W tym tygodniu w Warszawie otwarto Muzeum Historii Żydów Polskich. Nowoczesna ekspozycja prezentuje tysiąc lat polsko-żydowskich kontaktów, przede wszystkim zaś wspólną udaną koegzystencję dwóch nacji na jednej ziemi. Jest to zjawisko autentyczne, często jednak go sobie nie uświadamiamy.
Opowieść, którą przekazuje muzeum zwiedzającym na początek, jest tak zwana legenda Polin. Żydzi, wędrujący we wczesnym średniowieczu po Europie w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogliby się spokojnie osiedlić, przybyli wreszcie na ziemię polskie. W lesie miał ich witać dźwięk brzmiący niczym hebrajski zwrot „po-lin”, czyli „tu odpoczniesz”. Nazwę taką otrzymał więc kraj, w którym przyszło osiedlić się kolejnym grupom żydowskich tułaczy.
Żydzi w rzeczywistości chętnie przybywali do Polski i tu mogli wreszcie odpocząć. Dlaczego? Przyczyną ich tułaczki były niepokoje, które od wieków trapiły tę społeczność. Gdy w starożytności Rzymianie zniszczyli Świątynię w Jerozolimie i wypędzili Izraelitów z Palestyny, wyznawcy religii mojżeszowej tułali się po Bliskim Wschodzie i Europie. Osiadali w różnych miejscach, jednak z czasem ich stamtąd wypędzano – stanowili konkurencję gospodarczą dla miejscowych, a jednocześnie wiązały się z nimi liczne uprzedzenia religijne. Wszak to właśnie żydowscy sędziowie skazali na śmierć Jezusa, a wyobraźnię ludu wciąż rozpalała legenda o mordzie rytualnym – podejrzenie, że Żydzi porywają chrześcijańskie dzieci, upuszczają im krew (czy nawet zabijają je), by wykorzystać ją do swoich religijno-magicznych rytuałów. Z tego powodu uciekali z Hiszpanii, Włoch, Francji czy Niemiec na Wschód.
W Polsce znajdowali dobre miejsce do zamieszkania, gdyż z powodu zacofania społeczność posiadająca umiejętności handlowe, rzemieślnicze i specjalistyczne stanowiła dużą wartość. Stąd też obejmowanie żydowskich przybyszów opieką książąt i królów, którzy dla sprawnego funkcjonowania państwa chcieli posiadać też i taką grupę poddanych. Mało kto pamięta o tym, że pierwsze monety bite przez Mieszka I pochodziły właśnie z mennicy prowadzonej przez Żyda.
W ten sposób Żydzi coraz chętniej przybywali nad Wisłę, osiedlając się w miastach. Oczywiście, nie mogli mieć wpływu na władzę – tę dzierżył monarcha, a wraz z nim można szlachta czy wpływowe duchowieństwo, które zresztą bywało wobec mieszkańców żydowskich sceptyczne. Jednak w zakresie własnych spraw, takich jak kwestie lokalne, sądowe czy zwłaszcza religijne, posiadali oni znaczącą autonomię, zaś władzę nad społecznością sprawował samorząd, czyli tak zwany kahał.
Wkrótce, już w XVI wieku, znaczenie współpracy z Żydami zauważyła inna grupa rządząca Polską – szlachta. Był to czas wielkiego rozwoju gospodarki folwarcznej, opartej na eksporcie zboża przez Gdańsk na Zachód. O ile szlachcic mógł nadzorować pracę swoich chłopów na polach, o tyle już o wiele gorzej radził sobie ze sprzedażą barek pełnych złotych ziaren. Tu znajdowało się miejsce dla Żydów – to oni, dzięki znacznym wpływom w handlu w tej części Europy, mogli skutecznie i z zyskiem dla każdego pośredniczyć w przesyłaniu Wisłą zboża i spieniężaniu go. Wkrótce też wykorzystano ich jako zarządców i podnajemców we wsiach szlacheckich i magnackich na ziemiach południowo-wschodnich Rzeczpospolitej Obojga Narodów. To właśnie tam szła w tym czasie największa migracja żydowskich społeczności, które osiedlały się w miasteczkach ukraińskich i zajmowały się handlem, rzemiosłem bądź pracą w majątkach szlacheckich. Szlachta szybko stała się nowym patronem Żydów, którzy uczciwie dla niej pracowali (co warto jednocześnie zaznaczyć, wzbudzając wielką nienawiść poddanych).
W ten sposób w kolejnych wiekach wytworzył się chyba najważniejszy fenomen w historii Żydów w Europie Środkowo-Wschodniej – żydowskie miasteczko, czyli tak zwany „sztetl”. Miejsce znane jeszcze z fotografii z dwudziestolecia międzywojennego: nieduża miejscowość pośród wsi i lasów, z kościołem i synagogą oraz rynkiem. A także żydowskimi mieszkańcami, którzy stanowili od połowy do 80-90% ludności takich miejsc. To właśnie w sztetlach, na równi z wielkimi miastami, rozwijało się życie żydowskie, religijność, kultura, stykano się z chrześcijanami czy wrogami Rzeczpospolitej.
Co ciekawe w tym samym okresie powstała jeszcze wyższa forma samorządności żydowskiej. Wszystko było znów spowodowane... pieniędzmi. Żydzi oczywiście płacili podatki do skarbca królewskiego, nie zabierano im jednak ani określonej części zysku, ani też nie pobierano pieniędzy od każdej „głowy”, czyli pojedynczego mieszkańca. Władze państwa żądały po prostu, że wszyscy Żydzi zapłacą określoną kwotę, a już oni sami mieli postanowić, jak to rozwiązać. Słusznie postanowiono, że koszty będą podzielone na wszystkie gminy, zależnie od ich wielkości czy bogactwa. Aby koordynować uczciwy podział, wszystkie samorządy z miast i miasteczek musiały się spotkać i naradzać – tak powstał Sejm Czterech Ziem, podobny nieco do Sejmu staropolskiego, będący w tych czasach jedynym na świecie tak zaawansowanym ciałem życia żydowskiego.
W dawnych wiekach Żydzi znaleźli w Polsce tolerancję i możliwość osiedlenia się i prowadzenia normalnego życia. Polsce odwdzięczyli się pracą na rzecz państwa, rozwojem gospodarki, a także kultury – wszak to właśnie oni byli jednymi z pionierów drukarstwa na naszych ziemiach. Ten obraz tolerancji i pokojowego, choć nie wolnego od napięć, współistnienia, jest pięknym dowodem na to, że między różnymi społecznościami może istnieć zgoda.
Tomasz Leszkowicz – historyk, publicysta portalu internetowego "Histmag.org". Specjalizuje się w historii Polski XX wieku