„Życie nabiera sensu, kiedy patrzysz na nie jako na tajemnicę, której sens umyka konceptualizującemu umysłowi”.(A. De Mello)
„Kiedy zaczniesz patrzeć na świat przez pryzmat ideologii, jesteś skończony. Żadna rzeczywistość nie wpasuje się w żadną ideologię. Życie jest bogatsze. Dlatego też ludzie ciągle poszukują znaczenia życia. A życie nie ma znaczenia, nie może mieć znaczenia, bo znaczenie jest formułą, znaczenie jest czymś, co jest sensowne dla umysłu. Zawsze skoro tylko wyławiasz sens z rzeczywistości, napotykasz coś, co sens ten niszczy. Znaczenie może być odnalezione tylko wówczas, gdy poza nie wykroczysz. Życie nabiera sensu, kiedy patrzysz na nie jako na tajemnicę, której sens umyka konceptualizującemu umysłowi”. (s.157, Przebudzenie)
Cytuję ten fragment z książki ojca de Mello już po raz trzeci, ponieważ jest on ważny nie tylko dla koncepcji rozumienia człowieka zbudowanej przez samego autora, ale jest także zasadniczy (przez swoją nadzwyczajną inność) dla rozumienia sensu istnienia człowieka w ogóle. Anthony de Mello, jezuita łączący paradygmat myśli chrześcijańskiej z buddyzmem zwraca w tym cytacie uwagę na kulturowe „koleiny” myślenia, w które wpadamy przez kontekst, w jakim postępowało nasze uczenie się, poznawanie, przyswajanie całego zaplecza kulturowego narzucanego nam za pośrednictwem, czy też w rezultacie posługiwania się określonymi (zdeterminowanymi miejscem urodzenia, rodzicami, wychowawcami, etc.) strukturami językowymi (pojęciowymi). Głęboko zakorzenione w myśli europejskiej przekonanie o potrzebie szukania sensu życia poprzez racjonalizację tegoż, kierunkuje owe poszukiwania ku naszemu wnętrzu. To, co wydaje się nam być istotne i sensowne w naturalny dla nas sposób lokujemy w „rozumności”. To, co „nierozumne”, to znaczy nie wpisujące się w znany nam paradygmat poznania (rozpoznawania, opisywania, kategoryzowania, unaukowiania) z łatwością odrzucany określając jako „nierozumne”, albo „bezrozumne”.
Co ciekawe, jeśli przyjrzeć się bliżej mottu: „Życie nabiera sensu, kiedy patrzysz na nie jako na tajemnicę, której sens umyka konceptualizującemu umysłowi” – trudno nie zauważyć elementarnego wymiaru życia usensownionego w swoistej „bezrozumności” którą jest tajemnica. To poprzez tajemnicę, czyli coś niemożliwego do zracjonalizowania, ostatecznego zrozumienia i zakwalifikowania możemy starać się w jakiś sposób dotknąć istoty. Gdzie oważ /istota/ się lokuje, to już zupełnie inna sprawa, jakkolwiek warto tu zacytować rozważania na ten temat zawarte w kultowym tekście Victora Frankla „Człowiek w poszukiwaniu sensu”:
„Jako że każda sytuacja stawia przed człowiekiem konkretne wyzwanie lub problem do rozwiązania, pytanie o sens życia można by z powodzeniem odwrócić. Koniec końców, zamiast pytać o sens swego życia, człowiek powinien uświadomić sobie, że to on sam jest adresatem tego pytania. Inaczej: życie każdemu z nas stawia pytania, a jedynym sposobem, żeby mu odpowiedzieć, jest odpowiadać za swoje życie, być za nie odpowiedzialnym. Tym samym logoterapia dostrzega w odpowiedzialności istotę ludzkiej egzystencji” (Człowiek w poszukiwaniu sensu, s. 164)
Odpowiedzialność jednakowoż samo w sobie nie wyjaśnia nam „lokalizacji” sensu naszego życia. Mówi raczej o tym, czym sens może być, ale nie daje odpowiedzi na pytanie gdzie on jest?
Victor Frankl mówi dalej:
„twierdząc, że człowiek jest istotą odpowiedzialną i zobowiązana stale urzeczywistniać sens potencjalnie zawarty w każdej życiowej sytuacji, pragnę jednocześnie podkreślić (pisze V. Franl), że prawdziwy sens życia odnajdziemy raczej w świecie zewnętrznym niż w sobie samym, jako że nie jest prawdą twierdzenie, iż człowiek stanowi system zamknięty. Nazwałem ową konstytutywną cechę samo-przekraczaniem ludzkiej egzystencji. Należy przez to rozumieć, że człowiek zawsze kieruje się oraz jest kierowany w stronę czegoś lub kogoś innego niż on sam – może to być zarówno oczekujący wypełnienia sens, jak i inny człowiek, którego spotykamy na swojej drodze.
Im bardziej zapominamy o sobie – oddając się sprawie, której pragniemy służyć, bądź też osobie, którą pragniemy kochać – tym głębsze jest nasze człowieczeństwo i tym bardziej urzeczywistniamy swój potencjał. To, co znamy pod nazwą samo-urzeczywistnienia, jest niczym innym, jak nieosiągalnym celem, z tego prostego względu, że im bardziej dążymy do samo-urzeczywistnienia, tym bardziej się od niego oddalamy. Innymi słowy, samo-urzeczywistnienie możliwe jest wyłącznie, jako efekt uboczny samo-transcendencji”(s.166) – czyli wykraczania poza siebie. Jeśli nie wszystkie aspekty myślenia de Mello i Frankla wydają się być w tych cytowanych fragmentach „kompatybilne” to jeden element jest im zdecydowanie wspólny, a jest nim kategoria tajemnicy, kategoria wykraczania poza, kategoria niemożności znalezienia kompletnej odpowiedzi na pytanie o sens naszego istnienia, bo on zawsze pozostaje częściowo zakryty przez tajemnicę, a poza tym wiemy, że musi być „gdzieś”, ale to „gdzieś” jest raczej niejasno (tajemniczo) zlokalizowane.
Jak pisali Marcel i Levinas w swych tekstach z filozofii dialogu mamy z tym niemały problem, bo:
„Problemem jest coś, co spotykam, co mi zagradza drogę, jest w całości przede mną. Tajemnica natomiast jest to coś, w co jestem zaangażowany, co wobec tego z istoty swej nie może być w całości przede mną”, bo z tajemnicą jest jak z wolnością, o czym wprost i dosłownie mówił Tischner, gdy pytał w swych wykładach:
„Czymże jest wobec tego wolność jako taka?
Wolności jako takiej, ogólnej – po prostu nie ma. /Dla Hegla każdy człowiek jest w ostatecznym rozrachunku wolny taką wolnością, jaką zdoła sobie uświadomić. Istnieje tylko wolność uświadomiona, która jest tożsama ze świadomością wolności/. Aksjologiczny wymiar tej wolności polega na tym, że jest ona zawsze wartością do porzucenia i do odzyskania zarazem. (Tischner, Istota wolności)
Straszne to i groźne, bo musimy tę całą /tajemnicę/ jakoś rozświetlić, rozpoznać, odsłonić sami. Znowu jesteśmy skazani na poszukiwanie złotego runa w dosyć groteskowym kontekście poruszania się w zaciemnionym kompletnie pokoju i do tego z zawiązanymi oczami. Pozostają nam jakkolwiek inne zmysły, których użyć musimy, by choć częściowo „dotknąć” owej tajemnicy.
(kontynuacja w przyszłym tygodniu)
Zbyszek Kruczalak