----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

20 listopada 2014

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

„[…] wpływowa politolożka Hannah Arendt śledziła na sali sądowej w Jerozolimie proces Adolfa Eichmanna, jednego z głównych architektów Endlosung der Judenfrage („ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”). Z wielu względów, Eichmann powinien być uosobieniem zła, niczym Saturn, potwór pożerający własne dzieci, przedstawiony na okładce tego numeru „The Psycholigist”.

W czasie procesu Arendt nie zauważyła jednak, by biło od niego jakieś wyjątkowe zło. Wręcz przeciwnie - uderzyła ją normalność Eichmanna. Wydawał się bezbarwnym, beznamiętnym, prostym człowiekiem. Była tym naprawdę przerażona, znaczyło to bowiem, że nie można było Eichmanna traktować jako człowieka odmiennego od nas wszystkich. Według Arendt (1963), proces pokazał „straszliwą, niedającą się opisać i zrozumieć banalność zła”.

Siła poglądu, że zwykli ludzie mogą robić potworne rzeczy, nie bierze się ani z samej psychologii, ani z samej historii, ale jest efektem ich spotkania. Dotyczy to zarówno opisu tego zjawiska, jak i jego wyjaśnienia. Według Arendt, Eichmann i jego koledzy-biurokraci tak skupiali się na technicznych szczegółach ludobójstwa (np. na ustalaniu rozkładu transportów do obozów śmierci), że przestali dostrzegać szerszy obraz. Nie zdawali sobie sprawy ze zła tkwiącego w ich czynach. Wykonywali po prostu rozkazy, mechanicznie, bez wyobraźni, bez zadawania pytań” (Czy zło jest naprawdę banalne w: Portal Chraktery.pl)

„Banalność zła” przejawia się przecież w świadomej lub nieuświadomionej zgodzie na udział w bezprawiu i zbrodni, nawet jeśli to bezprawie i tę zbrodnię nazywa się dziejową koniecznością, bo wszelakich usprawiedliwień totalitarna propaganda jest w stanie wymyślać bez liku. Co ciekawe, tak zwany szary człowiek, zwykły obywatel równie sprawnie i to bardzo grzecznie i posłusznie nie tylko akceptuje propagandowe kłamstwa, ale pożytkuje je udatnie na własny użytek, by przed samym sobą (a głownie przed innymi) usprawiedliwić swe postępki. W końcu, acz trudno w to uwierzyć, procent kolaborantów, donosicieli, szpicli i wszelkiej maści szmalcowników jest w totalitaryzmach znaczny w stosunku do całości populacji. Pisze o tym Grzegorz Chlasta w bestselerowych  „Czterech”:

„kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych weszliśmy do MSW, próbowaliśmy oszacować mniej więcej, ilu było agentów. Zachowała się dokładna liczba jednego z mniejszych miast wojewódzkich w Polsce, średnio uprzemysłowionego, trochę rolniczego – więc można było je potraktować w charakterze przykładu statystycznego. I na tej podstawie oszacowaliśmy wtedy, że w całej Polsce było 70 tysięcy agentów. Potem, w wyniku prac IPN-u i już takiego systemowego podejścia, padały liczby bardzo zbliżone do naszego szacunku. Liczba zastraszająca, ale cel logiczny – pozyskiwanie agentów po to, żeby wiedzieć, co ludzie robili, robią i będą robić. Taka była istota tego aparatu represyjnego. Bo nie chodziło wyłącznie o wiedzę – chodziło także o zdolność reagowania, kiedy uznano to za niebezpieczne’. /s.18/

W książce tej zresztą możemy znaleźć wiele tego typu informacji, które dosyć drastycznie pozbawiają nas złudzeń, co do historiograficznego dogmatu o „niepokalanym” wymiarze polskiej historii i Polaków. Podobny punkt widzenia, aczkolwiek zaprezentowany w szokująco odmienny sposób pojawia się w „Łaskawych” Jonathana Littella, które poza wszelkimi innymi rzeczami, burzą mit o dobrych i kulturalnych Niemcach, który to mit zresztą budowali nie tylko oni sami. Jeśli przypomnimy sobie „Noce i dni” to motyw ten jest u Dąbrowskiej bardzo mocny i częsty. Barbara z Ostrzeńskich Niechcicowa komentując początek I wojny światowej mówi o tym wprost.

Wracając do Littela warto przypomnieć sobie znakomitą recenzję Edwina Bendyka zamieszczoną w Polityce (2008). Pisze on w niej o „analności zła”, co jest oczywiście nawiązaniem do paru skrajnie szokujących scen fekalno onanistycznych, w których główny bohater metaforycznie i dosłownie doznaje ekstazy „objawienia” nurzając się w swoich odchodach;

"Analność zła" - (analité du mal) skwitował dzieło Littella francuski filozof Philip Sollers, nawiązując do słynnej książki Hannah Arendt relacjonującej proces Eichmanna.
„Łaskawe" przekonują, że absolutne zło, jakie uaktywnił nazizm, jest skutkiem złamania wszystkich tabu, zakazów, dzięki którym społeczeństwo może funkcjonować, mimo czającej się gdzieś w głębi pierwotnej przemocy. Wyrafinowana kultura oprawców to jedynie pusta skorupa” – tak, jak widać to we wspomnieniach  byłego oficera SS, Maximiliana Aue, doktora prawa konstytucyjnego, miłośnika muzyki, literatury i filozofii, a jednocześnie nazistowskiego zbrodniarza, któremu po wojnie udało się uniknąć kary i znaleźć bezpieczny azyl za biurkiem dyrektora fabryki koronek na północy Francji. Szokujący autoportret nazisty-estety, który patrząc na pogromy ludności żydowskiej myśli o Platonie i bardziej niż Rosenberga czy Hansa Franka woli cytować Tertuliana.

Bardzo wyrafinowanie poprowadzona historia młodego, przystojnego nazistowskiego oficera perwerta, który nie tylko kocha się w swej siostrze, morduje swoich rodziców, pozwala sobie na homoseksualne ekscesy, bierze aktywny udział w zbiorowych mordach i do końca nadzoruje „ostateczne rozwiązanie” kwestii żydowskiej, przechodzi przez oblężenie Stalingradu i upadek Berlina, a na koniec pstryka Hitlera w nos, gdy ten jest już w swoim bunkrze i przygotowuje się na śmierć.

I jakkolwiek możemy go posądzać o dekadencję, wyrafinowanie i kulturowe znudzenie, które może prowadzić do zbrodni, perwersji i wyuzdania, to nie zmienia to faktu, iż wszelkie jego działania, a także wszelkie działania takich oprawców jak Eichmann, Mao, Stalin, Hitler, Pol Pot czy Mugabe nie byłyby możliwe bez współpracy i udziału w nich (świadomego czy nieuświadomionego – bezpośredniego czy pośredniego) zwykłych szarych ludzi.

Zbyszek Kruczalak



----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor