, jest obce egotycznie. Świadomość reaguje na nie spontanicznie całym zespołem /śmiertelnych nastrojów/, które układają się w splot wewnętrznie zantagonizowany. W ten sposób powstaje wewnętrzna sytuacja walki. W centrum tej walki stoi postawione w obliczu samego siebie JA, o które toczy się walka i które pozytywnie jest w nią wmieszane. Wspólnym mianownikiem stanów nachodzących człowieka od zewnątrz: rozpaczy, trwogi, samotności – jest rys niszczenia. Wspólnym mianownikiem aktów pochodzących od JA jest pierwotna miłość do samego siebie warunkująca protest i walkę. Stąd radykalna ambiwalencja umierania – ono jest jednocześnie graniczną sytuacją niszczenia i wytwarzania. Nie wiemy do czego będzie należeć ostatni moment. Dlatego śmierć, jak słusznie powiedział Heidegger, jest tylko /możliwością niemożliwości/.
WOLNOŚĆ I ZNACZENIA
Powiedziałem wyżej, że śmierć jest irracjonalna i dlatego, jak wszystko, co irracjonalne, domaga się racjonalizacji. Pierwotnej racjonalizacji śmierci może człowiek dokonać przez rozstrzygnięcie metafizyczne. Wtórnej racjonalizacji dokonuje poprzez nadanie śmierci znaczenia, niemniej swoboda w nadawaniu znaczeń nie jest całkiem nieograniczona. Pewne znaczenia są z góry wykluczone przez sens śmierci. My jednak zajmiemy się tylko tymi dopuszczonymi, w dodatku najczęściej spotykanymi.
Przede wszystkim znaczenie heroiczne.
Przez śmierć heroiczną rozumiem śmierć poniesioną przy okazji spełniania jakiegoś czynu o szczególnym znaczeniu dla ludzkości, narodu czy drugiego człowieka. Po przykład sięgnijmy do listów rozstrzelanych, pisanych przez członków francuskiego ruchu oporu, pomiędzy wyrokiem śmierci, a wykonaniem wyroku:
„Donosiłem wam w poprzednim liście o moim skazaniu. Pomimo wszystko miałem nadzieję, że zostanę ułaskawiony, teraz nie ma już żadnej nadziei. Chcę umrzeć jak bohater, jak patriota, jako żołnierz Francji, która jutro będzie wyzwolona, silna, szczęśliwa”.
Inny list:
„…umieram z przekonaniem, że spełniłem obowiązek wobec Francji, że nie będę zaliczony do tchórzy. Wiem także, że pozostanie dosyć przyjaciół, aby kontynuować walkę aż do zwycięstwa.”
Człowiek, jak widać, podejmuje heroiczny czyn, narażając się przy tym na śmierć. Gdy śmierć przychodzi, spełniony lub choćby tylko podjęty czyn nadaje śmierci szczególną godność.
Śmierć nabiera znaczenia heroicznego dzięki stosunkowi, w jakim stoi do heroicznego czynu.
Zbyszek Kruczalak