Złapany człowiek był biały, co w tych stronach było prawdziwą sensacją. Kto by pomyślał, że Kościół sięga tak daleko... Krzaczasta broda i długie włosy ukrywały rysy twarzy. Mężczyzna, pchnięty silną ręką stojącego obok Esteveza – wielkiego Meksykanina o wyjątkowo paskudnej facjacie – stanął przed dowódcą najemników. Ksiądz chwiał się przez chwilę, a potem szepnął po polsku:
– Jezus Maria! Adam!
Adamowi odebrało mowę. Mógł spodziewać się wszystkiego, tylko nie tego, że los, tu i teraz, postawi przed nim Mistrza – dawnego przyjaciela z żarskiego podwórka.
– O, Boże! Człowieku, co ty chcesz zrobić?! – pytał przerażony Mistrz.
– John! Zostaw ich! Niech wszyscy wracają do domów. Dopilnuj, żeby nikomu nic nie stało – krzyknął Gawlik do swojego człowieka.
Wydawszy ten rozkaz, poczuł olbrzymią ulgę, jakby zrzucił z duszy wielki ciężar. Anglik zaś skrzywił się jak dziecko, któremu właśnie odebrano ulubioną zabawkę.
– What the fuck?! – zajęczał, nie rozumiejąc, co ten Polak wyprawia.
Zimny wzrok Adama pozbawił go wszelkich złudzeń co do sensowności ewentualnego oporu.
Typowa afrykańska chata, w której mieszkał Mistrz, okazała się całkiem przytulna. Kompan z żarskiego podwórka krzątał się w rogu pomieszczenia, najwyraźniej przygotowując jakieś jedzenie. Tymczasem Adamowi przemknęły przed oczyma wspomnienia ich wspólnego wypadu do Warszawy, w ’79. Wtedy papież Jan Paweł II przyjechał do Ojczyzny. Nie- formalna pielgrzymka wiernych z Żar do Warszawy nie wyróżniała się niczym szczególnym. Zmobilizowanym przez Mistrza Adamowi, Ryśkowi i Romkowi jakoś jednak nie mogło udzielić się religijne uniesienie, które opanowało tłumy zdążające na plac Zwycięstwa – przyjechali tu raczej z ciekawości.
– Możecie sobie gadać, co chcecie, ale ta nasza Warszawa jest paskudna jak nieszczęście – powiedział Romek, gdy zbliżali się już do miejsca spotkania z papieżem.
– Kraków to nie jest, ale w końcu stolica – skomentował Rysiek. – A ty, Mistrzu? Co o tym myślisz?
– Co? – ocknął się zagadnięty.
– Mistrzu przeżywa papieża – stwierdził Adam.
– Co ty, Mistrzu? Papież jak papież. Normalny człowiek – Romek nawet nie próbował zrozumieć kolegi.
– Mylisz się, Romuś – odpowiedział Mirek. – Znam Karola Wojtyłę nie tylko z opowieści, ale jeszcze z czasów, gdy był zwykłym księdzem. Kiedyś pojechaliśmy z rodzicami na ferie w góry i czekaliśmy na niego w małym kościółku. Wszędzie pełno śniegu, księdza nie ma... Przejechał jakiś narciarz i zaraz potem przy ołtarzu pojawił się ksiądz. Ten narciarz to był nasz dzisiejszy papież. Nigdy nie zapomnę tamtej mszy. To nie jest zwykły papież – to jest wielki kapłan i nietuzinkowy człowiek. Kiedyś wspomnicie moje słowa, chłopaki.
– E tam, gadasz... Niby czemu to miałby być jakiś niezwykły papież? – powątpiewał Romek. – W każdym razie pożywiom, uwidim – jak mawiają nasi bracia radzieccy.
Dotarli na miejsce na tyle wcześnie, by znaleźć się w miarę blisko ołtarza, specjalnie wybudowanego na tę okazję. Do pojawienia się Jana Pawła II na placu Zwycięstwa pozostało jeszcze wiele godzin, lecz już wypełniał się on tłumami wiernych.
– Patrz, cholera, ludzi jak psów – zauważył całkiem trafnie Romek, rozglądając się ciekawie dookoła.
– No – potwierdził Rysiek. – Coś by się zeżarło. Mistrzu, masz jeszcze jakieś kanapki?
– Dwie. Ktoś jeszcze chce? – Mirek wyciągnął dwie kromki chleba przełożone kotletem mielonym.
– Ja – zgłosił się Adam.
Romek nie zwracał uwagi na kolegów pałaszujących kanapki. Podziwiał rozciągające się przed nim morze głów, gęstniejące z każdą minutą. Jakaś nieznana siła gnała tych ludzi na warszawski plac, gdzie już niedługo miał się pojawić papież.
Ich papież.
– I słowo ciałem się stało – powiedział w zamyśleniu Rysiek, gdy kilkugodzinne oczekiwanie dobiegło końca.
Papież Polak zbliżał się do ołtarza przy wtórze braw i entuzjastycznych okrzyków. Adam i Rysiek dali się porwać gorącej atmosferze, klaskali i krzyczeli. Mistrzu stał wpatrzony w papieża. Milczał. Romek rozglądał się wokół – znacznie bardziej fascynowało go zachowanie tłumu, niż sama osoba głowy Kościoła Katolickiego.
Zabrzmiały słowa papieża, doskonale słyszalne w miejscu, gdzie stali młodzi ludzie.
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Umiłowani Rodacy, Drodzy Bracia i Siostry, Uczestnicy eucharystycznej Ofiary, która sprawuje się dziś w Warszawie na placu Zwycięstwa. Razem z wami pragnę wyśpiewać pieśń dziękczynienia dla Opatrzności, która pozwala mi dziś, jako pielgrzymowi, stanąć na tym miejscu. Pragnął – wiemy, że bardzo gorąco – stanąć na ziemi polskiej, przede wszystkim na Jasnej Górze, zmarły niedawno papież Paweł VI. Pierwszy po wielu stuleciach papież-pielgrzym. Do końca życia nosił to pragnienie w swoim sercu i z nim zszedł do grobu”.
Wsłuchali się w jego głos. Był mocny i ujmujący. Coś im mówiło, że za sprawą tego człowieka dzieją się tutaj rzeczy, których nikt nigdy już nie zapomni. Nawet Romek przestał się rozglądać.
„Dzisiaj dane mi jest wypełnić to pragnienie zmarłego papieża Pawła VI wśród was, umiłowani synowie i córki mojej Ojczyzny. Kiedy bowiem – z niezbadanych wyroków Bożej Opatrzności po śmierci Pawła VI i po kilkutygodniowym zaledwie pontyfikacie mojego bezpośredniego poprzednika Jana Pawła I – zostałem głosami kardynałów wezwany ze stolicy św. Stanisława w Krakowie na stolicę św. Piotra w Rzymie, zrozumiałem natychmiast, że moim szczególnym zadaniem jest spełnienie tego pragnienia, którego Paweł VI nie mógł dopełnić na millenium chrztu Polski. Kościół przyniósł Polsce Chrystusa – to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa.
A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa.
I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski – przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. Dzieje ludzi! Dzieje narodu są przede wszystkim dziejami ludzi. A dzieje każdego człowieka toczą się w Jezusie Chrystusie. W Nim stają się dziejami zbawienia”.
– Dobrze gościu gada – powiedział z uznaniem Rysiek.
– No właśnie – potwierdził Romek.
Ta oczywista prawda, przekazana w nadzwyczaj sugestywny sposób, trafiała do młodych, często opornych na takie słowa umysłów. Mistrzu był jak w transie.
cdn
Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów